Choroba szalonych krów
– początek rewolucji w rolnictwie? Cz. II
W poprzednim wydaniu przedstawiłem podejście Niemiec, a konkretnie ministerstwa łączącego dotychczasowe resorty ochrony konsumenta z rolnictwem, na czele z przedstawicielką Partii Zielonych Renate Kunast, do problemu choroby szalonych krów.
Renate Kunast zwracając się do rolników zauważyła, iż ich gotowość do przemyśleń i inwencja są kluczowymi warunkami zwrotu w rolnictwie. Politykom dedykowała hasła: nie chcemy finansować nadprodukcji, lecz jakość, nie chcemy cierpień zwierząt, lecz chowu zgodnego z potrzebami gatunków i nie chcemy nadmiernej eksploatacji, lecz ochrony wody i gleby.
Minister zapowiedziała też pierwsze praktyczne kroki. To znaczy wspieranie w perspektywie średniookresowej tylko tych ekstensywnych rolników, którzy hodują najwyżej dwie sztuki zwierząt na hektar, promocję wykorzystywania pastwisk poprzez pomoc w formie premii pastwiskowych, działania na rzecz zmniejszenia normy wagi ubojowej bydła.
W wystąpieniu znalazły się również ważne uwagi dotyczące liberalizacji handlu produktami rolnymi w ramach Światowej Organizacji Handlu. Priorytetami negocjacyjnymi UE i Niemiec pozostają ochrona konsumentów, standardy środowiskowe i aspekty społeczne. Czyli to wszystko o co dopominali się demonstranci protestujący przeciwko globalizacji na ulicach Seattle i Pragi.
Gdzie na tym tle jesteśmy my z naszym “ekologicznym” rolnictwem? Wypada się cieszyć, że nie wykryto u nas BSE. Co oczywiście nie znaczy, że tej choroby w ogóle tu nie ma. Ale na zewnątrz jesteśmy krajem mniejszego ryzyka. Rząd przejął się problemem. Aktywnie działa Zespół do spraw BSE, opracowując warianty reakcji na wypadek wykrycia przypadków tej choroby. Służby Sanepidu wycofały szereg produktów mogących zawierać zabójcze białka (wołowinę i jej przetwory, produkty zawierające żelatynę wołową z krajów wysokiego ryzyka). Mimo wszystko również u nas spadło radykalnie spożycie wołowiny. Przedsiębiorca z Trzebnicy produkujący wołowinę w puszkach przeszło dwa miesiące temu informował mnie o spadku popytu na ten wyrób o 75%.
Nasi liderzy od polityki rolnej zachowują się jednak, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło. W moim przekonaniu rozpoczęła się rewolucja. BSE podziała jak katalizator niezbędnych zmian w absurdalnym przemysłowym modelu rolnictwa, który godził w zwierzęta, człowieka i środowisko. Zmiany wymuszają konsumenci swoją odmową jedzenia, choćby potencjalnie, groźnych produktów. Kto pierwszy to dostrzeże i przygotuje się, ten poniesie mniejsze straty wynikające z konieczności przekształceń. Niemcy to dostrzegli. Paradoksalnie nasze słabo rozwinięte i rozdrobnione rolnictwo jest atutem. Aby polskie rolnictwo stało się ekologiczne trzeba aktywnej polityki państwa. Podstawy mamy niezłe. Za chwilę do podpisu prezydenta trafi Ustawa o rolnictwie ekologicznym. Stwarza ona prawne gwarancje dotowania procesu przestawiania produkcji rolnej na ekologiczną i precyzuje zasady certyfikacji produktów żywnościowych. Na razie na około milion gospodarstw rolnych przypada w Polsce kilkaset gospodarstw ekologicznych. 20%, które przyjęli Niemcy, to 200 tysięcy gospodarstw i taki cel na 2020 rok trzeba postawić przed politykami i konsumentami. Dobra jakościowo żywność nie może być wówczas droga. Będzie ona czymś normalnym i dostępnym w sklepie wiejskim i supermarkecie.
Radosław Gawlik, poseł Unii Wolności
W poprzednim wydaniu przedstawiłem podejście Niemiec, a konkretnie ministerstwa łączącego dotychczasowe resorty ochrony konsumenta z rolnictwem, na czele z przedstawicielką Partii Zielonych Renate Kunast, do problemu choroby szalonych krów.
Renate Kunast zwracając się do rolników zauważyła, iż ich gotowość do przemyśleń i inwencja są kluczowymi warunkami zwrotu w rolnictwie. Politykom dedykowała hasła: nie chcemy finansować nadprodukcji, lecz jakość, nie chcemy cierpień zwierząt, lecz chowu zgodnego z potrzebami gatunków i nie chcemy nadmiernej eksploatacji, lecz ochrony wody i gleby.
Minister zapowiedziała też pierwsze praktyczne kroki. To znaczy wspieranie w perspektywie średniookresowej tylko tych ekstensywnych rolników, którzy hodują najwyżej dwie sztuki zwierząt na hektar, promocję wykorzystywania pastwisk poprzez pomoc w formie premii pastwiskowych, działania na rzecz zmniejszenia normy wagi ubojowej bydła.
W wystąpieniu znalazły się również ważne uwagi dotyczące liberalizacji handlu produktami rolnymi w ramach Światowej Organizacji Handlu. Priorytetami negocjacyjnymi UE i Niemiec pozostają ochrona konsumentów, standardy środowiskowe i aspekty społeczne. Czyli to wszystko o co dopominali się demonstranci protestujący przeciwko globalizacji na ulicach Seattle i Pragi.
Gdzie na tym tle jesteśmy my z naszym “ekologicznym” rolnictwem? Wypada się cieszyć, że nie wykryto u nas BSE. Co oczywiście nie znaczy, że tej choroby w ogóle tu nie ma. Ale na zewnątrz jesteśmy krajem mniejszego ryzyka. Rząd przejął się problemem. Aktywnie działa Zespół do spraw BSE, opracowując warianty reakcji na wypadek wykrycia przypadków tej choroby. Służby Sanepidu wycofały szereg produktów mogących zawierać zabójcze białka (wołowinę i jej przetwory, produkty zawierające żelatynę wołową z krajów wysokiego ryzyka). Mimo wszystko również u nas spadło radykalnie spożycie wołowiny. Przedsiębiorca z Trzebnicy produkujący wołowinę w puszkach przeszło dwa miesiące temu informował mnie o spadku popytu na ten wyrób o 75%.
Nasi liderzy od polityki rolnej zachowują się jednak, jakby nic wielkiego się nie wydarzyło. W moim przekonaniu rozpoczęła się rewolucja. BSE podziała jak katalizator niezbędnych zmian w absurdalnym przemysłowym modelu rolnictwa, który godził w zwierzęta, człowieka i środowisko. Zmiany wymuszają konsumenci swoją odmową jedzenia, choćby potencjalnie, groźnych produktów. Kto pierwszy to dostrzeże i przygotuje się, ten poniesie mniejsze straty wynikające z konieczności przekształceń. Niemcy to dostrzegli. Paradoksalnie nasze słabo rozwinięte i rozdrobnione rolnictwo jest atutem. Aby polskie rolnictwo stało się ekologiczne trzeba aktywnej polityki państwa. Podstawy mamy niezłe. Za chwilę do podpisu prezydenta trafi Ustawa o rolnictwie ekologicznym. Stwarza ona prawne gwarancje dotowania procesu przestawiania produkcji rolnej na ekologiczną i precyzuje zasady certyfikacji produktów żywnościowych. Na razie na około milion gospodarstw rolnych przypada w Polsce kilkaset gospodarstw ekologicznych. 20%, które przyjęli Niemcy, to 200 tysięcy gospodarstw i taki cel na 2020 rok trzeba postawić przed politykami i konsumentami. Dobra jakościowo żywność nie może być wówczas droga. Będzie ona czymś normalnym i dostępnym w sklepie wiejskim i supermarkecie.
Radosław Gawlik, poseł Unii Wolności