26 lat Klubu Gaja to setki akcji i działań na rzecz ochrony środowiska. Spytam przekornie – chce się Panu jeszcze?
Hmm… Powiem tak: patrząc na to, że ludzie przysyłają nam listy, sprawozdania z tego, co robią, to chce mi się jeszcze bardziej. Bo widzę, że ta nasza robota ma sens. Przyroda wciąż nie stanowi dla ludzi takiej wartości, jaką powinna. Widzę też, że z kolei ludzie, którzy się nią interesują czy o nią dbają, nie są w stanie jej sami obronić, np. przed deweloperką. Ostry kapitalizm, który zapanował szczególnie w miastach, czasem, niestety, wygrywa z przyrodą. Ale, z drugiej strony, gdzieś tam pod powierzchnią rodzą się wspaniałe obywatelskie inicjatywy, które potrafią wzruszać.
Ta społecznikowska aktywność to dowód, że mimo tego, co w tym roku podkreślano szczególnie, a więc sukcesów w ochronie środowiska w ciągu 25 lat polskiej demokracji, wciąż jest w tej dziedzinie wiele do zrobienia.
Nie tylko mamy co robić, ale podkreślamy, że trzeba spojrzeć wstecz na popełnione błędy i wypaczenia. Jak spojrzymy na nadchodzący 2015 r. i termin wejścia w życie dyrektywy wodnej, to widzimy, że jesteśmy zapóźnieni w sposób nieprawdopodobny. I już Unia Europejska grozi nam karami za to, że nie zmniejszyliśmy dopływu azotanów do wód. A zatem owszem, w ciągu tych 25 lat mieliśmy sukcesy, ale też bardzo wielu rzeczy nie zrobiliśmy. W tym pędzie do rozwoju cywilizacyjnego i podnoszenia jakości życia obywateli przyroda nie była i nie jest priorytetem. Ja mieszkam w górach i widzę, co spala się w domowych paleniskach. Są dni, że, niestety, nie da się wyjść z domu, bo powietrze tak dusi. W Krakowie nie przypadkiem ludzie „wyszli na ulice” w sprawie zakazu palenia węglem w piecach, bo chcą bronić zdrowia swoich dzieci. Nie przesadzajmy więc z tym świętowaniem sukcesów, bo naprawdę jeszcze bardzo dużo mamy do zrobienia.
Kto ma się za to zabrać? Władze, politycy czy każdy mieszkaniec z osobna? I w jaki sposób?
Moim zdaniem, trzeba zacząć od tego, że wszyscy jesteśmy obywatelami. I pan, i ja, i politycy. Każdy z nas, szarych zjadaczy chleba. Bo wszyscy oddychamy tym samym powietrzem. W łańcuchu obywatelskim każdy z nas ma więc coś do zrobienia. I tak człowiek, który pali w piecu, powinien wiedzieć, że nie spala się w nim plastiku, a z kolei ustawodawca powinien zrobić wszystko, żeby mu to uniemożliwić i ułatwić spalanie lepszej jakości kopalin albo doprowadzić do sytuacji, żeby w ogóle nie musiał tymi kopalinami palić. Nie można więc zrzucać obowiązku dbania o środowisko tylko na polityka albo tylko na mieszkańca. Musimy po prostu robić to wszyscy razem.
A czy jest taka wola w społeczeństwie i wśród polityków? Czy Polacy po 25 latach życia w trochę innym kraju mają już świadomość, że to, ile wody zużyją, odpadów wyprodukują czy ile kilometrów przejadą po mieście samochodem zamiast tramwajem – ma znaczenie? Czy dorośli do dbania o środowisko w takim codziennym wymiarze?
Krótka i zdecydowana odpowiedź na takie pytanie brzmi: nie. Nie dorośliśmy do tego. Sami się trujemy, wiedząc o tym. Na dodatek nie zmieniamy swoich zachowań. Coś jest więc z nami nie tak.
Trochę to frustrujące…
No, tak jest… Co trzeba więc zrobić? Trzeba budować taki model społeczny, w którym każdy polityk, dziennikarz, ekolog i zwykły obywatel zobaczy, że z ochrony środowiska można mieć korzyści. Że to w jego interesie leży mieć czyste powietrze i czystą wodę. Interes buduje się w okresie wieloletnim, najpierw trzeba w niego zainwestować. Potrzeba zarówno zgody obywatela na pewne ograniczenia, jak i gotowości polityka do poniesienia konsekwencji podejmowanych decyzji, także tych niepopularnych, za które nikt nie będzie go całował po rękach.
Inwestycje w środowisko na pewno nam się opłacą. Dobrze, że np. lekarze mówią głośno, iż nie warto inwestować w elektrownie spalające węgiel, bo w perspektywie kilku lat trzeba będzie płacić miliardy złotych na leczenie chorób płuc, które wynikają z zanieczyszczenia powietrza. Nie chodzi tu, oczywiście, tylko o samą energetykę, takich przykładów jest więcej. Generalnie trzeba patrzeć na to, jak różne działania przekładają się później na nasze zdrowie. To najlepiej przemawia do ludzi.
Największe wyzwania, z jakimi przyjdzie Polsce zmierzyć się w ochronie środowiska w najbliższych latach, to…
Nie różnimy się od świata, zatem bez wątpienia będziemy musieli zmierzyć się ze zmianami klimatu. Adaptacja ekonomiczna, społeczna i mentalna do zmian klimatu będzie naszym wyzwaniem na dziesięciolecia.
Adaptacja brzmi trochę tak, jakbyśmy musieli się pogodzić z tym, co nieuchronne.
Niekoniecznie, ponieważ to też będzie wymagało od nas ogromnych zmian w gospodarce czy stylu życia. Podobno w ciągu 5 lat z powodu zmian klimatu nie będzie kakao i czekolady albo staną się tak drogie, że nikogo nie będzie na nie stać. Z kolei moi sąsiedzi w Beskidach, którzy mieli ośrodek narciarski, w ubiegłym roku nie mieli odrobiny śniegu i zbankrutowali. A więc pewne rzeczy będące skutkiem zmian klimatu dzieją się już na naszych oczach, a my nadal nie widzimy związku. Żarty się skończyły, trzeba działać.
Rozmawiał Lech Bojarski
Jacek Bożek
Tegoroczny laureat Nagrody Pracy Organicznej im. Wojciecha Dutki w kategorii „Osobowość” wyróżniony podczas październikowej gali Kongresu Envicon 2014. Założyciel i prezes Klubu Gaja, społeczny innowator. Ekspert w dziedzinie działań społecznych w obszarze ochrony środowiska i zwierząt. Odznaczony m.in. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za budowanie społeczeństwa obywatelskiego (2011).
Komentarze (0)