O tym, że zamiast referendum będą badania ankietowe, zdecydował prezydent miasta Jacek Guzy. – Po pierwsze chodziło o koszty. Za referendum miasto musiałoby zapłacić co najmniej 150 tys. zł, a przeprowadzenie badań ankietowych to tylko 40 tys. zł. Oprócz tego, żeby referendum było wiążące z prawnego punktu widzenia, musi być 30-proc. frekwencja, a wyniki wyborów pokazują, że mieszkańcy niechętnie biorą udział w głosowaniach. Dlatego taki wynik byłoby trudno osiągnąć. Natomiast jeśli w ankiecie większość mieszkańców opowie się za danym rozwiązaniem, to prezydent dotrzyma słowa i ich posłucha. Nawet jeśli będzie się to wiązało z niekorzystnymi konsekwencjami finansowymi – mówi cytowany przez "Gazetę Wyborczą" Michał Tabaka, rzecznik siemianowickiego magistratu.
Badania od początku kwietnia przeprowadza 10 ankieterów z Centrum Innowacji, Transferu Technologii i Rozwoju Fundacja Uniwersytetu Śląskiego. – Wyniki opracujemy na podstawie ankiet, na które odpowie 1009 mieszkańców. To będzie próba reprezentatywna, a jako kryterium bierzemy pod uwagę płeć, wiek i miejsce zamieszkania w poszczególnych dzielnicach – wyjaśnia Małgorzata Kłoskowicz z CITTiR.
Przeciwko zastapieniu referendum ankietą protestuje m.in. radny Tomasz Blacha. Jego zdaniem ankieta, gdzie kryterium doboru są tylko płeć, wiek i miejsce zamieszkania, a nie uwzględnia np. wykształcenia, nie będzie reprezentatywna.
Wyniki badania mają być znane w połowie kwietnia.
źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Komentarze (0)