Ludwik Węgrzyn
ekspert Związku Powiatów Polskich

Po kolejnym najdłuższym weekendzie współczesnej Europy nadszedł czas na szarą, chociaż ubraną w wiosenne kwiaty rzeczywistość. Problemy się bowiem nawarstwiły…
Ledwo przebrzmiały echa ekologicznych problemów doliny Rospudy, a już samorządami wstrząsnął kolejny projekt ustawy o lustracji, tym razem lustracji majątkowej.
Jak powszechnie wiadomo, każdy samorządowiec ma ustawowy obowiązek złożyć oświadczenie o posiadanych zasobach zarówno nieruchomych, jak i ruchomych, oraz oświadczenie o działalności współmałżonka. Nieterminowe złożenie lub brak złożenia takiego oświadczenia przed kilkoma tygodniami zatrząsł całą sceną polityczną w Polsce.
Nowe oświadczenie majątkowe miałoby obejmować okres pięciu lat przed objęciem funkcji czy też urzędu w jednostkach samorządu terytorialnego. Oświadczenie takie miałoby być publikowane w Biuletynie Informacji Publicznej danego samorządu, czyli – tym samym – podane do publicznej wiadomości. Jako uzasadnienie podaje się dyżurną w obecnych czasach walkę z korupcja i innymi patologiami. Aby nie zostać źle zrozumianym, pragnę zapewnić, że mam pełną świadomość występowania korupcji i innych patologii oraz widzę konieczność podjęcia zdecydowanej walki z tymi zjawiskami. Występują one w mniejszym czy większym stopniu w całym naszym społeczeństwie, a nawet – ośmieliłbym się twierdzić – na całym świecie. Przypisywanie tego typu zjawisk administracji samorządowej jest niczym nieuzasadnione i nieuprawnione, a – przynajmniej w oficjalnych statystykach – nie spotkałem się z informacjami, które potwierdzałyby większy od przeciętnej statystycznej odsetek wykrytych przypadków korupcji, wszczęcia postępowań karnych w tym zakresie czy też urzędników i działaczy samorządowych skazanych za działania korupcyjne. Wprowadzenie nowych oświadczeń może zniechęcić aktywnych członków społeczności lokalnej do działania w organach samorządu terytorialnego. Obecne czasy oraz nasza polska mentalność zawsze ludzi bardziej zamożnych skazuje na specyficzny ostracyzm społeczny. Wyolbrzymiając skalę problemów korupcyjnych w samorządzie, wyrządzamy wielką krzywdę większości zatrudnionych i działających w nim ludzi.
Niewątpliwie wszyscy funkcyjni pracownicy i działacze samorządowi powinni publicznie rozliczyć się przed społecznością lokalną z majątku, jaki przybył im w okresie sprawowania funkcji czy urzędu. Dopełnieniem szeroko zakrojonych działań rozliczeniowych jest zagadnienie związane ze składaniem oświadczeń lustracyjnych, jakie wszystkie osoby publiczne urodzone przed 1972 r. obowiązane są złożyć do właściwych organów lustracyjnych. Pozytywna co do działania weryfikacja tych oświadczeń pozbawia delikwenta możliwości pełnienia funkcji publicznych. Ustawa i obecne oświadczenia lustracyjne wywołują duży rezonans społeczny. W chwili pisania tego tekstu (10 maja br. – przyp. red.) przed Trybunałem Konstytucyjnym toczy się rozprawa dotycząca konstytucyjności ustawy lustracyjnej. Bulwersująca jest dla mnie postawa rządu i Sejmu, które to dwa najwyższe organy władzy w sposób bezwzględny usiłują przeforsować uchwaloną ustawę, posuwając się do chwytów niesportowych nawet wobec sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Drugim tematem, którym żył polski samorząd nie tylko w pierwsze majowe dni, ale także w ostatnich miesiącach, jest pomysł na zmiany w funkcjonowaniu jednej ze służb inspekcji i straży. Chodzi mianowicie o Powiatowe Inspektoraty Nadzoru Budowlanego (PINB). Ta ostatnia, pozostała w gestii powiatów instytucja wchodząca w skład administracji zespolonej dostała się na celownik obecnie rządzących krótko po tragicznej katastrofie w Chorzowie. Po zawaleniu się hali próbowano znaleźć kozła ofiarnego, czyli winnych, którzy dopuścili do zaniedbań, czego efektem była śmierć kilkudziesięciu osób. W gronie potencjalnych winowajców znalazł się śląski PINB. W związku z brakiem dowodów wielcy tego kraju postanowili zreformować PINB-y. Zgodnie z obecnymi trendami nie dokonano diagnozy istniejącego stanu ani rzetelnej oceny funkcjonowania Inspekcji, a pomimo to postanowiono zmniejszyć ilość PINB-ów z 367 do 100, zmieniając przy tym ich nazwę (z „Powiatowych” na „Okręgowe”). Ta proponowana zmiana wprowadza więc nową jednostkę podziału administracyjnego, a mianowicie – okręgi. Wszystkie korporacje samorządowe podjęły intensywne działania zmierzające do niedopuszczenia do uchwalenia kuriozalnej noweli Prawa budowlanego w zakresie nadzoru budowlanego. Rozsądek posłów pozwolił na odrzucenie przez Sejm rządowego przedłożenia w tym zakresie. Izba wyższa, czyli Senat RP, z dużą gorliwością uchwaliła 13 poprawek, z uporem wprowadzając rządowe pomysły zmniejszenia ilości PINB-ów. Jako uzasadnienie Senat podał okoliczność, że mniejsza liczba Inspektoratów będzie bardziej odporna na zewnętrzne naciski. Sejm RP wszystkie poprawki odrzucił i chwała mu za to.
Problem PINB-ów polega nie na naciskach, ale na trudnościach w egzekwowaniu złego prawa przez te instytucje. W PINB-ach w skali kraju zatrudnionych jest ok. 1300 osób. By dostać pracę w PINB-ie, należy posiadać wyższe wykształcenie techniczne w branży budowlanej, kilkuletni staż pracy oraz uprawnienia do samodzielnego projektowania i nadzoru w budownictwie. Wynagrodzenie w PINB wynosi ok. 2000 zł, a więc niej jest zbyt wysokie. Ze względu na charakter pracy pracownicy PINB nie mogą podejmować innego zajęcia, czyli nie mogą dorobić. Są to przesłanki, które nie zachęcają do podejmowania pracy w PINB, a biorąc pod uwagę sytuację na rynku budowlanym, kolejki chętnych do pracy raczej się nie ustawiają.
Aby uniknąć związanych z tym dylematów w powiatach, należy raczej uchwalić dobre Prawo budowlane i zabezpieczyć lepsze pieniądze dla pracowników PINB, a dopiero później dokonywać nowego podziału administracyjnego.

Tytuł od redakcji