Czarna sobota na Śląsku
Ludwik Węgrzyn
prezes Związku Powiatów Polskich, starosta bocheński
Sobota 28 stycznia 2006 r. przejdzie zapewne do historii najbardziej dramatycznych dni w Polsce.
Cała Polska z zapartym tchem i łzami w oczach wsłuchiwała się w podawane w mediach komunikaty o liczbie ofiar tragicznego w skutkach zawalenia się dachu hali ogromnego pawilonu w Chorzowie. W pierwszych godzinach i dniach tego dramatu wysoką organizacją i zaangażowaniem wykazały się służby zarówno z Górnego Śląska, jak i z ościennych województw i regionów, a nawet służby ratownicze spoza Polski. Nawet najwyższa władza w kraju taktownie przerwała oglądanie widowiska sportowego, a nawet pobyt w domowych pieleszach, związany z niedyspozycją zdrowotną. Jest to dobry przykład i dobra prognoza na to, że można być człowiekiem wrażliwym na ludzkie dramaty nawet pełniąc wysokie funkcje państwowe.
Jak zawsze w takich chwilach polskie społeczeństwo pokazało wspaniałe poczucie solidarności i jedności, więzi zarówno duchowej, jak i wymiernej – materialnej, a nawet – dosłownie – więzi krwi.
Ze szczerym wzruszeniem patrzyłem na pokazywane w telewizji łzy twardych ludzi ze Śląska, którzy nie wstydząc się tych oznak uczuć pomagali obcym, dotkniętym nieszczęściem ludziom. Takie działanie mediów publicznych jest w trudnych chwilach potrzebne, można wręcz rzec – niezbędne. Jednak przy całym ogromie dramatu ofiar i ich najbliższych pogoń za niusem przekraczała czasem granice dobrego smaku.
Podobnie zachowanie oficjalnych władz rządowych, bardzo taktowne i odpowiednie (moim zdaniem) na początku tych nieszczęśliwych zdarzeń, po kilkunastu godzinach zaczęło być typowym działaniem tropicieli winnych powstania katastrofy i to poszukiwaniem za wszelką cenę. W państwie prawa, a w takim podobno zaczynamy nareszcie żyć, funkcjonują konstytucyjne organy kontroli, ścigania i wymiaru sprawiedliwości, które realizując przypisane im zadania i obowiązki przystąpią do określonych normalną procedurą czynności i po ich przeprowadzeniu sformułują uzasadnione i udowodnione zarzuty winnym zaniedbań, lekkomyślności czy też niedbalstwa. Są to klasyczne przesłanki winy nieumyślnej, a chyba nic nie wskazuje na umyślne działanie, które wywołałoby katastrofę. Nie wchodząc w szczegóły i zawiłości postępowań prowadzonych przez prokuraturę czy też wcześniejszych orzeczeń sądów związanych z obiektami, na których wydarzyła się katastrofa, pragnę na chwilę zatrzymać się na powiatowych organach administracji architektoniczno-budowlanej i nadzoru budowlanego. Zgodnie z ustawą Prawo budowlane tymi pierwszymi są samorządowy starosta, rządowy wojewoda i Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego, a organy nadzoru budowlanego to powiatowy państwowy inspektor nadzoru budowlanego oraz również Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego. Różnicy ustrojowej oraz wyraźnego rozdzielenia tych organów nie dostrzegają, niestety, ani wicepremier, minister ds. administracji publicznej, ani stojący na straży prawa minister sprawiedliwości, ani wreszcie minister odpowiedzialny za budownictwo. Poszukując winnych nieszczęścia, potępiają w czambuł całą administrację architektoniczno-budowlaną i nadzór budowlany. Sejm Rzeczypospolitej, uchwalając Prawo budowlane, wyraźnie rozdzielił kompetencje tych dwóch organów i przypisał im zupełnie inne prerogatywy i zadania do realizacji. Dokonując ocen (zwłaszcza negatywnych) pod doraźnym chwilowym impulsem, ministrowie nie tylko wyrządzają krzywdę ludziom w tych instytucjach pracującym, ale także wprowadzają w błąd opinię publiczną i podważają zaufanie do administracji realizującej określone zadania. Zapominają przy tym, iż sami stoją na szczycie piramidy odpowiedzialności.
Związek Powiatów Polskich wraz ze Związkiem Miast Polskich wielokrotnie zwracał się do ministrów odpowiedzialnych za służby, inspekcje i straże, a zwłaszcza za nadzór budowlany, wskazując głęboki brak środków na finansowanie tego typu służby oraz bardzo niskie nakłądy na wynagrodzenie zatrudnianych w nich ludzi. Przeciętny stutysięczny powiat na funkcjonowanie w ramach zadań z zakresu administracji zespolonej otrzymał w 2005 r. 214 200 zł na funkcjonowanie Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, w tym na wynagrodzenia 166 659 zł (cztery etaty merytoryczne + dwa pomocnicze), a na wydatki bieżące 47 541 zł (czynsz, energia, telefony, ogrzewanie, delegacje, wysyłka korespondencji, fundusz socjalny itp.). W ramach tych środków ma obowiązek dokonać odbioru i kontroli 631 obiektów, na które organy administracji architektoniczno-budowlanej wydały pozwolenia na budowę, i 1201 obiektów, na które przyjęły wymagane prawem zgłoszenia budowy. Nie liczę tutaj bieżącej działalności kontrolnej.
Mimo konieczności realizacji słusznego hasła „Taniego państwa”, nie znajdzie się ludzi z wysokimi kwalifikacjami i odpowiednio dużym doświadczeniem do realizowania funkcji kontrolnych w budownictwie.
Wszelką słuszną krytykę należy traktować jako element zmierzający do poprawy stanu istniejącego – i tak też ją przyjmuje administracja samorządowa, lecz przed ferowaniem ocen niezbędne jest zdiagnozowanie ocenianego stanu rzeczy. Zanim zacznie się bić po głowie innych, czasem trzeba uderzyć się we własne piersi.
prezes Związku Powiatów Polskich, starosta bocheński
Sobota 28 stycznia 2006 r. przejdzie zapewne do historii najbardziej dramatycznych dni w Polsce.
Cała Polska z zapartym tchem i łzami w oczach wsłuchiwała się w podawane w mediach komunikaty o liczbie ofiar tragicznego w skutkach zawalenia się dachu hali ogromnego pawilonu w Chorzowie. W pierwszych godzinach i dniach tego dramatu wysoką organizacją i zaangażowaniem wykazały się służby zarówno z Górnego Śląska, jak i z ościennych województw i regionów, a nawet służby ratownicze spoza Polski. Nawet najwyższa władza w kraju taktownie przerwała oglądanie widowiska sportowego, a nawet pobyt w domowych pieleszach, związany z niedyspozycją zdrowotną. Jest to dobry przykład i dobra prognoza na to, że można być człowiekiem wrażliwym na ludzkie dramaty nawet pełniąc wysokie funkcje państwowe.
Jak zawsze w takich chwilach polskie społeczeństwo pokazało wspaniałe poczucie solidarności i jedności, więzi zarówno duchowej, jak i wymiernej – materialnej, a nawet – dosłownie – więzi krwi.
Ze szczerym wzruszeniem patrzyłem na pokazywane w telewizji łzy twardych ludzi ze Śląska, którzy nie wstydząc się tych oznak uczuć pomagali obcym, dotkniętym nieszczęściem ludziom. Takie działanie mediów publicznych jest w trudnych chwilach potrzebne, można wręcz rzec – niezbędne. Jednak przy całym ogromie dramatu ofiar i ich najbliższych pogoń za niusem przekraczała czasem granice dobrego smaku.
Podobnie zachowanie oficjalnych władz rządowych, bardzo taktowne i odpowiednie (moim zdaniem) na początku tych nieszczęśliwych zdarzeń, po kilkunastu godzinach zaczęło być typowym działaniem tropicieli winnych powstania katastrofy i to poszukiwaniem za wszelką cenę. W państwie prawa, a w takim podobno zaczynamy nareszcie żyć, funkcjonują konstytucyjne organy kontroli, ścigania i wymiaru sprawiedliwości, które realizując przypisane im zadania i obowiązki przystąpią do określonych normalną procedurą czynności i po ich przeprowadzeniu sformułują uzasadnione i udowodnione zarzuty winnym zaniedbań, lekkomyślności czy też niedbalstwa. Są to klasyczne przesłanki winy nieumyślnej, a chyba nic nie wskazuje na umyślne działanie, które wywołałoby katastrofę. Nie wchodząc w szczegóły i zawiłości postępowań prowadzonych przez prokuraturę czy też wcześniejszych orzeczeń sądów związanych z obiektami, na których wydarzyła się katastrofa, pragnę na chwilę zatrzymać się na powiatowych organach administracji architektoniczno-budowlanej i nadzoru budowlanego. Zgodnie z ustawą Prawo budowlane tymi pierwszymi są samorządowy starosta, rządowy wojewoda i Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego, a organy nadzoru budowlanego to powiatowy państwowy inspektor nadzoru budowlanego oraz również Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego. Różnicy ustrojowej oraz wyraźnego rozdzielenia tych organów nie dostrzegają, niestety, ani wicepremier, minister ds. administracji publicznej, ani stojący na straży prawa minister sprawiedliwości, ani wreszcie minister odpowiedzialny za budownictwo. Poszukując winnych nieszczęścia, potępiają w czambuł całą administrację architektoniczno-budowlaną i nadzór budowlany. Sejm Rzeczypospolitej, uchwalając Prawo budowlane, wyraźnie rozdzielił kompetencje tych dwóch organów i przypisał im zupełnie inne prerogatywy i zadania do realizacji. Dokonując ocen (zwłaszcza negatywnych) pod doraźnym chwilowym impulsem, ministrowie nie tylko wyrządzają krzywdę ludziom w tych instytucjach pracującym, ale także wprowadzają w błąd opinię publiczną i podważają zaufanie do administracji realizującej określone zadania. Zapominają przy tym, iż sami stoją na szczycie piramidy odpowiedzialności.
Związek Powiatów Polskich wraz ze Związkiem Miast Polskich wielokrotnie zwracał się do ministrów odpowiedzialnych za służby, inspekcje i straże, a zwłaszcza za nadzór budowlany, wskazując głęboki brak środków na finansowanie tego typu służby oraz bardzo niskie nakłądy na wynagrodzenie zatrudnianych w nich ludzi. Przeciętny stutysięczny powiat na funkcjonowanie w ramach zadań z zakresu administracji zespolonej otrzymał w 2005 r. 214 200 zł na funkcjonowanie Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego, w tym na wynagrodzenia 166 659 zł (cztery etaty merytoryczne + dwa pomocnicze), a na wydatki bieżące 47 541 zł (czynsz, energia, telefony, ogrzewanie, delegacje, wysyłka korespondencji, fundusz socjalny itp.). W ramach tych środków ma obowiązek dokonać odbioru i kontroli 631 obiektów, na które organy administracji architektoniczno-budowlanej wydały pozwolenia na budowę, i 1201 obiektów, na które przyjęły wymagane prawem zgłoszenia budowy. Nie liczę tutaj bieżącej działalności kontrolnej.
Mimo konieczności realizacji słusznego hasła „Taniego państwa”, nie znajdzie się ludzi z wysokimi kwalifikacjami i odpowiednio dużym doświadczeniem do realizowania funkcji kontrolnych w budownictwie.
Wszelką słuszną krytykę należy traktować jako element zmierzający do poprawy stanu istniejącego – i tak też ją przyjmuje administracja samorządowa, lecz przed ferowaniem ocen niezbędne jest zdiagnozowanie ocenianego stanu rzeczy. Zanim zacznie się bić po głowie innych, czasem trzeba uderzyć się we własne piersi.