Jałowy bieg samorządu
Ludwik Węgrzyn
przewodniczący Zarządu Związku Powiatów Polskich
Nowy rok rozpoczął się pogodnie, choć nasze przyzwyczajenia nastawione są na nieco bardziej zimową aurę. Służby komunalne i inne jednostki organizacyjne drogownictwa znajdują się w dość dwuznacznej sytuacji. Z jednej strony mogą się cieszyć, gdyż nie ma pracy, a co się z tym wiąże – nie dręczą ich uszczypliwe media, jednak z drugiej mają one świadomość, że nie otrzymują żadnych pieniędzy. Gdy jednak pewnego poranka temperatura spadła poniżej zera, na efekty złego zimowego utrzymania chodników nie trzeba było długo czekać – nasz premier wywinął regularnego „orła” u stóp Wielkiego Brata. Media z niewiadomych przyczyn wielokrotnie powtarzają, że upadek był efektem wyłącznie pobożności, gdyż szef rządu zmierzał do kaplicy. Nieprawdą na pewno jest wyjątkowo perfidna plotka, że upadek był następstwem politycznie (może nie tylko) upojnej nocy związanej z posiedzeniem rady politycznej PiS. Szkoda na pewno (i to niemała) jest, gdyż szef rządu doznał uszczerbku na zdrowiu. Jednak oprócz szkód zdrowotnych i moralnych jest także szkoda materialna dla budżetu Kancelarii Prezydenta, gdyż po owym wypadku zarządzono wykonanie podgrzewania chodników przed pałacem na koszt rzeczonej Kancelarii, a bardziej precyzyjnie – na koszt podatników.
W jednostkach samorządu terytorialnego wydawać by się mogło, że problemy polityczne i personalne zostały ostatecznie na cztery lata rozstrzygnięte, gdy nagle pojawił się kryzys. Przybrał on formę oświadczeniową, związaną ze złożonymi przez członków organów uchwałodawczych i ich organów wykonawczych oświadczeniami majątkowymi oraz oświadczeniami o majątkach ich współmałżonków. Problem ten nie tyle sprowadza się do składania lub zaniechania składania oświadczeń, ile dotyczy niespójności obowiązującego w tym zakresie prawa. Intencją ustawodawcy wprowadzającego obowiązek oświadczeń majątkowych i oświadczeń o działalności gospodarczej współmałżonków była walka z korupcją. Obowiązek składania oświadczeń majątkowych wprowadzony został ustawą o samorządzie gminnym, która ustala sankcje za niedotrzymanie terminu w postaci pozbawienia diet czy uposażenia. Ustawa Ordynacja wyborcza zaostrzyła tę sankcję, pozbawiając osoby, które nie złożyły stosownych oświadczeń, mandatu. Wprowadzając obostrzenie sankcji w Ordynacji wyborczej, ustawodawca nie znowelizował jednocześnie pierwotnego zapisu z ustawy o samorządzie gminnym, co spowodowało, że w dwóch obowiązujących ustawach za takie samo niedopełnienie obowiązku lub niedotrzymanie zakreślonego terminu obowiązują dwie różne kary.
Ustawa określa terminy złożenia oświadczeń. W jednym przypadku jest to 30 dni od dnia wyboru, a w drugim – od dnia złożenia ślubowania. Różne terminy nie są niczym uzasadnione, wywołują tylko poważne nieporozumienia i w większości przypadków są przyczyną powstałych opóźnień. Nie jest to, niestety, jedyna nieścisłość, jaką obarczone są te dwa przepisy. Samo określenie „termin wyboru” może być również różnie interpretowane. Sądy administracyjne w większości wyroków przyjmują, że jest to dzień głosowania, są jednak znane przypadki, gdy wskutek np. protestów wyborczych decyzję o wynikach wyborów sąd podjął kilka miesięcy później. Wątpliwości budzi także kwestia, czy mandat ulega wygaszeniu automatycznie, czy też decyzję w tej sprawie musi podjąć właściwa rada, która może uznać opóźnienie za usprawiedliwione.
Za przyjęciem drugiej interpretacji tego ustawowego zapisu przemawia fakt, że ta sama ustawa gwarantuje radnemu, burmistrzowi, prezydentowi, staroście prawo do złożenia radzie wyjaśnień, a tym samym do obrony przed stawianymi mu zarzutami. Gdyby wygaszenie mandatu następowało automatycznie, to składanie wyjaśnień byłoby pozbawiane sensu. W każdym z opisanych przypadków uchwała rady może być zaskarżona do sądu administracyjnego. Jeżeli rada stwierdzi wygaśnięcie mandatu, to osobie dotkniętej wygaszeniem mandatu i obywatelom przysługuje prawo skargi, a jeżeli ona odmówi, to wojewoda w trybie nadzoru może stwierdzić nieważność takiej uchwały, co z kolei rada może zaskarżyć do sądu administracyjnego.
Kontrowersje wzbudza twierdzenie, że mandat wygasł z datą upływu ustawowego terminu złożenia oświadczenia. Zgodnie z taką koncepcją, ponad 200 jednostek samorządu terytorialnego obecnie pozbawionych jest władz, a w kilkuset innych działają nie w pełni legalne rady. Oznaczałoby to wielomiesięczny pełny paraliż administracji samorządowej, a tym samym władzy terenowej w znacznej części kraju.
Po raz kolejny stwierdzam, że obowiązujące prawo jest niespójne i niejednoznaczne, co prowadzi do nieporozumień. Dotyczy to nie tylko obecnej sytuacji (która z uwagi na podtekst polityczny związany z wyborem prezydenta Warszawy została nadmiernie rozdmuchana), lecz także praktycznie większości uchwalanych w ostatnich latach ustaw. W podobnie złym stanie są wydawane do nich akty wykonawcze. Urzędnik stosujący prawo ma obowiązek to prawo znać oraz je przestrzegać. Tym bardziej obywatel ma prawo wierzyć, że wszystkie artykuły opublikowanego tekstu jednolitego obowiązującej ustawy są rzeczywiście obowiązujące. Zamęt, jaki powstaje przy niespójności, niejasności i niejednoznaczności prawa, prowadzi do dowolności w jego interpretacji. Stanowi to poważne zagrożenie dla stabilności administracji i sprawności zarządzania jednostkami samorządu terytorialnego, a tym samym grozi spadkiem zaufania społecznego do władz. Jest to bardzo poważny koszt społeczny, który poniesiemy wszyscy. Ponowne wybory w kilkuset gminach wywołają wyłącznie negatywne skutki. I tak w większości wybrani zostaną ci sami ludzie, a samorządy stracą czas, poniesione zostaną wielomilionowe koszty i, co najważniejsze, nadwyrężone zostanie zaufanie obywateli do władzy lokalnej.
Powracając do kampanii wyborczej i angażując w te działania ogromne w skali kraju siły i środki, na pewno nie ułatwimy sobie procesu wykorzystania środków unijnych. A drugi raz taka sytuacja może się nie powtórzyć.
przewodniczący Zarządu Związku Powiatów Polskich
Nowy rok rozpoczął się pogodnie, choć nasze przyzwyczajenia nastawione są na nieco bardziej zimową aurę. Służby komunalne i inne jednostki organizacyjne drogownictwa znajdują się w dość dwuznacznej sytuacji. Z jednej strony mogą się cieszyć, gdyż nie ma pracy, a co się z tym wiąże – nie dręczą ich uszczypliwe media, jednak z drugiej mają one świadomość, że nie otrzymują żadnych pieniędzy. Gdy jednak pewnego poranka temperatura spadła poniżej zera, na efekty złego zimowego utrzymania chodników nie trzeba było długo czekać – nasz premier wywinął regularnego „orła” u stóp Wielkiego Brata. Media z niewiadomych przyczyn wielokrotnie powtarzają, że upadek był efektem wyłącznie pobożności, gdyż szef rządu zmierzał do kaplicy. Nieprawdą na pewno jest wyjątkowo perfidna plotka, że upadek był następstwem politycznie (może nie tylko) upojnej nocy związanej z posiedzeniem rady politycznej PiS. Szkoda na pewno (i to niemała) jest, gdyż szef rządu doznał uszczerbku na zdrowiu. Jednak oprócz szkód zdrowotnych i moralnych jest także szkoda materialna dla budżetu Kancelarii Prezydenta, gdyż po owym wypadku zarządzono wykonanie podgrzewania chodników przed pałacem na koszt rzeczonej Kancelarii, a bardziej precyzyjnie – na koszt podatników.
W jednostkach samorządu terytorialnego wydawać by się mogło, że problemy polityczne i personalne zostały ostatecznie na cztery lata rozstrzygnięte, gdy nagle pojawił się kryzys. Przybrał on formę oświadczeniową, związaną ze złożonymi przez członków organów uchwałodawczych i ich organów wykonawczych oświadczeniami majątkowymi oraz oświadczeniami o majątkach ich współmałżonków. Problem ten nie tyle sprowadza się do składania lub zaniechania składania oświadczeń, ile dotyczy niespójności obowiązującego w tym zakresie prawa. Intencją ustawodawcy wprowadzającego obowiązek oświadczeń majątkowych i oświadczeń o działalności gospodarczej współmałżonków była walka z korupcją. Obowiązek składania oświadczeń majątkowych wprowadzony został ustawą o samorządzie gminnym, która ustala sankcje za niedotrzymanie terminu w postaci pozbawienia diet czy uposażenia. Ustawa Ordynacja wyborcza zaostrzyła tę sankcję, pozbawiając osoby, które nie złożyły stosownych oświadczeń, mandatu. Wprowadzając obostrzenie sankcji w Ordynacji wyborczej, ustawodawca nie znowelizował jednocześnie pierwotnego zapisu z ustawy o samorządzie gminnym, co spowodowało, że w dwóch obowiązujących ustawach za takie samo niedopełnienie obowiązku lub niedotrzymanie zakreślonego terminu obowiązują dwie różne kary.
Ustawa określa terminy złożenia oświadczeń. W jednym przypadku jest to 30 dni od dnia wyboru, a w drugim – od dnia złożenia ślubowania. Różne terminy nie są niczym uzasadnione, wywołują tylko poważne nieporozumienia i w większości przypadków są przyczyną powstałych opóźnień. Nie jest to, niestety, jedyna nieścisłość, jaką obarczone są te dwa przepisy. Samo określenie „termin wyboru” może być również różnie interpretowane. Sądy administracyjne w większości wyroków przyjmują, że jest to dzień głosowania, są jednak znane przypadki, gdy wskutek np. protestów wyborczych decyzję o wynikach wyborów sąd podjął kilka miesięcy później. Wątpliwości budzi także kwestia, czy mandat ulega wygaszeniu automatycznie, czy też decyzję w tej sprawie musi podjąć właściwa rada, która może uznać opóźnienie za usprawiedliwione.
Za przyjęciem drugiej interpretacji tego ustawowego zapisu przemawia fakt, że ta sama ustawa gwarantuje radnemu, burmistrzowi, prezydentowi, staroście prawo do złożenia radzie wyjaśnień, a tym samym do obrony przed stawianymi mu zarzutami. Gdyby wygaszenie mandatu następowało automatycznie, to składanie wyjaśnień byłoby pozbawiane sensu. W każdym z opisanych przypadków uchwała rady może być zaskarżona do sądu administracyjnego. Jeżeli rada stwierdzi wygaśnięcie mandatu, to osobie dotkniętej wygaszeniem mandatu i obywatelom przysługuje prawo skargi, a jeżeli ona odmówi, to wojewoda w trybie nadzoru może stwierdzić nieważność takiej uchwały, co z kolei rada może zaskarżyć do sądu administracyjnego.
Kontrowersje wzbudza twierdzenie, że mandat wygasł z datą upływu ustawowego terminu złożenia oświadczenia. Zgodnie z taką koncepcją, ponad 200 jednostek samorządu terytorialnego obecnie pozbawionych jest władz, a w kilkuset innych działają nie w pełni legalne rady. Oznaczałoby to wielomiesięczny pełny paraliż administracji samorządowej, a tym samym władzy terenowej w znacznej części kraju.
Po raz kolejny stwierdzam, że obowiązujące prawo jest niespójne i niejednoznaczne, co prowadzi do nieporozumień. Dotyczy to nie tylko obecnej sytuacji (która z uwagi na podtekst polityczny związany z wyborem prezydenta Warszawy została nadmiernie rozdmuchana), lecz także praktycznie większości uchwalanych w ostatnich latach ustaw. W podobnie złym stanie są wydawane do nich akty wykonawcze. Urzędnik stosujący prawo ma obowiązek to prawo znać oraz je przestrzegać. Tym bardziej obywatel ma prawo wierzyć, że wszystkie artykuły opublikowanego tekstu jednolitego obowiązującej ustawy są rzeczywiście obowiązujące. Zamęt, jaki powstaje przy niespójności, niejasności i niejednoznaczności prawa, prowadzi do dowolności w jego interpretacji. Stanowi to poważne zagrożenie dla stabilności administracji i sprawności zarządzania jednostkami samorządu terytorialnego, a tym samym grozi spadkiem zaufania społecznego do władz. Jest to bardzo poważny koszt społeczny, który poniesiemy wszyscy. Ponowne wybory w kilkuset gminach wywołają wyłącznie negatywne skutki. I tak w większości wybrani zostaną ci sami ludzie, a samorządy stracą czas, poniesione zostaną wielomilionowe koszty i, co najważniejsze, nadwyrężone zostanie zaufanie obywateli do władzy lokalnej.
Powracając do kampanii wyborczej i angażując w te działania ogromne w skali kraju siły i środki, na pewno nie ułatwimy sobie procesu wykorzystania środków unijnych. A drugi raz taka sytuacja może się nie powtórzyć.