Dzień po nastaniu (przynajmniej tej kalendarzowej) wiosny i w dniu, kiedy obchodzono Światowy Dzień Wody, a więc 22 marca 2013 r., redakcja miesięcznika „Wodociągi-Kanalizacja” zaprosiła ekspertów na kolejną debatę branżową.
 
Nie rozmawiano jednak o niesprzyjającej aurze i nie z okazji święta wody się spotkano. Wiodącym tematem kolejnego śniadania mistrzów branży wod-kan były komunalne osady ściekowe i problemy z ich zagospodarowaniem, ze szczególnym uwzględnieniem składowania. Do siedziby firmy Abrys, wydawcy miesięcznika „Wodociągi-Kanalizacja”, z całej Wielkopolski przyjechali specjaliści, którzy na co dzień zajmują się osadami ściekowymi. Profesor dr hab. Jacek Czekała z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu zgodził się zostać moderatorem spotkania. Uczestniczyli w nim również dr Eugeniusz Klaczyński, wiceprezes Stowarzyszenia Wodociągów Wielkopolskich, reprezentanci Kancelarii Zygmunta Jerzmanowskiego i Wspólników – mec. Łukasz Ciszewski oraz Michał Kościelak. Nie zawiedli prezesi przedsiębiorstw wodociągowych – Hubert Felski z Pniewskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego, Tomasz Augustyn – prezes PWiK w Obornikach Wielkopolskich czy prezes Jerzy Pogorzelski z ZWiK w Gostyniu. Odział Wodociągów i Kanalizacji ZGK w Szamotułach reprezentowali jego kierownik, Janusz Manszewski, oraz dyrektor ds. technicznych, Andrzej Stachowiak. Z Zakładu Ścieków w Koziegłowach przybyli jego kierownik, Andrzej Stępka, oraz kierownik Wydziału Oczyszczania Ścieków w Koziegłowach, Przemysław Chrust. Ze strony organizatora debaty na spotkaniu pojawili się wiceprezes Robert Rosa, dyrektor wydawnictw Tomasz Szymkowiak, a debacie przysłuchiwała się Magdalena Chlasta z Działu Szkoleń i Konferencji. Listę uczestników zamknęły przedstawicielki redakcji – Martyna Matuszczak i Anna Lembicz.
 
Pisaliśmy już na naszych łamach („Wodociągi-Kanalizacja” 2/2013), że co się odwlecze, to nie uciecze. Przesunięcie daty wprowadzenia zakazu przyjmowania na składowiska osadów ściekowych klasyfikowanych jako odpad inny niż niebezpieczne o trzy lata – z 1 stycznia 2013 r. na 1 stycznia 2016 r. – zostało wprowadzone na początku bieżącego roku rozporządzeniem Ministra Gospodarki z 8 stycznia 2013 r. (DzU z 2013 r., poz. 38). Zmiana ta zrodziła pytanie, czy będzie to miało jakikolwiek wpływ na gospodarkę osadami w Polsce? Eksperci apelują, aby zastanowić się nad tym, jak wykorzystać darowany i czy termiczna utylizacja osadów ściekowych jest rozwiązaniem idealnym oraz dla kogo? A może trzeba postawić na rolnicze zagospodarowanie osadów ściekowych? Pytań jest sporo, a nasi goście szukali na nie odpowiedzi.
 
Debatę rozpoczął prof. dr hab. Jacek Czekała, który zaproponował, aby dyskusja bazowała na takich punktach, jak: dotychczasowe doświadczenia na przykładzie Wielkopolski, zmiany w zakresie składowania do 1 stycznia 2013 r. i realność wypełnienia ustawowych rozwiązań. Profesor zapytał także, czy istnieje strategia zagospodarowania osadów ściekowych, a może jej brakuje? Wskazał również na potrzebę omówienia problemu komunalnych osadów w Wielkopolsce na tle ogólnokrajowym.
 
Osady na śniadanie
 
prof. dr hab. Jacek Czekała: –Taki okres względnego spokoju jest nam potrzebny, ale nie mamy pewności, czy te trzy lata wystarczą, żeby naprawdę się ze wszystkim uporać. Problem zakazu składowania osadów ściekowych uważam za poważny, ale sam zakaz to za mało. Trzeba ludziom w oczyszczalniach nakreślić wykładnię i przedstawić konkretną propozycję postępowania z osadami. W moim przekonaniu, obecnie tego brakuje. Może po odpadach również kwestia osadów zacznie być omawiana publicznie. Bardzo mnie cieszy to, że Abrys poruszył ten problem podczas dyskusji z praktykami. Temat jest ważny w kontekście dat, które minęły, a cud się nie stał. Myślę, że debata pozwoli zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, a także zastanowimy się, co dalej robić. Jeśli nie będzie centralnej strategii, to głową muru nie przebijemy.
 
Warto podzielić się refleksjami odnośnie tego, jak sytuacja wygląda z punktu widzenia uczestników tej dyskusji. Myślę, że każdy teren jest specyficzny, a poszczególne oczyszczalnie, gminy czy powiaty być może mają swoje rozwiązania i nie trzeba czekać na odgórne wytyczne.
 
Trzeba porozmawiać również o kolejnym cudzie, który się stał. Jeśli czytają państwo „Rocznik Statystyczny”, to wiecie, że od trzech lat dane dotyczące komunalnych osadów ściekowych nie pokrywają się z trendem wzrostowym masy osadów, jakie przewidział Krajowy Program Oczyszczania Ścieków Komunalnych. Systematycznie odnotowywany jest niewielki spadek! Analizując te dane, trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to możliwe, że skoro mamy coraz więcej sprawniejszych oczyszczalni, w tym o podwyższonym usuwaniu biogenów, jak i przy zwiększających się ilościowo przyłączach kanalizacyjnych, statystycznie spada masa osadów?
 
Mec. Łukasz Ciszewski: – Kontynuując to, co powiedział pan profesor, myślę, że warto nawiązać do tego, jaki jest stan faktyczny, zanim zaczniemy rozmawiać o tym, jakie mamy pomysły na przyszłość. Może najpierw przedstawiciele firm opowiedzą, jak ich zdaniem wygląda sytuacja?
 
Rolnicze wykorzystanie w Wielkopolsce
 
Prezes Jerzy Pogorzelski: – Szefuję firmie w Gostyniu, która zawsze przygotowywała osady do rolniczego wykorzystania. W ubiegłym roku rozpoczęliśmy modernizację oczyszczalni ścieków, a w dokumentacji uwzględniono również budowę suszarni. Natomiast po wizytach w zakładach, które już taką instalację posiadają, doszliśmy do wniosku, że na tym etapie modernizacji, nie będziemy budowali suszarni, bo cóż potem mielibyśmy począć z osadami? Jeśli po wysuszeniu problem nie zniknie, bo wiadomo, że wysuszony osad nie może już być wykorzystywany rolniczo, to nie ma po prostu sensu na tym etapie inwestować dużych pieniędzy. Co ciekawe, nie wiem, jaka jest tego przyczyna, ale wzmogły się ostatnio wszelkiego rodzaju kontrole. Pod koniec roku osady kontrolował u nas WIOŚ, teraz zbliża się kontrola NIK-u, a dodatkowo organów ścigania. Wszystkich interesują tylko osady…
 
Prezes Hubert Felski: – W Pniewach osady są zagospodarowywane rolniczo – najpierw nawoziliśmy nimi własne pole i co roku badaliśmy glebę. Okazało się, że zawartość metali ciężkich nie była w niej zbyt duża.
 
Prowadziłem też rozmowy z nadleśnictwem i pytałem, czy przebadanego osadu ściekowego, pozbawionego metali ciężkich, nie można by stosować np. w ramach upraw choinek. Odpowiedź była przecząca. Dowiedziałem się jednak, że istnieje w naszej okolicy firma, która eksploatuje żwirownię i podobno potrzebuje tam osadu do rekultywacji. W związku z tym, panie profesorze, mam takie pytanie, czy naukowcy nie powinni intensywniej przekonywać, że osady z małych oczyszczalni ścieków nie zawierają niedozwolonych ilości metali ciężkich? Pamiętam jedną z rozmów z dr. Klaczyńskim, który kiedyś powiedział, że w Polsce są dwa problemy – osadów z oczyszczalni z dużych miast i osadów z małych miejscowości. Zastanawiam się, czy na tym założeniu mogłaby opierać się cała strategia.
 
prof. dr hab. Jacek Czekała: – Chciałbym nawiązać do rolniczego wykorzystania, o którym panowie wspominali, bo ta tendencja wykorzystania osadów ściekowych według KPGO będzie tracić na znaczeniu. Moim zdaniem, rolnictwo okazać się może jedynym skutecznym wentylem bezpieczeństwa w przypadku sytuacji awaryjnych w odniesieniu do osadów. Tym bardziej, że w samej Wielkopolsce są rezerwy dla rolniczego wykorzystania tychże osadów, których było w 2011 roku 57,6 tys. ton (sucha masa), wobec 1790,1 tys. ha użytków rolnych, czy 97 773 ha gruntów wymagających rekultywacji.
 
Niestety, atmosfera, którą wytworzono wokół przyrodniczego, w tym i rolniczego wykorzystywania osadów, jest mówiąc oględnie niekorzystna i niewiele się robi, by to zmienić. Nie należy się bać osadów, tylko racjonalnie je stosować, rygorystycznie przestrzegając przepisów prawa. Jedynym problemem, przed którym może stanąć rolnictwo   jest zasobność osadów w fosfor, którego ilości (oraz azotu) wprowadzone do gleby z osadami muszą być uwzględnione w planie nawożenia. Poza tym dawka osadów musi być dostosowana do zasobności gleb w fosfor przyswajalny. Wielkopolska ma to „nieszczęście”, że  ok. 26% gleb użytkowanych rolniczo jest w średniej klasie zasobności, 19% w wysokiej i aż 30 % w bardzo wysokiej klasie zasobności. Co to oznacza dla osadów? Duże ograniczenia w ich rolniczym stosowaniu.

Zgadzam się, że powinniśmy myśleć nad takim rozróżnieniem, o którym wspomniał prezes Felski – i niech to będzie nasz pierwszy wniosek, że są dwa problemy – osadów z oczyszczalni z dużych miast i osadów z oczyszczalni z małych ośrodków miejskich.  

 

Kierownik Janusz Manszewski: –Reprezentujemy Zakład Gospodarki Komunalnej w Szamotułach, spółkę zarządzającą największą oczyszczalnią w naszym regionie, w tej chwili w przebudowie, a oddaną do użytku w 1996 r.
 
Oczyszczalnia produkuje dość dużo osadów, do 600 Mg s.m.o. na rok. W latach 90. ubiegłego stulecia gmina przekazała nam ok. 6 ha na magazynowanie. Mieliśmy spory kłopot w pierwszych latach, ale rozmawialiśmy z rolnikami wielkoobszarowymi, pokazując badania osadów, informowaliśmy o wartościach nawozowych. Sami również zakładaliśmy na terenie oczyszczalni poletka pokazowe, na których hodowaliśmy trawę i wierzbę energetyczną.
Nie organizujemy przetargów na wywóz osadów, tylko sami tego pilnujemy od początku do końca, znajdujemy odbiorcę, przeprowadzamy badania, doglądamy wywozu, pilnujemy, aby w ciągu dwóch dni wszystko poszło „pod pług”. Początkowo oddawaliśmy osady pod uprawę wierzby energetycznej, potem pod uprawę zmodyfikowanej genetycznie konopi indyjskiej, wykorzystywanej do produkcji płyt wiórowych. W okolicy Szamotuł nie ma przemysłu ciężkiego, jedynie spożywczy, więc nie występuje problem z metalami ciężkimi. Od kilku lat obserwujemy dość wyraźną poprawę jakości osadu pod względem higienicznym – salmonella i ATT pojawiają się sporadycznie. Składowany osad staramy się 2-3 razy do roku przemieszać z odpadami zielonymi z miasta. Z uwagi na ustawę o nawozach musimy starannie kontrolować zawartość azotu w naszych osadach.
 
Obecnie oczyszczalnia jest modernizowana. Zakładamy, że proces ten zakończy się do końca roku. Gospodarka osadowa jest nieco bardziej zaawansowana niż w poprzednim projekcie, bowiem obiekt zostanie wyposażony w magazyny otwarty i zamknięty. Na otwarty wykorzystamy stary bioreaktor, który w przyszłości można przebudować na małą kompostownię.
 
Wspomnę jeszcze o dżdżownicach kalifornijskich. Zamiast wywozić osady na składowisko i słono za to płacić,  opłacało się zainwestować w dwie  kwatery dla dżdżownic – ok. 500 m2 – i tym sposobem utylizować osad. Jednak bez dalszych procesów inwestycyjnych (jakikolwiek proces zagospodarowania niestety zawsze kosztuje)  metoda ta została zaniechana.
 
Nawiązując do wypowiedzi moich przedmówców, uważam, iż osady z oczyszczalni w mniejszych aglomeracjach, jeżeli spełniają wszystkie określone prawem wymogi, powinno się  wykorzystać w rolnictwie.
 
Prezes Tomasz Augustyn: – Oborniki Wielkopolskie zakończyły modernizację oczyszczalni w ubiegłym roku. Wykorzystujemy osady rolniczo, podobnie jak nasi koledzy z Szamotuł. Zauważyliśmy, iż po modernizacji przybywa nam osadów. Mamy też nowe urządzenie do odwadniania – wirówkę zamiast prasy. Niegdyś produkowaliśmy rocznie 1200 ton s.m.o., a teraz będzie to ok. 2000 ton. To, co wcześniej uciekało do Warty, teraz zostaje w oczyszczalni. Współpracujemy z wielkimi gospodarstwami przy rolniczym wykorzystaniu osadów, posiadamy też kilka gospodarstw po kilkaset ha. Podobnie jak w Szamotułach, zajmujemy się osadami od początku do końca – od transportu osadów, po badania gleby u gospodarzy. W ubiegłym roku koszt zagospodarowania 1 tony osadów wynosił prawie 20 zł, więc póki będzie możliwość, zamierzamy kontynuować te działania. W tej chwili trwają rozmowy z miejscowym Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej, żeby zagospodarować osady poprzez spalanie, ale w tym przypadku w grę wchodzą instalacje za miliony złotych, więc nie wiadomo, czy PEC takie inwestycje poczyni, a poza tym potrzebny jest strumień osadów, a to, czym my dysponujemy, na pewno nie wystarczy. Inne problemy są podobne jak u kolegów.
 
Potrzebna edukacja
 
Mec. Łukasz Ciszewski: – Chciałbym powiedzieć zdanie à propos mniejszych oczyszczalni. Otóż wyważamy otwarte drzwi. Dyrektywa unijna z 1986 r. o zagospodarowaniu osadów w art. 11 wyraźnie mówi, że państwa członkowskie mają prawo nie stosować szeregu zasad dot. gospodarowania osadami dla oczyszczalni oczyszczających głównie ścieki z gospodarstw domowych o RLM poniżej 5000 osób, co wg unijnego ustawodawcy odpowiada 300 kg BZT5 na dobę. To jest zapis, który od 30 lat funkcjonuje w prawie unijnym.
 
prof. dr hab. Jacek Czekała: – Obawiam się, że brak świadomości wśród większości mieszkańców buduje taką, a nie inną atmosferę wokół rolniczego zagospodarowania. Kogokolwiek byśmy nie spytali, to okazuje się, że nie ma znaczenia, skąd osad pochodzi – czy z małej czy z dużej oczyszczalni. Osad to jest osad. Chyba jakieś fatum nad tym ciąży.
 
Mec. Łukasz Ciszewski: –Panie profesorze, trzeba sobie odpowiedzieć, z czego to fatum wynika. Sami przedsiębiorcy są temu winni…
Firmy obsługujące wodociągi deklarowały, że będą stosować metody odzysku, a w rzeczywistości wszystko trafiało na pola. Która z firm wod-kan samodzielnie wykonuje badania gruntów? Wszyscy przyjmujemy, że przedsiębiorstwo, z którym podpisaliśmy umowę na tę usługę właściwie bada grunty. A to jest gra pozorów między przedsiębiorstwami wodociągowymi, pośrednikami, Wojewódzkim Inspektoratem Środowiska, wszyscy biorą udział w tej grze, więc trudno się dziwić, że efekty są takie, jakie są. Oczywiście wiemy, że gdy zacznie się bardziej radykalnie egzekwować wymogi, to wzrosną ceny, a my będziemy to musieli uwzględnić w taryfie, co wywoła niezadowolenie. Pewnie jedna z ostatnich dziś konkluzji będzie taka, że jeśli będziemy dążyć do prawidłowego wykorzystania osadów w pełni i zgodnego z zasadami ochrony środowiska, to niestety, pierwszym działaniem, okaże się uświadomienie naszym mieszkańcom, radnym i włodarzom gmin, że nie da się zagospodarować osadów za aktualną cenę.
 
Nadmuchany problem?
 
Mec. Łukasz Ciszewski: –Mam też takie praktyczne pytanie, które z reprezentowanych tutaj przedsiębiorstw deponuje osady na składowisku? Czy znają państwo takie przypadki?
 
prezes Jerzy Pogorzelski: – Nie mamy takiej technicznej możliwości, gdyż musimy się na bieżąco pozbywać osadów.
 
Mec. Łukasz Ciszewski: – Właśnie. Problem przesunięcia daty jest trochę wydumany. Znam takie przypadki, gdy przy budowie instalacji do zagospodarowania odpadów próbowano jakby „wmontować” firmy wodociągowe w cały układ finansowy, zmuszając je do tego, żeby po części finansowały te obiekty, składując tam osady, ale to były kalkulacje na poziomie 160-200 zł za tonę osadu. W związku z tym przy alternatywnym wykorzystaniu rolniczym, nikt się na to nie decydował. To było oczywiste, że jeśli nie ma politycznego nakazu, to nikt tak nie postąpi. Zgadzam się, że przesunięcie daty niczego nie zmieni, bo dla znakomitej większości przedsiębiorstw wod-kan składowanie osadów nie jest rozwiązaniem, które stosują.
 
Dr Eugeniusz Klaczyński: –Większość gminnych wodociągów wielkopolskich, oczyszczających dzisiaj ok. 5000-8000 m3 ścieków na dobę, wypracowała procedurę rolniczego wykorzystania (przykład Obornik, o czym mówił prezes T. Augustyn). Zmiany związane z wprowadzeniem rozporządzenia w sprawie komunalnych osadów ściekowych z 2000 czy 2010 r., wprowadziły niezbędne analizy i badania, ograniczając wykorzystanie osadów stosowanych na hektar, podnosząc koszty, ale nie zamknęły rolniczego wykorzystania osadów. Trudno jest jednak porównać problemy związane głównie z kosztami przygotowania osadów do rolniczego wykorzystania większości gminnych oczyszczalni w Wielkopolsce z problemami np. kolegów z Aquanetu, gdzie skala jest inna. Oczyszczalnia Aquanetu w Koziegłowach produkuje więcej osadów niż 25 gminnych oczyszczalni, więc statystycznie problem dotyka nielicznych, ale jest to problem niewyobrażalnie większy. W innych rejonach kraju w gminnych oczyszczalniach, które mogą wykorzystywać osady rolniczo kłopoty wynikają głównie z dużego rozdrobnienia gospodarstw.
 
W 2015 r., zgodnie prognozami, ma zostać wytworzone 600 tys. ton suchej masy osadów, czyli przy założeniu,  że będzie 20% suchej masy produkowanych osadów po mechanicznym odwodnieniu mamy 3 mln ton osadów do wywiezienia. W wielu oczyszczalniach sucha masa wynosi 14% , więc osadów w rzeczywistości może być równie dobrze powyżej 4 mln ton! I to jest problem. W większości oczyszczalni każdy robi analizy lepiej lub gorzej, ale radzą sobie, pomimo coraz bardziej rygorystycznych przepisów.
 
Dlaczego instalacje termicznego unieszkodliwiania osadów powstają w dużych oczyszczalniach? Ponieważ nie wiadomo, co zrobić z taką ilością osadów, zawierających często podwyższone ilości metali ciężkich, ograniczających zagospodarowanie rolnicze. Według dostępnych danych, w 2010 r. 7% osadów unieszkodliwiano termicznie, a w 2015 r. będzie to 23%. Ale tak naprawdę chodzi o 10-15 instalacji w dużych miastach – one zwiększą ten poziom, a w większości gminnych oczyszczalni nic w rolniczym wykorzystaniu się nie zmieni. Problemu wypracowania sposobów zagospodarowania osadów nie rozwiąże się w ciągu trzech lat abolicji zakazu składowania osadów na składowiskach. Wynika to z faktu, że aby zbudować fundamenty, trzeba opracować program i stabilne prawo, by wybrana koncepcja nie wymagała dziesięciu wariantów. Należy wykonać też stosownie projekt instalacji na przykład suszarni lub instalacji do termicznego przekształcenia. Będzie to wiązało się z raportami ochrony środowiska, informacjami i konsultacjami społecznymi. Mamy 3-4 lata, żeby tego dokonać, ale uda nam się tylko pod warunkiem, że wszyscy weźmiemy się do roboty. A my co robimy? Tylko dyskutujemy w naszym środowisku. 
 
Na deser metody termiczne
 
Dr Eugeniusz Klaczyński: – Termiczne zagospodarowanie osadów i pójście w tym kierunku, to koszty, które trzeba szacować, nie jak w przypadku większości modernizacji oczyszczalni na 5 do 15 milionów zł, ale przynajmniej na dwa razy więcej.
 
Koszt instalacji do suszenia i spalania osadów dla oczyszczalni o przepływie na przykład 10 000 m3/d są znaczne, mogą sięgnąć nawet 40 mln zł. W wariancie uwzględniającym suszenie termiczne w suszarkach taśmowych lub na przykład mokre utlenianie – przynajmniej połowy tej kwoty. Warto odnotować, że większość firm wodociągowych istniejących w Wielkopolsce czy w Polsce posiada majątek o wartości 40-60 mln zł! Koszty oczyszczania ścieków wzrosną więc od 30 do 50%! Poza tym zastanówmy się, co dzięki termicznemu spalaniu powstanie? Oczywiście kolejny odpad w postaci: popiołów lotnych, odpad z oczyszczania gazów spalinowych czy zmineralizowany piasek. Są to pozostałości, z którymi trzeba będzie coś zrobić. Łatwo dzisiaj w koncepcjach napisać, że możliwości to albo składowanie na składowiskach innych niż niebezpieczne lub wykorzystanie odpadów w budownictwie, trzeba jednak stworzyć zachętę do ich dalszego wykorzystania przez inne podmioty. Jeżeli więc można wykorzystywać osady rolniczo, to należy to czynić.
 
Mec. Łukasz Ciszewski: – Całkowicie zgadzam się z wnioskami dotyczącymi spalania. Potwierdzam, że na wybudowanie spalarni mogą pozwolić sobie tylko duże ośrodki. Reszty na to nie stać i nie ma to sensu. W Europie większość krajów ponad połowę osadów wykorzystuje w inny sposób niż termiczne zagospodarowanie. Nie możemy też zapominać, że mówimy tu o najlepszych dostępnych technologiach, najlepszym efekcie środowiskowym, ale także o pieniądzach.
 
Dr Eugeniusz Klaczyński: – Mówmy o lobbingu, bo rozmowa o tym, że trzeba budować spalarnie, jest efektem działalności firm, które chcą sprzedać swoje technologie.
 
Mec. Łukasz Ciszewski: – Większość reprezentowanych na tym spotkaniu przedsiębiorstw, powinno myśleć przede wszystkim o rolniczym zagospodarowaniu. Wyjątkiem jest Aquanet.
 
Kierownik Andrzej Stępka: – Aquanet miał duże problemy z osadami, gdyż przez lata składowaliśmy je. Oczywiście obok miejsca deponowania znajduje się osiedle, więc uciążliwość była olbrzymia i odczuwaliśmy duży nacisk społeczeństwa, aby sobie z tym problemem poradzić. Zatem opróżniliśmy składowiska i rozpoczęliśmy suszenie osadów. Póki co, z czego bardzo się cieszę, mamy zbyt na ten suszony osad. Okazuje się, że ma on kaloryczność porównywalną do węgla brunatnego. O ile więc nie zmienią się przepisy czy koniunktura, to cieszymy się z tego, że zwraca się chociaż część kosztów suszenia. Ale tylko część, bo suszenie jest bardzo kapitałochłonne.
 
Mieliśmy spore problemy z suszarnią, bo wykonawca nie zrealizował zadania zgodnie z naszymi wszystkimi oczekiwaniami. Początkowo dochodziło do wielu awarii mechanicznych. Była to jedna z pierwszych tego typu instalacji w Polsce. W tej chwili suszarnia pracuje, wykorzystując 2/3 swoich możliwości, ale sądzimy, że do końca roku osiągniemy pełną sprawność i będziemy mogli przetwarzać całość osadów. Teraz część z nich musimy jeszcze wywozić, natomiast absolutnie nie zakładamy rolniczego wykorzystania – z wiadomych powodów. Wręcz zastrzegamy to w przetargach, że nie można naszych osadów wykorzystywać rolniczo. Póki co chwalimy sobie suszarnię.
 
W krótkich zdaniach
 
prof. dr hab. Jacek Czekała: –Z państwa wypowiedzi wynika, że problemy są niekiedy bardzo podobne, głównie w odniesieniu do zagospodarowania osadów. Wiemy jak było i jak jest, ale pozostaje pytanie: jak będzie?
 
Dr Eugeniusz Klaczyński: – Obecnie mamy do czynienia z kolejną aktualizacją KPOŚK, natomiast problem osadów ściekowych nadal pozostaje nierozwiązany. Trzeba stworzyć taki sam program dotyczący osadów ściekowych, jak w przypadku ścieków komunalnych, z uwzględnieniem właściwych kierunków technologicznych w zależności od wielkości oczyszczalni, jakości osadu i możliwości (dostępnego areału i rozdrobnienia gospodarstw). Nie należy wkładać wszystkich do jednego worka i podtrzymywać złej atmosfery medialnej, budowanej głównie na bazie tych kilkunastu największych oczyszczalni w Polsce. Trzeba tworzyć stabilne prawo, strategię i mechanizmy finansowe.
 
Mec. Łukasz Ciszewski: – Koncepcja zagospodarowania osadów jest potrzebna, istnieje tylko pytanie o jej charakter. Byłbym za tym, żeby nie narzucać odgórnie, jak mamy zagospodarować osady, bo to może spowodować, że pomysł będzie kreowany pod dyktando lobby, o którym przed chwilą mówiliśmy. Nagle okaże się, że powstał program zagospodarowania osadów ściekowych przewidujący utylizację termiczną na poziomie 80% do 2020 r. i będziemy płacić kilkaset złotych za każdą tonę. Moim zdaniem, powinien istnieć wachlarz dopuszczalnych rozwiązań przewidzianych prawem dla konkretnych przedsiębiorstw.
 
Anna Lembicz