Jak podkreślił prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) Jakub Faryś, kryzys wywołany pandemią COVID-19 i jego konsekwencje dotknął wielu sektorów gospodarki. Branża motoryzacyjna jest jedną z nich – zarówno w obszarze produkcji pojazdów, części i podzespołów, jak też sprzedaży.
Szacuje się, że w całej Europie średnio każdy zakład produkujący auta miał co najmniej miesięczny przestój. W wielu krajach, w wiosennych miesiącach na skutek zamknięcia salonów sprzedaż spadła praktycznie do zera. W Polsce, co prawda z kłopotami, ale sprzedaż szła, a klienci mieli możliwość naprawy i serwisowania swoich pojazdów. Dużo gorzej wygląda jednak sytuacja w zakładach produkujących pojazdy.
– Ponieważ ok. 98 proc. wyprodukowanych w Polsce samochodów wyjeżdża za granicę, a w większości krajów europejskich drastycznie spadła sprzedaż, i co bardzo ważne pojawiły się poważne problemy logistyczne, linie produkcyjne zostały zatrzymane – powiedział J. Faryś. – Podobna sytuacja miała miejsce w większości zakładów wytwarzających części i podzespoły, a trzeba pamiętać, że Polska jest jednym z europejskich liderów w ich produkcji. Wiemy już, że z powodu pandemii nie zostało wyprodukowanych co najmniej 3 mln pojazdów. Niestety, wszystko wskazuje, że liczba ta będzie się powiększać.
Przewidywany dalszy spadek produkcji aut
Prognozy dla Polski wskazują, że spadek produkcji będzie bardzo znaczny, a rejestracje nowych samochodów osobowych, dostawczych, ciężarowych i autobusów obniżą się odpowiednio o ok. 23 proc., 15 proc., 30 proc. i 40 proc.
– Oprócz tego pod koniec 2020 roku pojawił się jeszcze inny problem, który dotyczy wyprodukowanych, a nie sprzedanych w ub.r. pojazdów. Otóż, w 2021 roku już nie będzie można ich zarejestrować, ponieważ wchodzi w życie nowa norma emisji spalin. Przepisy co prawda zezwalają na rejestrację określonej ilości pojazdów z poprzednią normą, jednak problem w tym, że przez pandemię jest ich więcej niż zezwala rozporządzenie Komisji Europejskiej – mówi J. Faryś.
Zdaniem szefa PZPM problem dotyczy wielu tysięcy aut, a branża, która już i tak została poważnie osłabiona skutkami pandemii, podejmuje gorączkowe działania, aby sobie jakoś poradzić z tym problemem. Przede wszystkim importerzy i dealerzy próbują sami zarejestrować te samochody.
Kiepskie nastroje branży i jej klientów
W cenie Farysia rok 2021, mimo nadziei na poprawę, nie zapowiada się zbyt dobrze. W obawie przed trzecią falą pandemii w ostatnich tygodniach wiele krajów ogłosiło kolejne ograniczenia i zaostrzyło kwarantannę. To już spowoduje spadek sprzedaży, a jeśli lockdown obejmie salony samochodowe w krajach europejskich, branża poniesie kolejne straty.
Niepewna sytuacja mocno wpływa na nastroje konsumentów. Tymczasem utrzymanie produkcji i popytu na samochody to utrzymanie dziesiątek tysięcy miejsc pracy w sektorze i jego otoczeniu. Warto przypomnieć, że w Europie to kilkanaście milionów zatrudnionych, w Polsce kilkaset tysięcy.
– Zarówno klienci instytucjonalni, jak też indywidualni mogą w 2021 roku wstrzymywać się z zakupem pojazdów, co dodatkowo pogłębi spadek produkcji i sprzedaży. Niezbędne są więc działania rządów, mające na celu uelastycznienie przepisów w obszarze produkcji, jak na przykład w obszarze prawa pracy lub wprowadzenie przepisów ułatwiających sprzedaż i rejestrację pojazdów – apeluje J. Faryś. – Musimy sprostać wyzwaniu jakim jest konieczność drastycznego ograniczenia emisji szkodliwych substancji, a więc trzeba wprowadzać na rynek pojazdy niskoemisyjne, czyli elektryczne, hybrydy, hybrydy plug-in, czy CNG i LNG. To wszystko wymaga jednak wielkich inwestycji, a pandemia już spowodowała znaczne straty.Tak więc nie tylko obecny rok, ale i następne lata, to będzie czas wielkich wyzwań dla branży motoryzacyjnej.
Komentarze (0)