W lipcu główne krajowe media nagłośniły awarię w Kozienicach, w drugiej co do wielkości elektrowni w Polsce. Przez dwa dni pokazywano zdjęcia katastrofy z helikoptera i z wody, pokazywano tworzone bariery i plamy zanieczyszczeń na rzece. Wypowiadali się przedstawiciele elektrowni i straży pożarnej, ekolodzy i inni eksperci.

Co w ogóle się stało, jak doszło do tego wycieku? Na skutek awarii zaworu, jak podali przedstawiciele elektrowni, ze zbiorników wydostało się do rzeki 9 ton mazutu, ciężkiego oleju służącego okresowo jako paliwo w elektrowni. Wypowiedzi w mediach nie były jednak spójne. Straż pożarna mówiła bowiem o wychwyceniu 5 ton mazutu na barierach postawionych na wodzie oraz oceniała, że ok. 250 kg wydostało się do Wisły. Mazut miał przeniknąć do nurtu rzeki mimo dwóch barier, rozstawionych na zatoce na Wiśle, nad którą leży elektrownia. Komentując to wydarzenie w programach informacyjnych, zwracałem uwagę na niewyjaśnioną i niepokojącą niespójność co do podawanej ilości szkodliwej substancji. Pracownicy Elektrowni Kozienice mówili o 9 tonach mazutu, który wydostał się do zatoki. Natomiast straż pożarna donosiła o wychwyceniu 5 ton i wycieku jedynie 250 kg mazutu do nurtu rzeki. Wynika z tego, że dalej z Wisłą mogły popłynąć 4 tony (różnica między tym, co wyciekło ? 9 ton, a tym, co zostało wychwycone ? 5 ton), a nie jedynie 250 kg mazutu. Te fakty zdają się potwierdzać eksperci WWF, którzy sprawdzali wygląd Wisły poniżej elektrowni. Zobaczyli oni zna...