Swoistego rodzaju ?być albo nie być? na rynku biokomponentów ? poza, rzecz jasna, kwestiami stricte ekonomicznymi ? jest obowiązkowe zapewnienie dzięki ich zastosowaniu w transporcie minimalnej redukcji gazów cieplarnianych w stosunku do swojego konwencjonalnego, ropopochodnego odpowiednika. Ten, całkowicie niezależnie od faktycznej swojej emisyjności, korzysta z wartości standardowej określonej literalnie (a raczej numerycznie) w dyrektywie 2009/28/WE, która to dla biopaliw jest kluczowym w zakresie spełnienia tegoż obowiązku redukcyjnego punktem 
odniesienia.
Podniesiona poprzeczka
Od 1 stycznia 2018 roku można powiedzieć, że poprzeczka została mocno podniesiona i z dotychczasowego progu w postaci 35% obecnie wszystkie biopaliwa na polskim rynku (tj. te, którymi możliwa jest realizacja przez podmioty paliwowe Narodowych Celów Wskaźnikowych) muszą zapewnić redukcję na poziomie co najmniej 50%. Rozwiązanie to, którego celem jest przecież kluczowe dla całego systemu OZE ograniczenie naszego wpływu na środowisko naturalne, to z pewnością krok w dobrą stronę. Niemniej jednak, jak zwykle w tego rodzaju przypadkach, jest także sporym wyzwaniem. Zwłaszcza że praktycznie wyłącza w znacznej większości przypadków stosowanie ? nomen omen, patrząc na powyższe stwierdzenie dotyczące paliw kopalnych ? wartości standardowych emisji, czy to na poziomie pozyskania surowca (uprawy ? jeśli zastosowanie ma biomasa pochodzenia rolniczego...