Takie swoiste pustynne place świetnie wpisują się w charakter zabetonowanych miast. Aż chciałoby się powtórzyć za prezydentem Kwaśniewskim: Nie idźmy tą drogą!
Święty harmonogram
Z czego wynika takie działanie? W redakcji stwierdziliśmy, że zapewne z harmonogramów podwykonawców i szeregu obostrzeń zawiązanych umów, które dyktują ilość koszeń w danym roku. A jak wiadomo, przedsiębiorstwa mają wiele zleceń (nie tylko dla miast), więc czy susza, czy nie robotę wykonać trzeba, bo terminy gonią. Polakom pracować się nie zawsze chce, a Ukraińcy powoli uciekają do Niemiec, ale to już inna bajka. Pytanie tylko, czy faktycznie zarządcy zielenią miejską nie mogą wpłynąć na przesunięcie terminu koszenia, bądź chociażby zasugerować podwykonawcom, by w newralgicznych terminach (skąpanych słońcem) kosili trawę na wyższą wysokość?
Chodzi przecież nie tylko o względy estetyczne, choć te są równie ważne, ale także o poniesione koszty założenia (i utrzymania) danego trawnika czy wreszcie o funkcje tej zielonej oazy (ekologiczną, rekreacyjną i tak – również chłodzącą). W sytuacji ograniczania zużycia wody, nawadnianie terenów zieleni nie jest przecież priorytetem.
Łąka w miastach
To jedna strona medalu, a druga? Na szczęście w wielu lokalizacjach Polski trwa trend na łąki kwietne – idea zdaje się słuszna, nie można bowiem polemizować z faktem, że tereny te mają pozytywny wpływ na ekosystem miasta. Nie tylko poprawiają estetykę miasta, ale także oczyszczają powietrze i glebę z zanieczyszczeń, kumulują wilgoć, dają schronienie pszczołom i innym zapylaczom. Uff… ale to nie koniec – dużym plusem łąk kwietnych jest też brak potrzeby nawadniania i regularnego koszenia. Inicjatywa ekologiczna i ekonomiczna. Zarządcom terenów zieleni zejdzie trochę kosztów, ale muszą uzbroić się w cierpliwość i podjąć działania edukacyjne wśród mieszkańców. W Katowicach, Warszawie, Łodzi czy Białymstoku, gdzie łąki kwietne już powoli się zadamawiają, z pewnością pojawiły się ciekawe spostrzeżenia w stylu: „A dlaczego nie kosicie trawy tu i tu?”, „Przecież teraz zaleje nas fala kleszczy!”, „Nie macie sumienia – alergicy będą musieli uciec z miasta!”. Na szczęście wszystkie te „ataki” można ze spokojem odeprzeć, a gdy już kwiat pojawi się na „pozostawionych ugorem” połaciach, efekt wizualny przekona nieprzekonanych. A może poprzez wprowadzenie łąk kwietnych można ugrać więcej? Po co mieszkańcy mają uciekać z miast i osiedlać się na ich obrzeżach, skoro w tkance miejskiej pojawią się wiejskie kwiaty?
Kosić, nie kosić? Oto jest pytanie.Posłuchajcie ciekawej rozmowy na ten temat.
Gepostet von Zielony Wrocław am Mittwoch, 12. Juni 2019
Komentarze (0)