Brakuje dojrzałości
Radosław Gawlik
członek Rady Krajowej Zieloni 2004
Samochód, z pewnością, nie jest ulubieńcem ekologów. Zużywa nieodnawialne surowce energetyczne, zatruwa środowisko spalinami i jest źródłem hałasu. Zatłoczone drogi i korki w miastach należą do codzienności, a wypadki drogowe pochłaniają mnóstwo ofiar.
A przecież trudno wyobrazić sobie życie współczesnego człowieka bez samochodu. Po całym świecie jeździ już ok. 900 mln aut. Przewiduje się, że wkrótce będzie ich znacznie więcej, gdyż szybko rozwijające się Chiny i Indie staną się miejscem produkcji i ogromnym rynkiem zbytu dla kolejnych milionów pojazdów. Nic nie wskazuje na to, że cokolwiek powstrzyma ten trend. Dalszy wzrost ilości pojazdów samochodowych jest zatem nieunikniony.
Kiedy ekolodzy wypowiadają się na temat transportu, proponują zwykle kilka klasycznych już sposobów łagodzenia problemów związanych z nadmierną ilością samochodów na drogach. Silniejsze powiązanie produkcji z lokalną konsumpcją mogłoby w dużym stopniu zredukować ilość przewozów towarów na duże odległości. Dopóki jednak różnice między kosztami pracy w poszczególnych rejonach świata są ogromne, towary podróżować będą znacznie częściej niż pozwala na to zdrowy rozsądek. Dobrze zorganizowany transport publiczny także przyczynia się do zmniejszenia tłoku na drogach. Strategie rozwoju komunikacji w obrębie miast mają duży wpływ na preferencje mieszkańców w zakresie wyboru środków transportu. Umiejętnie prowadzona polityka transportowa w wielu europejskich miastach dała zaskakująco dobre efekty. Szybka i tania komunikacja miejska, obwodnice, ścieżki rowerowe, drogie parkingi w centrach miast, strefy niedostępne dla samochodów – wszystko to wpływa na zmniejszenie ilości zatruwających powietrze pojazdów. Nikt jednak się nie łudzi, że zastosowanie tych środków zahamuje rozwój motoryzacji. Będzie przybywać zarówno samochodów, jak i problemów związanych z obciążeniem środowiska, zwłaszcza w obrębie dużych miast. Obok zatłoczenia dróg osobny problem stanowi zanieczyszczenie powietrza spalinami.
Czy można skonstruować samochód, który nie będzie emitował zanieczyszczeń? Od lat mówi się, że paliwem przyszłości ma być wodór. Pozyskanie tego pierwiastka wiąże się wprawdzie z emisją pewnej ilości szkodliwych substancji, za to ogniwa paliwowe zasilane wodorem w ogóle nie wydzielają spalin, tylko parę wodną. Taki napęd wydaje się bliski ideału. Jednak obecnie wyprodukowanie jednego samochodu wodorowego kosztuje 800 tys. dolarów. Dopóki technologia ta jest rozwojowa, nie ma co marzyć o masowej produkcji.
Pośród samochodów dostępnych na rynku najlepsze pod względem spełniania wymogów ekologicznych są zapewne modele z napędem hybrydowym. Rozwiązanie to stanowi połączenie silnika spalinowego z elektrycznym. Całością steruje urządzenie, które zapewnia optymalne wykorzystanie mocy i zalet obu źródeł napędu. Liderem w produkcji samochodów z hybrydowym systemem jest Toyota. W czasie eksploatacji modelu Toyoty Prius (od 1997 r.) jego walory ekologiczne łączą się z zaletami ekonomicznymi. Prius zużywa zaledwie 4,3 litra benzyny na 100 kilometrów. Charakteryzuje się przy tym mniejszą emisją spalin od samochodów poprzedniej generacji. Pomimo tych niewątpliwych zalet model ten nie sprzedaje się masowo, gdyż ma stosunkowo wysoką cenę. Do chwili obecnej na całym świecie sprzedano ponad 200 tys. egzemplarzy Priusa. W polskich warunkach jest to samochód luksusowy.
Czy postęp techniczny w dziedzinie produkcji samochodów może rozwiązać wszystkie problemy związane z gwałtownym rozwojem motoryzacji? Perspektywa wprowadzenia na rynek pojazdów wykorzystujących wodór jest bardzo odległa. Samochody o napędzie hybrydowym są jeszcze zbyt drogie, by mogły szybko wyprzeć z dróg bardziej uciążliwe dla środowiska, tradycyjne modele. Trudno nie spodziewać się wzrostu emisji szkodliwych spalin, wywołanego gwałtownym wzrostem liczby samochodów. Wysiłki konstruktorów samochodów, zmierzające do redukcji ilości zanieczyszczeń, nie są w stanie zrekompensować tego efektu. Tak samo jak budowniczowie dróg wciąż nie mogą nadążyć przed rosnącym zatłoczeniem.
Zieloni przekonują do radykalnej zmiany i wycofania się z motoryzacji indywidualnej na korzyść transportu zbiorowego. Na razie nie ma jednak dojrzałości do takiej rewolucji w naszym modelu rozwoju.
Tytuł od redakcji
członek Rady Krajowej Zieloni 2004
Samochód, z pewnością, nie jest ulubieńcem ekologów. Zużywa nieodnawialne surowce energetyczne, zatruwa środowisko spalinami i jest źródłem hałasu. Zatłoczone drogi i korki w miastach należą do codzienności, a wypadki drogowe pochłaniają mnóstwo ofiar.
A przecież trudno wyobrazić sobie życie współczesnego człowieka bez samochodu. Po całym świecie jeździ już ok. 900 mln aut. Przewiduje się, że wkrótce będzie ich znacznie więcej, gdyż szybko rozwijające się Chiny i Indie staną się miejscem produkcji i ogromnym rynkiem zbytu dla kolejnych milionów pojazdów. Nic nie wskazuje na to, że cokolwiek powstrzyma ten trend. Dalszy wzrost ilości pojazdów samochodowych jest zatem nieunikniony.
Kiedy ekolodzy wypowiadają się na temat transportu, proponują zwykle kilka klasycznych już sposobów łagodzenia problemów związanych z nadmierną ilością samochodów na drogach. Silniejsze powiązanie produkcji z lokalną konsumpcją mogłoby w dużym stopniu zredukować ilość przewozów towarów na duże odległości. Dopóki jednak różnice między kosztami pracy w poszczególnych rejonach świata są ogromne, towary podróżować będą znacznie częściej niż pozwala na to zdrowy rozsądek. Dobrze zorganizowany transport publiczny także przyczynia się do zmniejszenia tłoku na drogach. Strategie rozwoju komunikacji w obrębie miast mają duży wpływ na preferencje mieszkańców w zakresie wyboru środków transportu. Umiejętnie prowadzona polityka transportowa w wielu europejskich miastach dała zaskakująco dobre efekty. Szybka i tania komunikacja miejska, obwodnice, ścieżki rowerowe, drogie parkingi w centrach miast, strefy niedostępne dla samochodów – wszystko to wpływa na zmniejszenie ilości zatruwających powietrze pojazdów. Nikt jednak się nie łudzi, że zastosowanie tych środków zahamuje rozwój motoryzacji. Będzie przybywać zarówno samochodów, jak i problemów związanych z obciążeniem środowiska, zwłaszcza w obrębie dużych miast. Obok zatłoczenia dróg osobny problem stanowi zanieczyszczenie powietrza spalinami.
Czy można skonstruować samochód, który nie będzie emitował zanieczyszczeń? Od lat mówi się, że paliwem przyszłości ma być wodór. Pozyskanie tego pierwiastka wiąże się wprawdzie z emisją pewnej ilości szkodliwych substancji, za to ogniwa paliwowe zasilane wodorem w ogóle nie wydzielają spalin, tylko parę wodną. Taki napęd wydaje się bliski ideału. Jednak obecnie wyprodukowanie jednego samochodu wodorowego kosztuje 800 tys. dolarów. Dopóki technologia ta jest rozwojowa, nie ma co marzyć o masowej produkcji.
Pośród samochodów dostępnych na rynku najlepsze pod względem spełniania wymogów ekologicznych są zapewne modele z napędem hybrydowym. Rozwiązanie to stanowi połączenie silnika spalinowego z elektrycznym. Całością steruje urządzenie, które zapewnia optymalne wykorzystanie mocy i zalet obu źródeł napędu. Liderem w produkcji samochodów z hybrydowym systemem jest Toyota. W czasie eksploatacji modelu Toyoty Prius (od 1997 r.) jego walory ekologiczne łączą się z zaletami ekonomicznymi. Prius zużywa zaledwie 4,3 litra benzyny na 100 kilometrów. Charakteryzuje się przy tym mniejszą emisją spalin od samochodów poprzedniej generacji. Pomimo tych niewątpliwych zalet model ten nie sprzedaje się masowo, gdyż ma stosunkowo wysoką cenę. Do chwili obecnej na całym świecie sprzedano ponad 200 tys. egzemplarzy Priusa. W polskich warunkach jest to samochód luksusowy.
Czy postęp techniczny w dziedzinie produkcji samochodów może rozwiązać wszystkie problemy związane z gwałtownym rozwojem motoryzacji? Perspektywa wprowadzenia na rynek pojazdów wykorzystujących wodór jest bardzo odległa. Samochody o napędzie hybrydowym są jeszcze zbyt drogie, by mogły szybko wyprzeć z dróg bardziej uciążliwe dla środowiska, tradycyjne modele. Trudno nie spodziewać się wzrostu emisji szkodliwych spalin, wywołanego gwałtownym wzrostem liczby samochodów. Wysiłki konstruktorów samochodów, zmierzające do redukcji ilości zanieczyszczeń, nie są w stanie zrekompensować tego efektu. Tak samo jak budowniczowie dróg wciąż nie mogą nadążyć przed rosnącym zatłoczeniem.
Zieloni przekonują do radykalnej zmiany i wycofania się z motoryzacji indywidualnej na korzyść transportu zbiorowego. Na razie nie ma jednak dojrzałości do takiej rewolucji w naszym modelu rozwoju.
Tytuł od redakcji