Grabienie liści w mieście – estetyka, kwestie ekonomii, ekologii czy obowiązek?

Grabienie liści w mieście – estetyka, kwestie ekonomii, ekologii czy obowiązek?
Judyta Więcławska
16.11.2023, o godz. 8:26
czas czytania: około 9 minut
0

W wielu lokalizacjach w Polsce zapadają decyzje o niegrabieniu liści spadających jesienią z drzew i krzewów. Nie będą usuwane na zimę. Zostaną do wiosny. Ma to służyć zwiększaniu bioróżnorodności. Ze względów bezpieczeństwa – przy drogach i na osiedlach służby miejskie lub administratorzy tych terenów zobowiązani są do bieżącego grabienia liści, co ma swoje umocowanie prawne.

Dalsza część tekstu znajduje się pod reklamą

Dokładne wygrabianie jesienią liści niszczy bioróżnorodność, a przestrzeń zmienia w biologiczną pustynię – wskazuje prof. Przemysław Bąbelewski z Wydziału Przyrodniczo-Technologicznego Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. – Opadłe jesienią liście nie przestają pełnić ważnej roli: są kluczowym elementem ściółki – czyli środowiska życia wielu organizmów glebowych, np. dżdżownic, owadów takich jak chrząszcze i larw. A to oznacza, że w efekcie przyczyniają się do powstawania grzybów i bakterii glebowych, z których powstaje próchnica – bardzo ważny składnik gleby, który jest źródłem składników pokarmowych dla roślin – wskazał prof. Bąbelewski. – Gromadzi się ona w glebie i jest najcenniejszym i najbardziej naturalnym nawozem. To również środowisko życia mikroorganizmów, schronienie dla mniejszych zwierząt oraz stołówka dla zimujących u nas ptaków: kosów, gawronów czy dzięciołów – powiedział naukowiec. Radzi zatem, aby na prywatnych posesjach grabić liście – ze względów estetycznych – jedynie z reprezentacyjnych trawników. Z kolei w przypadku miejskich parków – by usuwać je tylko ze ścieżek i chodników. Naukowiec podkreślił, że rozkładające się liście i szczątki innych roślin chronią przed mrozem korzenie i nasiona znajdujące się w ziemi. Zapobiegają również nadmiernemu parowaniu i przesuszeniu gleby. Warto przy tym pamiętać, by liście drzew lub krzewów zaatakowane przez choroby zutylizować.

– Liście to energia. I jak je grabimy, pakujemy w worki, to zabieramy tę energię z miejsca A do miejsca B. To nie jest dobre dla przestrzeni, zaburza obiegi zamknięte. Zerowy bilans energetyczny dla danej strefy jest, w dobie zmian klimatu, konieczny. Nie mówię o całkowitym pozostawieniu przestrzeni na pastwę mechanizmów wspomnianej wyżej natury. – zabiera głos w sprawie architekt krajobrazu Wojciech Januszczyk z Fundacji Krajobrazy. – Choć przyznam się, że marzy mi się to. Takie dzikie miasta. Raczej wychodzę z założenia, że dobry gospodarz, to taki który bilansuje i dąży do zera energetycznego w tworzeniu, eksploatacji i pielęgnacji terenów zieleni czy obiektów architektury krajobrazu. Czyli robimy tak, grabimy w miejscach najbardziej newralgicznych, potem stopniowo ograniczamy w poszczególnych strefach, aż do całkowitego braku działania. To tyle jeśli chodzi energię. Druga, ważna dla mnie sprawa, to równoprawność. Pod tym słowem kryje się brak jedynie antropocentrycznego patrzenia na przestrzeń. Wszelkiego typu organizmy korzystają z tych liści. My, dla potrzeb archetypicznego odcięcia się od natury i wyznaczenia granicy pomiędzy nią a nami, chcemy estetyzować otoczenie. A estetyka to porządek. Zapominamy jednak że przecięcie procesów energetycznych to również przecięcie procesów troficznych i bytowych. Zabranie tego do czego przez tysiące lat przyzwyczajone były organizmy. A my chcemy ponoć bioróżnorodności. Ja bym ją wolał nie tylko widzieć na papierze projektanta czy w dokumentach strategicznych miasta. Dajmy żyć innym. Nie jesteśmy w tej układance najważniejsi, choć niektórzy tak myślą. Ostatnia ważna potrzeba jest taka, że lepiej się patrzy na kupy liści, niż na kupy psów. – podkreśla Januszczyk.

Stop grabieniu liści

Ponieważ utrzymanie terenów zieleni w mieście to czynności powtarzalne, wydawałoby się, że w polityce poszukiwania działań, które mają powstrzymywać zmiany klimatyczne nie ma co ingerować w sprawdzone sposoby pielęgnacji, także w charakterystyczne dla tej pory roku sprzątanie opadłych liści. Jednak wrocławski Zarząd Zieleni Miejskiej, wspierając się głosem naukowców, wskazuje, że ma pole do pewnych zmian, które mogą poprawić skuteczność działań na rzecz klimatu. W dodatku tanim kosztem. – Innowacją jest pozostawienie części liści niezgrabionych. W lesie liści się nie grabi i odgrywają one tam ważną rolę. We wrocławskich parkach są wyznaczone obszary, gdzie liście są pozostawiane, a w dodatku w celach edukacyjnych można spotkać tablice, które informują: “Tu nie grabimy! Dajemy schronienie zwierzętom, użyźniamy i chronimy glebę”. Nie oznakujemy każdego niezgrabionego terenu, ponieważ nie chcemy, aby ktoś te zimujące jeże niepokoił. – informuje Marek Szempliński, rzecznik prasowy ZZM we Wrocławiu. – Od zeszłego roku liście zgrabione w niektórych wrocławskich parkach, np. Słowackiego czy Grabiszyńskim, kompostowane są na miejscu, by – jako cenny nawóz z nich pochodzący – nie musiał być wożony po całym mieście i w ogóle aby był wykorzystywany. A w najbardziej reprezentacyjnych miejscach, choćby w ogrodzie staromiejskim, liście “w ryzach” utrzymują specjalne wiklinowe płotki. Chodzi o to, żeby liście zostawić tam, gdzie są najbardziej potrzebne, np. wokół drzewa, a nie na ścieżkach. – uzupełnia Szempliński. Są jednak miejsca, gdzie usuwanie liści jest konieczne. – Na ścieżkach mogą zakrywać jakąś przeszkodę czy też można się na nich poślizgnąć. Trawniki niezagrabione na czas, stawy, oczka wodne bez sprzątania ulegają degradacji. Wiadomo także, że należy usuwać i utylizować liście z patogenami, które pozostawione mogłyby się rozprzestrzeniać, np. dotyczy to liści kasztanowców ze względu na szrotówka kasztanowcowiaczka – dopowiada przedstawiciel ZZM.

– Liście na terenie Katowic są zbierane, jednak nie wszędzie. Grabimy przede wszystkim w miejscach reprezentacyjnych – głównie na placach i skwerach, ale także w niektórych parkach. W miejscach, gdzie nie jest to wymagane, liście są pozostawiane celem wzbogacenia gleby na skutek ich naturalnego rozkładu oraz dla utrzymania bytowania małej fauny na terenach parkowych. Warto podkreślić, że w tej myśli cześć liści jest grabiona na kupki, ale nie utylizowana – tak powstają m.in. naturalne siedliska jeży. Liście są zbierane na terenach reprezentacyjnych nie tylko ze względów estetycznych, ale także ze względów bezpieczeństwa. Z podobnych względów liście są zbierane ze wszystkich chodników i ścieżek w parkach. Powyższe działania są uwarunkowane przede wszystkim przez środowiskowo. – informuje Wojciech Grabarczyk z Katowickiej Agencji Wydawniczej.

Liście zostaną do wiosny w zabytkowych parkach w Białymstoku: Parku Lubomirskich, Parku Konstytucji 3 Maja, Parku Starym im. Księcia Józefa Poniatowskiego oraz w Parku Centralnym przy ul. Konstantego Kalinowskiego, a także na Skwerze Armii Krajowej przy Pałacyku Gościnnym, na Skwerze im. Włodzimierza Zankiewicza i na bulwarach przy ul. Zbigniewa Herberta. – Dzięki tej biologicznej przemianie zostaje aż pięciokrotnie zredukowana ilość materii organicznej, co ma wpływ na istotne obniżenie ilości odpadów organicznych, które nie trafiają na wysypisko śmieci – podkreślił urząd. Podano przy tym, że wiosną liście będą zgrabione w stosy, zostawione na jakiś czas, aby zimujące w nich stworzenia opuściły je, wówczas resztki będą zabrane na kompost.

Sprzeciw mieszkańców

– Niegrabienie to bardzo trudne zagadnienie, gdyż zdecydowana większość mieszkańców kojarzy niezgrabione listę z nieporządkiem lub bałaganem. – dzieli się swoimi doświadczeniami Łukasz Kot, naczelnik Działu Usług Komunalnych z Centrum Usług Komunalnych. – W Częstochowie staramy się “ewolucyjnie edukować”, czyli sprowadzać zmiany małymi krokami. Z jednej strony zostawiamy jeżostrefy w parkach i na zieleńcach, a z drugiej strony tłumaczymy korzyści z pozostawienia liści. Począwszy od czysto ekologicznych zaletach liści (nawożenie, utrzymywanie wilgoci w glebie czy znaczeniu liści dla małych zwierząt) po ekonomiczne, takie jak oszczędności dla budżetu miasta na usłudze oraz transporcie i zagospodarowaniu odpadów – dodaje.

Kwestie prawne

Należy pamiętać, że liście w mieście to nie tylko kwestia estetyki i ekologii, są również przedmiotem zainteresowania prawodawcy. Nie dotyczy to wszystkich liści spadających jesienią na posesję, lecz tych, które burzą porządek i mogą potencjalnie zagrażać bezpieczeństwu okolicy. – Zgodnie z przepisami ustawy o porządku i czystości w gminach, każdy właściciel nieruchomości, bez względu na to, czy jest to podmiot prywatny, czy publiczny, ma prawny obowiązek zadbać o uprzątnięcie publicznych chodników położonych wzdłuż posesji. Najczęściej w tym kontekście myślimy o odśnieżaniu chodników, natomiast przepisy ustawy odnoszą się szerzej do wszystkich zanieczyszczeń dróg dla pieszych, czyli również do liści. Nie ma przy tym znaczenia, czy liście spadają z drzew rosnących na posesji, czy na działkach sąsiednich, wystarczy, że leżą na chodniku wzdłuż nieruchomości – w przeciwnym razie spory sąsiedzkie każdej jesieni paraliżowałyby sądy. – zaznacza adwokat Sara Til Dąbrowska. – Uzasadnienia dla tego obowiązku szukać należy w tradycji prawnej i założeniu, że prawu własności towarzyszą również powinności o charakterze społecznym, związane z dbałością o wspólną przestrzeń, zarówno pod kątem ładu i estetyki, jak i bezpieczeństwa przechodniów. Warto bowiem przypomnieć, że to właściciel nieruchomości poniesie odpowiedzialność odszkodowawczą wobec osoby, która straci równowagę na mokrych liściach. – dodaje. – Ustawa przewiduje wyjątek od obowiązku grabienia liści przez właściciela i dotyczy takich chodników, na których jest dopuszczony płatny postój lub parkowanie pojazdów samochodowych. W takim przypadku obowiązek usunięcia liści ciążyć będzie zawsze na gminie. Utrzymanie czystości dróg publicznych jest natomiast obowiązkiem zarządcy drogi. – uzupełnia adwokat.

Co ciekawe obowiązek sprzątania chodników jest obecny w polskim systemie prawnym od 1928 r. i na przestrzeni lat nie tylko był wielokrotnie zmieniany, ale stanowił przedmiot gwałtownych protestów społecznych, rozstrzyganych w drodze orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego oraz Sądu Najwyższego. Osią sporu była z jednej strony definicja publicznego chodnika, wyznaczająca zakres przedmiotowy obowiązku sprzątania, z drugiej sama idea obciążenia właścicieli nieruchomości powinnością dbałości o cudzą własność, w dodatku bez żadnej rekompensaty finansowej. Ostatecznie przepisy obowiązujące w obecnym kształcie nie budzą już takich wątpliwości interpretacyjnych. Niemniej w praktyce wciąż nie wszyscy mają świadomość lub chęć przestrzegania tej regulacji.

Palenie liści

Zgrabione z chodników liście stanowią odpady podlegające selektywnemu zbieraniu, a ich usunięcie to odpowiedzialność gminy. W praktyce właściciele umieszczają je w odpowiednich workach i pozostawiają na chodniku, z którego gmina odbiera odpady. Palenie liści jest natomiast zabronione. Za spalanie odpadów, w tym odpadów zielonych, grozi kara grzywny do 5 tys. zł, a w postępowaniu mandatowym do 500 zł.

Tymczasem wciąż zdarzają się tego typu incydenty. W ostatnim czasie z apelem o niepalenie liści, opadłych z drzew, zwrócił się do mieszkańców krakowski magistrat. Odbiór zielonych odpadów od mieszkańców oferowany jest bezpłatnie i odbywa się według ustalonego harmonogramu. Właściciele prywatnych działek – jak przypomnieli urzędnicy – mogą z liści zrobić miejsce do zimowania jeży lub innych zwierząt zamieszkujących ogród. Opadłe z drzew liście mogą też posłużyć np. jako przykrycie kwiatowych rabat. Można także przygotować naturalny nawóz – tzw. ziemię liściową. Do tego celu można wykorzystać np. kompostownik, worek.

Dmuchawa niepożądana

Korzystanie z dmuchaw do sprzątania liści przestaje być mile widziane. Silniki tych urządzeń zanieczyszczają powietrze i powodują hałas. Wiele Zarządów Zieleni Miejskiej podpisuje umowy z wykonawcami o zakazie używania dmuchaw na terenach miejskich. Za złamanie przepisów umowy wykonawcy grozi kara – tak przykładowo jest m.in. w Krakowie i Wrocławiu. – Usankcjonowano zakaz używania dmuchaw do liści. Wykonawcy pracujący dla ZZM mają odpowiednie zastrzeżenie w umowie. Dla środowiska to ważne z powodu kurzu, nadmiernego hałasu. To przeszkadza nie tylko ludziom, zapewne jeże mają podobne zdanie, a w dodatku mogłyby się wystraszyć. A trawniki z powodów agrotechnicznych powinny być grabione mechanicznie. – informuje Szempliński.

Warto przy tym zaznaczyć, że na terenach prywatnych kwestię używania dmuchaw do liści reguluje chociażby uchwała Sejmiku Województwa Małopolskiego w sprawie Programu ochrony powietrza. Zgodnie z jej zapisami zakaz stosowania tych urządzeń obowiązuje w przypadku występowania 2. lub 3. stopnia zagrożenia zanieczyszczeniem powietrza. Osoba łamiąca zakaz popełnia wykroczenie z art. 332 ustawy Prawo ochrony środowiska, za co grozi grzywna.

Udostępnij ten artykuł:

Komentarze (0)

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu. Bądź pierwszą osobą, która to zrobi.

Dodaj komentarz

Możliwość komentowania dostępna jest tylko po zalogowaniu. Załóż konto lub zaloguj się aby móc pisać komentarze lub oceniać komentarze innych.

Te artykuły mogą Cię zainteresować

Przejdź do Zieleń miejska
css.php
Copyright © 2024