W środę przed gmachem gdańskiego magistratu poseł Kacper Płażyński i radny PiS Przemysław Majewski zorganizowali konferencję prasową, na której poinformowali o podjętych działaniach w obronie trzech byłych pracowników miejskiej spółki Gdańskie Usługi Komunalne (GUK), którzy zostali dyscyplinarnie zwolnieni pod koniec marca br.
Gdańsk miastem Solidarności czy represji wobec pracowników, którzy “odważyli się” założyć związek zawodowy w miejskiej spółce? Ostracyzm a finalnie dyscyplinarki?
Zapraszam na konferencję prasową dziś o g. 12.00 parking Urzędu Miejskiego w Gdańsku.@tvp_info @TVPGdansk
— Kacper Płażyński (@KacperPlazynski) April 5, 2023
Zwolnienia dyscyplinarne
W marcu br. trzem pracownikom wręczono zwolnienia dyscyplinarne. “Pracownicy mieli być zwolnieni dyscyplinarnie za przyjęcie odpadów od jednego z gdańskich przedsiębiorców, który nie jest klientem GUK” – stwierdził poseł.
Obecny na konferencji, zwolniony ze spółki pracownik, Piotr Boguszewicz stwierdził, że “szukali na nich haka”. “Odebraliśmy z posesji prywatny pojemnik. Klient nie chciał, żeby worki stały na ziemi, żeby zwierzyna je rozerwała (…) Za to, że użyliśmy prywatny pojemnik klienta zostaliśmy oskarżeni o przyjęcie korzyści majątkowej i dostaliśmy wypowiedzenia” – mówił.
Byli pracownicy pokazali dziennikarzom oświadczenie podpisane przez właściciela nieruchomości. Czytamy w nim, że mężczyzna 23 lutego br. poprosił o odbiór nadwyżki odpadów pochodzących “ze sprzątania terenu wokół posesji”. Oświadczył też, że odpady nie mieściły się już w pojemniku, na który mężczyzna ma podpisaną z GUK deklarację odbioru. Dlatego umieścił je w pojemniku prywatnym, co pracownikom śmieciarki miało ułatwić odbiór.
Była kontrola Państwowej Inspekcji Pracy
W trakcie konferencji poseł Płażyński wskazał, że w styczniu i lutym br. w spółce została przeprowadzona kontrola przez Państwową Inspekcję Pracy. “Stwierdziła ona wiele nieprawidłowości w przestrzeganiu regulaminu pracy, a nawet wykorzystywaniu środków z pracowniczego funduszu świadczeń socjalnych na cele niezwiązane z funkcjonowaniem tegoż funduszu” – mówił.
Były pracownik przekazał, że wraz z pozostałymi zwolnionymi, pod koniec marca br. złożył pozew do Sądu Pracy. “Nie czuję, że zrobiłem coś złego” – ocenił. Zaznaczył, że on i jego koledzy chcą wrócić do pracy.
Radny PiS Przemysław Majewski stwierdził, że wyniki kontroli PIP wskazują, że spółka GUK jest źle zarządzana. Podkreślił, że domaga się przywrócenia zwolnionych pracowników do pracy i dymisji prezesa Bartosza Piotrusiewicza.
Dodał, że oczekuje także przeprowadzenia w spółce kontroli i audytu.
Detektywi na usługach GUK?
W swoim wystąpieniu zwrócił również uwagę, że spółka na początku marca br. wynajęła firmę detektywistyczną. “Jako treść w zamówieniu wpisana została usługa z zakresie zwalczania nieuczciwej konkurencji” – oznajmił.
“Czy spółka wynajmuje prywatną agencję detektywistyczną, żeby sprawdzić pracowników, monitoring i relację świadków?” – pytał Majewski. Jego zdaniem, jeśli tak jest, to “znaczy, że spółka jest bardzo źle zarządzana”.
Prezes GUK odpiera zarzuty
Do zarzutów posła, radnego i zwolnionych pracowników odniósł się prezes spółki Bartosz Piotrusiewicz. Na zwołanej konferencji podkreślił, że zwolnienie pracowników nie ma związku z założonymi przez nich związkami zawodowymi.
“W GUK działają dwie organizacje związkowe. Nas bardzo cieszy, jako spółkę, że pracownicy się samoorganizują, że mamy partnera do dyskusji takich rzeczy jak regulamin pracy czy wynagrodzenia” – oświadczył prezes.
Zaznaczył, że przesłanką zwolnienia pracowników “było ich skandaliczne zachowanie”.
“Pracownicy zostali zwolnieni z tej przyczyny, że odbierali z pojemnika niezarejestrowanego odpady przemysłowe z nieruchomości, na której prowadzona jest działalność gospodarcza polegająca na budowie kamperów i saun, niewykluczone że mogły tam być żywice epoksydowe, czy różnego rodzaju materiały z procesów obróbki z tworzyw sztucznych” – mówił Piotrusiewicz.
Zaznaczył, że pojemnik, odebrany od pracowników, należał do przedsiębiorcy, który nie był klientem spółki i nie miał złożonej deklaracji na tego rodzaju odbiór śmieci i nie ponosił z tego tytułu opłat.
Nagranie dowodem
Po tych słowach prezes zaprezentował dziennikarzom nagranie wykonane prawdopodobnie telefonem komórkowym przez osobę siedzącą w samochodzie zaparkowanym przed śmieciarką, którą obsługiwali zwolnieni pracownicy.
W trakcie prezentacji prezes sugerował, że na nagraniu widać jak do jego byłego pracownika podchodzi pracownik przedsiębiorcy, wyciąga coś z kieszeni i przekazuje pracownikowi GUK. “Pracownik GUK, któremu coś przekazano idzie do kabiny przeliczając coś, odkłada do kabiny” – mówił w trakcie prezentacji nagrania.
“To, czy doszło do przyjęcia korzyści majątkowej będzie przedmiotem badań prokuratury, bo sprawa została przez nas zgłoszona w zeszłym tygodniu” – oznajmił.
Dodał również, że przed nagraniem jeden z dyspozytorów zauważył wystawione, niezarejestrowane pojemniki, które zostały zabrane przez przejeżdżającą śmieciarkę. “To zrodziło nasze wątpliwości, co do zachowania pracowników i dlatego został wysłany pracownik, żeby sprawdzić jak faktycznie jest” – stwierdził.
“Wszystkie przypadki tego rodzaju “lewizny”, poprzednie wykryte w GUK skutkowały tym samym efektem, czyli zwolnieniem dyscyplinarnym” – zaznaczył Piotrusiewicz.
Potwierdził, że spółka wynajęła firmę detektywistyczną, która miała sprawdzić pracę pracowników spółki. “Powziąwszy wiadomość o możliwej “lewiźnie”, spółka GUK wynajęła firmę detektywistyczną, która miała zbadać sprawę i to zrobiła” – oznajmił prezes.
Komentarze (0)