Nowych miejsc lęgowych w wiklinowych koszach szukają dla sów uszatych wielkopolscy ornitolodzy
– Pierwsze pisklęta już mają obrączki – chwali się Marek Maluśkiewicz z Nadnoteckiego Koła Towarzystwa Ochrony Przyrody "Salamandra". Oznakowane zostały młodziutkie sowy, które wykluły się w tym roku na terenie dwóch powiatów: czarnkowsko-trzcianeckiego i pilskiego.
Właśnie na tym terenie Nadnoteckie Koło "Salamandry" od trzech lat prowadzi program "Ochrona sowy uszatej w północnej Wielkopolsce". Przyrodnicy zamontowali na drzewach śródpolnych lasów 40 wiklinowych koszy. Nie wszystkie kosze przetrwały, kilka zostało ściętych razem z drzewami. – W tym roku skontrolowaliśmy 30 koszy i w czterech z nich stwierdziliśmy lęg uszatki. A to znaczy, że sowy uszate występują na co czwartej kontrolowanej przez nas powierzchni – mówi Maluśkiewicz. Przyrodnicy widzieli ślady tych sów (pióra i tzw. wypluwki) na 11 innych obszarach, ale bez lęgu. Szacują więc, że na tych terenach sowy mieszkają, ale są jeszcze zbyt młode, by wydać potomstwo.
Dlaczego na gniazda dla sowy uszatej wybrano akurat wiklinowe kosze? Bo ptaki te nie budują swoich gniazd, tylko do lęgów wykorzystują opuszczone siedliska innych gatunków: wron, srok czy myszołowów. Gniazda z koszy wiklinowych są bezpieczniejsze od naturalnych gniazd, bo pisklęta bardzo rzadko z nich wypadają. Poza tym kosze wieszane są w miejscach, gdzie niemal nie występują najgroźniejsze dla nich drapieżniki, np. ptaki krukowate, które porywają jaja i pisklęta sów. Wiklinowe kosze znakomicie sprawdziły się najpierw w podobnych projektach za granicą, a potem na polskim Mazowszu. Dzięki takim koszom także populacja sów uszatych w Wielkopolsce ma szansę zdecydowanie się zwiększyć. Latem na drzewa "powędruje" kolejnych 20 koszy.
Jednocześnie przyrodnicy z Salamandry prowadzą kampanię informacyjną w szkołach, rozdają foldery informujące nie tylko o ochronie sów uszatych, ale także zadrzewień śródpolnych, które te ptaki wykorzystują.
Sowę uszatą (Asio otus), zwaną także uszatką, najłatwiej rozpoznać po charakterystycznych "uszach". Nie mają one jednak nic wspólnego z narządem słuchu – to tylko kępki piór. Uszatka podobna jest do puchacza, lecz znacznie od niego mniejsza i z inną szlarą (układem piór wokół głowy). Jest aktywna nocą, ale poluje o zmierzchu i świcie. Gniazduje na obrzeżach lasów i zadrzewieniach śródpolnych, ale niektóre okazy zamieszkują także parki. Sowy uszate zazwyczaj przystępują do lęgów dwa razy do roku. Żywą się gryzoniami i małymi ptakami. W ciągu jednego lata uszatka potrafi zjeść ponad 1000 gryzoni. Dzięki obfitemu upierzeniu sowy wyglądają na znacznie większe niż są w rzeczywistości. Po oskubaniu uszatki, pozostałoby ciało niewiele większe od kosa! Upierzenie jest nie tylko gęste, ale też pokryte miękką powłoką, co sprawia, że sowa leci bezszelestnie. Krajową populację szacuje się na 7-11 tys. par. W Wielkopolsce jest prawdopodobnie ponad 350 par.
Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
Komentarze (0)