– Gospodarstwa rodzinne nie poniosą większych kosztów z tytułu energii w przyszłym roku, małe i średnie przedsiębiorstwa nie poniosą żadnych większych kosztów, a dodatkowa opłata klimatyczna, która wynosi miliard złotych, spowoduje, że i samorządom nie będzie źle – zapowiedział minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Sprzeczne informacje
Cztery spółki: Enea, Energa, Tauron i PGE złożyły wnioski do Urzędu Regulacji Energetyki. Chcą wyższych cen za prąd, tłumacząc to rosnącymi cenami węgla i opłatami emisyjnymi. Decyzję ws. taryf podejmie prezes URE. Zwykle działo się to w połowie grudnia, ale w tym roku sytuacja jest bardziej skomplikowana i nie ma szans na decyzję w tym terminie.
Wiąże się to m.in. z informacją, którą na konferencji prasowej podał minister Tchórzewski, że spółki energetyczne wygospodarowały 1 mld zł oszczędności. W tej sytuacji prezes URE zwrócił się do dystrybutorów i sprzedawców energii o wyjaśnienia i skorygowanie wniosków, co zapewne przedłuży procedurę zatwierdzenia (lub odrzucenia) taryf. Na odpowiedź URE czeka do 18 grudnia.
Początkowo Tchórzewski mówił o rekompensatach dla gospodarstw indywidualnych. Wzrost cen miał być pokryty ze specjalnego Funduszu Efektywności Energetycznej i Rekompensat (FEER) o budżecie 4-5 mld zł. Później zwrócił się do spółek energetycznych o znalezienie oszczędności, które można by przeznaczyć na rekompensaty, a jeszcze później zapowiedział, że spółki energetyczne wycofają wnioski z podwyżkami. Szybko okazało się, że ani rząd, ani minister nie może im tego nakazać, bo są to spółki niezależne gospodarczo.
W mediach pojawiły się spekulacje, że z powodu chaosu informacyjnego i braku rozwiązania tego problemu ministrowi energii grozi dymisja. “Rzeczpospolita” podała nawet potencjalnych kandydatów na jego stanowisko. Zdaniem dziennika może to być Marcin Roszkowski, obecny szef Instytutu Jagiellońskiego. Informatorzy “Rz” wskazują jeszcze na dwie osoby: Piotra Naimskiego lub Jadwigę Emilewicz.
Co z samorządami?
O przyszłorocznych podwyżkach mówi się od wielu miesięcy. Przed wzrostem cen ostrzegają miasta i spółki komunalne, które kupują prąd na przyszły rok i już wiedzą, że będzie on droższy. W wielu wypadkach ceny zakupu energii pomogło nieco zbić działanie samorządów i spółek komunalnych w grupach energetycznych, które są w stanie wynegocjować niższe ceny. Nie zawsze się to udaje i wiele samorządów musiało zwiększyć swoje budżety na przyszły rok.
Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa, napisał nawet list do premiera ws. podwyżek cen prądu i zarobków prezesów spółek energetycznych. Uważa, że spółka PGE narzuciła miastu rażąco wysokie ceny energii elektrycznej. Są one po prawie 68 proc. wyższe niż w roku poprzednim.
Spółki energetyczne i ciepłownicze tłumaczą, że od wielu miesięcy drożeje węgiel, z którego Polska wytwarza ok. 80 proc. energii elektrycznej. Po drugie znacząco wzrosły koszty praw do emisji CO2. Pod koniec 2017 r. za prawo do emisji jednej tony trzeba było zapłacić najwyżej 10 euro euro, a dziś jest to 25 euro i więcej. Wzrasta też zapotrzebowanie na energię.
Komentarze (0)