W czasach, gdy firmy wodociągowe produkują wodę wysokiej jakości, nadal pokutuje pogląd, że lepsza jest ta z tzw. źródełek i studni publicznych. Przeczą temu jednak badania. Gorlicki sanepid przebadał sześć studni publicznych na terenie miasta. Są pośród nich takie, w których zawartość bakterii z grupy coli wynosi ponad 2400 jednostek na 100 ml wody, gdy dopuszczalny poziom wynosi zero. Woda była też mętna i cuchnąca, a zatem absolutnie nie nadaje się do spożycia.
Dziennikarze „Gazety Krakowskiej” odwiedzili miejsce, w którym znajduje się studnia publiczna przy ulicy Kościuszki w Gorlicach. Zapytani mieszkańcy odpowiadają, że korzystają z niej, bo woda im smakuje. Nie dowierzają też, że może być ona skażona bakteriami coli, bowiem w okolicy nie ma nigdzie ani szamb, ani gospodarstw rolnych…
Próbki do badań zostały pobrane 20 czerwca, a już następnego dnia gorlicki sanepid wydał decyzję, że w sześciu studniach publicznych woda nie nadaje się do spożycia. Informację opublikował gorlicki ratusz – na pompach naklejono kartki z ostrzeżeniem przed spożyciem.
Problem jest powszechny
Badania jakości wody ze studni przydomowych od kilku lat prowadzi spółka Sądeckie Wodociągi. Co roku okazuje się, że nie spełniają one podstawowych wymagań jakości. W ubiegłym roku woda ze wszystkich przebadanych studni była zanieczyszczona bakteriami, w tym 94 procent bakteriami kałowymi.
Także poznański Aquanet zwraca uwagę na jakość wody spoza systemu wodociągowego. Grzegorz Podolski, starszy technolog ds. produkcji wody z poznańskiego Aquanetu zawraca uwagę na to, że największe zagrożenie w niekontrolowanych ujęciach stanowi mikrobiologiczny skład wody. Jeśli w wodzie znajdują się bakterie, mogą wywołać epidemie. W stacjach uzdatniania wody, gdzie woda poddawana jest wielofazowej kontroli, nie ma takiego ryzyka. Nad jeziorem Malta jest źródełko, z którego mimo ostrzeżeń Sanepidu, ludzie masowo pobierają wodę. Tymczasem w okresach deszczowych i po nich nie nadaje się ona absolutnie do spożycia ze względu na ilość bakterii spłukiwanych do gruntu – przestrzega Grzegorz Podolski.
Źródło: gazeta krakowska
Komentarze (0)