Piłkarze potrafią „gryźć trawę” i podobno czasami robią to nawet dosłownie, a nie tylko w przenośni. Czy podobnie jest z miejskimi ogrodnikami i zakładami miejskiej zieleni, które prowadzą zabiegi pielęgnacyjne trawników na skwerze albo w miejskim parku? Wygląda na to, że tak.

Mimo zmian klimatycznych i kłopotów z budżetami miejskimi psy nadal mają tam po czym biegać, a ludzie mogą spokojnie płacić mandaty za ich deptanie, czyli niszczenie. Jednak najważniejsze wydaje się to, iż wokół nas jest po prostu zielono dzięki niepozornym źdźbłom. A te, jak to jest ciągle w środowisku naturalnym, stanowią nadal nieodkrytą do końca tajemnicę i wymagają od człowieka wiele pracy, wiedzy i nieodłącznych pieniędzy.

Trawa to wyzwanie

Trawa przed domem albo w ogrodzie i ta jedzona przez krowy na pastwisku różnią się i to zasadniczo od tej w miejscach publicznych, a więc na miejskim skwerze, w parku czy po prostu przed blokiem lub w miejskich alejkach, w osiedlowych przestrzeniach albo obok chodników i jezdni. Ich jedyny wspólny mianownik to kolor – zieleń, każda z nich też wymaga wody, nawożenia i pielęgnacji, czyli w konsekwencji człowieka i jego czasu oraz sporej gotówki z budżetów JST. W miastach bowi...