Nowy Jork: antysmart city?
Nowy Jork to metropolia bolesnych kontrastów. Obok olbrzymich korków, walających się śmieci, pluskiew w metrze i bezdomnych znajdziemy tu najpotężniejsze budynki i światowe korporacje, słynne teatry i galerie sztuki. Czy można nazwać ją smart city?
Trudno opisać, a nawet objąć umysłem to miasto. Nowy Jork stanowi tygiel nie tylko różnych kultur, ale także przeciwieństw. Czasami tak dużych, że człowiek się zastanawia, czy to dzieje się naprawdę? Chociażby ceny powierzchni, czynszów mieszkań czy opłat za prowadzenie biznesu. W Nowym Jorku na 1 km2 mieszka niemal 11 tys. ludzi, bo miasto ma więcej ludności niż 39 z 50 amerykańskich stanów. To sprawia, że każdy skrawek wolnej powierzchni w Nowym Jorku kosztuje krocie. Nie tylko nowe mieszkania osiągają niebotyczne ceny, ale także wolna przestrzeń nad budynkami, czyli powietrze. Tym, których nie stać na kupno dachu nad głową, pozostaje szukanie mieszkania na wynajem, choć i tu nie jest lekko. Najdroższym miejscem do życia, nie tylko w Nowym Jorku, ale też w całych Stanach Zjednoczonych, jest Manhattan. Sytuacja nie wygląda lepiej w odległych lokalizacjach, np. za jednopokojowe, marne mieszkanie na Bronksie trzeba zapłacić miesięcznie tysiąc dolarów. To za dużo nawet dla osoby pracującej na dwóch etatach. Podobnie ma się rzecz z prowadzeniem własnego biznesu w centrum miasta. Rekordzistą jest właściciel budki z przekąskami przy wejściu do ZOO w Central Parku. Roczną opłatę za handel płaci...