O ile nie stanie się cud, w 2025 r. Polska nie dotrzyma zaciągniętego wobec Unii Europejskiej zobowiązania do poddawania recyklingowi 55% odpadów komunalnych. Stosunkowo niewielkie dziś kary za „niedostateczny poziom przetwarzania” wzrosną kilkukrotnie. Zacznie się polityczna awantura, w której rozmaite instytucje będą starały się zrzucić z siebie odpowiedzialność na zasadzie „to nie ja, to on”.
Wiadomo jednak z góry, kto ostatecznie zapłaci rachunek za zaniedbania w gospodarce odpadami. My, czyli obywatele, mieszkańcy.
Nieubłagany mechanizm
Zgodnie z unijną dyrektywą odpadową, którą Polska zaakceptowała, państwa członkowskie zobowiązały się do osiągnięcia poziomu recyklingu na pułapie 55% odpadów do 2025 roku, do roku 2030 – 60%, a do 2035 roku – 65%. Dyrektywa nie obowiązuje wprost, natomiast wymaga wpisania jej założeń do krajowego prawa.
I my takie przepisy mamy. Zgodnie ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, do wynegocjowanego z Unią pułapu 55% dochodzić mamy stopniowo, dając sobie czas na odpowiednie inwestycje i przygotowania. Tyle że ustawodawca zaprojektował w ustawie nie „stopnie” do łagodnego („stopniowego”) przekraczania, a trudne do przebycia „wysokie progi”. I tak: w 2022 r. zobowiązywał do recyklingu na poziomie 25%, w 2023 r. – już do 35%, w 2024 r. – 45%, a w 2025 r. – 55%. W ostatecznym rachunku w 2025 r. poziom recyklingu ma być zatem ponad dwukrotnie wyższy niż w 2022 roku.
– To w powsze...