Jednym z gości konferencji „Selektywna zbiórka, segregacja i recykling odpadów”, która we wtorek, 4 lutego rozpoczęła się w Bystrej koło Bielska-Białej, był Paweł Ciećko, Główny Inspektor Ochrony Środowiska.
– Kontrole, które prowadzimy, nie mają być kontrolami uciążliwymi, ale ukierunkowanymi. Więcej problemów jest obecnie nie z instalacjami, ale z odbiorcami odpadów – mówił Paweł Ciećko. – Jesteśmy też mocno sfokusowani na oczyszczalnie ścieków i osady ściekowe. Myślę, że prokuratorzy będą mieli tu sporo pracy – stwierdził.
Zapowiedział także, że nowo powołany wiceminister klimatu Jacek Ozdoba, chciałby jeszcze bardziej zaostrzyć kary dla tych, którzy łamią prawo z zakresu ochrony środowiska.
– To smutna informacja – komentowała jedna z kolejnych prelegentek Anna Specht-Schampera z kancelarii Schampera, Dubis, Zając i Wspólnicy. – Zaostrzenie kar i inne przepisy tylko skomplikowały sytuację na rynku, podniosły koszty, ale nie podniosły na przykład poziomów selektywnej zbiórki i recyklingu – stwierdziła.
Problemy recyklerów
Jak ocenił Jerzy Zając z Krajowej Izby Gospodarki Odpadami, największy problem dla recyklerów stanowią tworzywa sztuczne. Z żółtych pojemników udaje się odzyskać tak naprawdę ok. 30 proc. odpadów, bo recyklerom brakuje nowoczesnych technologii.
Nowelizacja ustawy o u.c.p.g. i innych ustaw nałożyły także na nich kolejne obowiązki: monitoring i zabezpieczenie roszczeń. – Zostaliśmy potraktowani jako samo zło – mówił Jerzy Zając, który jest także przedstawicielem recyklerów. Odniósł się również do zamieszania związanego z wejściem w życie BDO i brakiem możliwości dokonywania poprawek w zatwierdzonych dokumentach. – Jak mamy wykonać poziomy recyklingu, skoro nie mamy technologii, a z drugiej strony nakłada się na nas tak restrykcyjne przepisy, których wykonanie wiąże się z dodatkowymi kosztami? – pytał Jerzy Zając.
Przekonywał też, że około 30 proc. kwot z opłaty produktowej powinno trafić (za pośrednictwem NFOŚiGW) na dofinansowanie instalacji do recyklingu, które mogłyby inwestować w nowe technologie. Ich obecny brak sprawia, że na Polski obszar celny wjeżdżają surowce z Chin i Niemiec, Anglii, tańsze niż polskie.
Problemy gmin i spółdzielni
Czy kolejna reforma śmieciowa przyczyniła się do poprawy funkcjonowania systemu? – Nie – jednym słowem mógł zakończyć swoją prelekcję Maciej Kiełbus z kancelarii Dr Krystian Ziemski & Partners.
Jak zauważył prawnik, aktualnie w gospodarce odpadami funkcjonują nakładające się na siebie przepisy: okresy przejściowe dotyczące standaryzacji selektywnej zbiórki, okresy przejściowego RODO, zróżnicowane okresy przejściowe związane z nowelizacją u.c.p.g. – Przez to mamy swoiste rozbicie dzielnicowe, czyli 16 województw i 16 różnych interpretacji niektórych przepisów – przypominał Kiełbus.
Rozbieżności pojawiają się choćby w ocenie daty, od kiedy selektywna zbiórka dla właścicieli nieruchomości w danej gminie obowiązkowa. – W mojej ocenie po dostosowaniu przez gminę przepisów w 12-miesięcznym okresie przejściowym od wejścia w życie przepisów nowelizacji – stwierdził Kiełbus. Oznacza to, że gminy mają tak naprawdę czas do września 2020 r.
Ustawodawca przekonuje, że każda gmina powinny ustalić swoje kryteria tego, jakie odpady powinny trafić do konkretnych pojemników. To, w połączeniu z wątpliwościami dotyczącymi daty wejścia w życie obowiązku selektywnej zbiórki, może rodzić spory dysonans między mieszkańcami a gminą oraz gminą i spółdzielniami mieszkaniowymi.
Zdaniem Macieja Kiełbusa, spory o kary za niespełnienie wymogów selektywnej zbiórki będą pojawiać się coraz częściej. W Polsce jest bowiem sporo spółdzielni mieszkaniowych zarządzających nieruchomościami zamieszkiwanymi przez kilkadziesiąt tysięcy osób, w których ewentualne kary mogą sięgać setek tysięcy złotych. Jeśli gmina nałoży na taką spółdzielnię karę, spółdzielnie z pewnością będą chciały walczyć o te kwoty w sądach, bo różne interpretacje nakładających się na siebie przepisów możliwość walki sądowej po prostu stwarzają.
Problem (nie tylko) Bielska-Białej
Nowelizacja ustawy o u.c.p.g. miała rozbić monopole dawnych RIPOK-ów, a przez to obniżyć ceny opłaty śmieciowej. Stało się inaczej, bo ceny nadal rosną, nierzadko osiągając kwoty 25-30 zł od osoby. – Drogo było nie dlatego, że pojawiła się monopolizacja, ale dlatego, że z niektórymi frakcjami nie ma co zrobić – przekonywała Anna Schampera. Jak dodała, zniesienie regionów sprawiło, że niektóre przedsiębiorstwa rozwiązują umowy na zagospodarowanie odpadów i zawierają je z tymi, którzy chcą płacić więcej.
Piotr Kucia, zastępca prezydenta Bielska-Białej: – Gospodarka odpadami jest bardzo trudna. Mogliśmy się o tym przekonać choćby w czasie ostatnich podwyżek. Koszty rosną, mimo że w Bielsko-Biała posiada zakład w 100 proc. zarządzany przez miasto. Maleją jednak przychody z recyklingu. W 2018 r. wyniosły 4,8 mln, a w roku 2019 już tylko 4,2 mln. – Zaczynamy też dopłacać do makulatury – poinformował zastępca prezydenta Bielska-Białej.
Tymczasem władze miasta chcą zainwestować w spalarnię odpadów. Rada miejska już o tym rozmawiała. Po burzliwej dyskusji, rada ostatecznie wyraziła zgodę i podjęła uchwałę intencyjną w sprawie powstania na terenie miasta instalacji termicznego przekształcania odpadów komunalnych z wytwarzaniem energii elektrycznej i ciepła.
energetyk
Komentarz #40274 dodany 2020-02-04 15:46:51
Dziwi mnie zaskoczenie gmin i nie tylko, wzrostem cen za gospodarowanie odpadami, próbujemy nieudolnie zmienić hierarchię gospodarki odpadami postawioną przez lata na głowie, gdzie wysypiska śmieci były podstawą całego systemu. W większości gmin były wysypiska nie spełniające obecnych standardów stawianym składowiskom odpadów. Ograniczamy składowanie odpadów do poziomu poniżej 10%, zabraniamy składowanie odpadów palnych (6MJ/ kg), ambitnie chcemy podnieść recykling do nierealnych poziomów, wprowadzamy kosztowną zbiórkę selektywną odpadów, niestety ograniczamy możliwość wykorzystania energetycznego odpadów, słusznie podnosimy opłaty za korzystanie ze środowiska, co ma wymusić przetwarzanie odpadów, wprowadzamy kosztowne reżimy magazynowania odpadów (ilościowe, jakościowe, monitoring, wprowadzamy zabezpieczenie roszczeń), wprowadzamy BDO, dążymy do GOZ i ROP, nieunikniony wzrost cen energii elektrycznej, wzrost wynagrodzeń, można by tak dalej wymieniać obiektywne czynniki wzrostu cen za odpady. Niestety samorządy podnosiły w nieskończoność praktyki monopolistyczne firm komercyjnych jako czynnik wzrostu cen, co okazuje się nieprawdą. Musimy stwierdzić wreszcie, że opłaty za odpady od początku były zaniżone na dodatek kalkulacje wyborcze pogłębiały tą patologię. Gminy i nie tylko nie interesowały się i dalej nie interesują się jak odpady są finalnie zagospodarowywane, dalej frakcje palne lądują na wysypiskach, są nielegalnie deponowane w wyrobiskach, lub spalane odpady zmagazynowane zgodnie z dziwnymi decyzjami wydanymi przez uprawnione organy, co na szczęście powoli znika dzięki wprowadzonemu BDO. Niestety braki mocy przerobowych instalacji recyklingu, braki zapotrzebowania na produkty recyklingu, braki odzysku energetycznego dalej utrzymują ten patologiczny stan rzeczy i napędzają szarą strefę. Wszystko o czym piszę jest powszechnie znane jednak dalej udajemy, że wszystko jest ok.Puki nie zbudujemy całego spójnego systemu recyklingu sieci ZTPO, to będziemy dalej tworzyć wirtualną idealną rzeczywistość kreowaną prze nowo modę " GRETYNIARSTWA", zaklinając fakty. Taniej już nie będzie, jeśli chcemy gospodarkę odpadami postawić na nogach, wyhamować nieuzasadniony wzrost cen, to musimy wypracować kompleksowy system gospodarki odpadami postawionego na dwóch silnych nogach, na recyklingi i odzysku energetycznym.