Zakłady potwierdzają odkrycie ekologów, podają te same ilości substancji toksycznych. – Znacznie przekraczają normy – mówi Maria Taborska, starsza inspektorka ds. ochrony środowiska. – W 1994 roku wokół składowiska zbudowaliśmy rowy opaskowe, z których odpompowujemy wodę do naszej oczyszczalni ścieków i dopiero zrzucamy do Wąwolnicy. Ale część wody opadowej przenika do gruntu, bo składowisko na dole nie jest zabezpieczone. Organika-Azot szuka rozwiązania razem z miastem, które jest właścicielem 6 ha składowiska, oraz z Głównym Instytutem Górnictwa, stara się o pieniądze na badania z Unii Europejskiej. W połowie sierpnia dostanie odpowiedź, czy jej projekt przeszedł.
Supergan twierdzi, że najlepiej byłoby wykopać odpady i spalić. Taborska obawia się o wtórne zatrucie środowiska. – Lepiej wkopać dookoła ekrany izolacyjne, przykryć czapą – mówi. Tak czy inaczej zakładów nie stać na rekultywację. Zabezpieczenie składowiska kosztowałoby około 40 mln zł, likwidacja – ponad 300 mln. Organika-Azot zbankrutowałaby i problem spadłby na miasto.
Z aktywistami spotkał się przedstawiciel wojewody i po krótkiej rozmowie w obecności mediów zgodził się z argumentami Greenpeace i potwierdził publicznie, że składowisko w Jaworznie jest jedną z sześciu bomb ekologicznych na Śląsku i wymaga natychmiastowych działań w celu jego zabezpieczenia. Zobowiązał się także, że w ciągu tygodnia przedstawi plan jego rozwiązania.
źródło: Gazeta Wyborcza Katowice, greenpeace.org
fot. Greenpeace / Karol Grygoruk
Komentarze (0)