Czy Polski Klub Ekologiczny to była Pana życiowa przygoda?

Nie, to był raczej świadomy wybór, próba moich możliwości w działalności społecznej. Zaangażowałem się w protest społeczny dotyczący wysypiska odpadów komunalnych. To był początek przygody z ekologią, z ochroną środowiska. Tak mnie to wciągnęło, że zapisałem się do Polskiego Klubu Ekologicznego. W 1993 r. podczas zjazdu w Krakowie dziwnym trafem zostałem wybrany Sekretarzem Generalnym Klubu. Prezesem był wówczas prof. Juchnowicz. Musiałem na bieżąco się uczyć i tak powoli wciągałem się w całą działalność. Uczestnicząc w kadencji 1997-2001 w posiedzeniach Sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, początkowo jako sekretarz, a od 1999 r. już jako prezes Klubu, zostałem jej ekspertem i miałem do czynienia z nowymi problemami. W tym czasie działy się ciekawe wydarzenia. W związku ze sprawą słowackiej elektrowni Mochowce doszło do ostrego starcia między Klubem a Państwową Agencją Atomistyki. Na Senackiej Komisji Ochrony Środowiska odbyło się przesłuchanie obu stron. Klub był oskarżany przez Agencję o hochsztaplerstwo. Po przesłuchaniu okazało się, że to właśnie Agencja postąpiła w sposób hochsztaplerski. Wiele też było działań związanych z interwencjami odwoławczymi przy różnych inwestycjach, były to setki spraw w skali całego kraju.

Czy można postawić tezę, że protesty są dla rozwoju organizacji ekologicznych naturalną pożywką? Dlatego trzeba szukać wrogów?

Polski Klub Ekologiczny nie szuka wrogów. Nie ma i nie było takiej konieczności, sprawy same do nas trafiały. Przyjeżdżali ludzie i prosili o pomoc. Jednym z zasadniczych kierunków działań PKE jest edukacja ekologiczna, prowadzona zarówno w szkołach podstawowych, średnich, edukacja studentów, jak i dorosłych, w tym także edukacja polityków. Naszą misją była próba przekonania parlamentarzystów do głoszonych przez Klub idei. Posłowie i senatorowie nie zawsze posiadają głęboką merytoryczną wiedzę. Często ochrony środowiska uczą się dopiero pracując w komisji sejmowej.

Czy takie idee wypracowuje się w Klubie w pełni demokratycznie? Skąd ta jedyna prawda, którą Klub głosi?

Demokracja nie jest może najlepszym systemem, ale nikt nie wymyślił lepszych zasad, w związku z tym w Klubie obowiązują zasady demokratyczne. PKE jest dużą organizacją, liczy prawie 5 tys. członków, dlatego Zarząd Główny koordynuje działania całej organizacji, a główne stanowiska są tworzone wspólnie. Poglądy i idee najczęściej są opracowywane przez grupę roboczą, która przygotowuje wstępny materiał. Natomiast stanowiska merytoryczne są przygotowywane przez sekcje i komisje, działające przy Zarządzie Głównym. Następnie są one dyskutowane w Okręgach, które konsultują stanowiska z Kołami. Dopiero potem Prezydium razem z szefami wszystkich Okręgów, przedkłada stanowisko Zarządowi Głównemu. Dlatego mija trochę czasu, zanim przedstawimy swoje poglądy i zdanie.

Czy ze strony Klubu istnieją zabezpieczenia, przed wypadkami tzw. eko-terroryzmu?

W przypadku, gdyby Koło podjęło działania niezgodne ze stanowiskiem Komisji i ze stanowiskiem Okręgu wkracza Komisja Rewizyjna i Sąd Koleżeński. Zarząd Główny ma nawet prawo zażądać rozwiązania Koła.

Czy Klub żyje ze składek członkowskich?

W Polsce pomoc dla organizacji ekologicznych polega na finansowaniu tylko konkretnych projektów, np. w zakresie edukacji ekologicznej – wydanie publikacji książkowej itd. Najczęściej Narodowy czy wojewódzki fundusz pokrywa tylko 50 czy 70% kosztów. Trzeba samemu znaleźć pozostałe środki. Najczęściej najpierw trzeba zrealizować zadanie, wydać własne pieniądze a potem starać się o zwrot kosztów. Tu jest zasadniczy problem. Nie da się zrobić dużych akcji przy pomocy składek. Niektóre programy są gigantyczne, ich wartość można liczyć w setkach tysięcy złotych.

Więc skąd organizacja bierze pieniądze?

Bardzo ciekawe pytanie. Do połowy lat 90-tych udawało się pozyskiwać pieniądze z różnych krajów, zainteresowanych pomocą polskim organizacjom ekologicznym. Na przykład Szwedzi mocno wspierają wydawanie biuletynów PKE. Gdyby nie ich pomoc prawdopodobnie nigdy nie udałoby się wydać biuletynu. Ale gdy się skończą szwedzkie środki prawdopodobnie Biuletyn przestanie się ukazywać. Poza tym duże organizacje, jak PKE, muszą utrzymać siedzibę, co stanowi znaczny koszt. Ale bez niej organizacja zaczyna zanikać. Ludzie muszą się gdzieś spotykać i pracować. Niestety, fundusze ochrony środowiska zgodnie z prawem nie mogą przeznaczać środków na działalność statutową ekologicznych organizacji pozarządowych. Mogą dawać pieniądze tylko na konkretne projekty merytoryczne.

Pamiętam problem tuczu gęsi. Właściciele ferm twierdzili, że protesty obrońców zwierząt wspierane są obcymi pieniędzmi, aby obronić miejsca pracy francuskich rolników. Ustawę uchwalono a nasze fermy upadły. Czy nie jest tak, że organizacje są biedne i biorą każdą pomoc?

Ustawę o zakazie tuczu gęsi uchwalili posłowie. Należałoby spytać o lobbing parlamentarny – czy był prowadzony i przez kogo. Nikt mi nie powie, że organizacje ekologiczne mogą skutecznie wpływać na posłów i kształt ustaw. W głosowaniach są świadome decyzje posłów i organizacje naprawdę niewiele mogą zrobić. Dlaczego nikt dokładnie nie przypatrzy się jak w parlamencie prowadzony jest lobbing konkretnych grup przemysłowych? Grupy te mają środki i mogą je wydać na prowadzenie lobbingu. Mówi się o ekoterroryzmie, a co wyłoży organizacja ekologiczna? Nic, tylko słowa. Byłem świadkiem protestu i przypinania się do drzew w sprawie autostrady A4 pod Opolem. Opowiadano, że płacono ileś dolarów dziennie tym, którzy się przypinali. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jest to kompletna bzdura i kłamstwo, które nagłaśniano w radiu i telewizji. Wiem, kto się przypinał i wiem, że robiono to z pobudek ideowych. Mogę wręcz powiedzieć, że byli to ludzie nawiedzeni, jeżeli chodzi o ochronę środowiska.

Czy „nawiedzeni” członkowie organizacji ekologicznych mogą szkodzić?

Mogą szkodzić, jeżeli uda im się poprzez rozmowy, naciski, ale niekoniecznie finansowe, przekonać do swoich racji jakąś grupę posłów. Wtedy mogą zaszkodzić, ale w dużej mierze zależy to od poziomu merytorycznego posłów. Takie przypadki się zdarzały, są zapisy w Prawie ochrony środowiska, które przeszły tylko pod wpływem nacisków grup ekologicznych.

Wróćmy jeszcze do finansów. Kraje zachodnie problem ten już rozwiązały a w Polsce tylko mówi się, że trzeba go rozwiązać.

Mówi się o tym od początku lat 90-tych. Powinniśmy tą sprawę załatwić dla własnego dobra. Niestety pod koniec lat 90-tych pojawił się ekoterroryzm, w momencie, gdy za pieniądze zagraniczne, a także częściowo za środki Narodowego i wojewódzkich funduszy, organizacje proekologiczne w miarę dobrze się urządziły. Dotyczy to zwłaszcza małych organizacji, które od samego początku nastawiały się na zdobywanie grantów. Członkowie często zatrudniali się jako etatowi pracownicy własnych organizacji. Gdy zaczęły się kłopoty finansowe, zaczęli szukać pieniędzy. Zauważono prosty mechanizm wyciągania pieniędzy od inwestorów. Należy złożyć odwołanie od jakiejś decyzji, następnie podjąć negocjacje z inwestorem i jeśli jest on elastyczny – wyciągnąć od niego gotówkę i wycofać odwołanie. Znam też przypadki, gdy inicjatorem nie była organizacja ekologiczna tylko inwestor, który sam zgłaszał się do organizacji i mówił „my wam damy tyle i tyle pieniędzy” albo „zasponsorujemy to i to” tylko nie rozpoczynajcie akcji protestacyjnej. To inwestorzy pokazali niektórym organizacjom ekologicznym drogę do zdobywania łatwych pieniędzy. Przez całe lata 90-te nie mówiło się o ekoterroryźmie a przecież odwołań od decyzji lokalizacyjnych, składanych przez organizacje, było wiele.

Ale wtedy nikomu nie przyszło do głowy łączyć tego z pieniędzmi…

Bo organizacje działały z pobudek ideowych, w imieniu społeczeństw lokalnych. Nikt nawet nie pomyślał, żeby brać pieniądze od inwestora za wycofanie odwołania. Odwołania były mocne merytorycznie, nie wyszukiwano kruczków proceduralnych. Twierdzę, że częściowo inwestorzy sami są winni, że pojawiły się organizacje, które uznały, że to świetne pole do zarabiania pieniędzy. Ekoterroryzm jest skomplikowaną sprawą, trudno jednoznacznie rozstrzygać, po której stronie jest wina.

W interesie państwa, administracji publicznej leży wspieranie solidnych organizacji pozarządowych i „wyhodowanie” sobie rzeczowego partnera…

Moim zdaniem tak i dlatego powinny znaleźć się środki publiczne, które mogłyby być, pod pewnymi warunkami, przekazywane organizacjom – zarówno na wzmocnienie ich struktury, jak na konkretne zadania, które obecnie obciążają administrację publiczną – samorząd, wojewodę czy wręcz ministra środowiska.

Sekretarz stanu aktywnie popiera działania zmierzające w tym kierunku, Pan też jest wysokim urzędnikiem Ministerstwa Środowiska, ale jakoś nie widać za wami tłumu polityków, rozumiejących potrzebę uregulowania problematyki organizacji pozarządowych…

W Ministerstwie podpisano porozumienie z organizacjami ekologicznymi i wypracowano zasady współpracy. Praktycznie w każdej merytorycznej komisji, powoływanej przez ministra, są przedstawiciele organizacji pozarządowych. Zasadniczą trudnością jest fakt, że same organizacje przez wiele lat nie potrafiły wypracować mechanizmu wyłaniania swoich przedstawicieli. Teraz minister rozpisał konkurs na przedstawiciela organizacji pozarządowych w NFOŚiGW i wkrótce zacznie się wokół tego problem. Są wielkie, ogólnopolskie organizacje – LOP, PKE, Federacja Zielonych, szereg organizacji regionalnych i wiele lokalnych. Małe, kilkuosobowe organizacje, tworzone przez ludzi w nich zatrudnionych, nigdy nie porozumieją się z dużą organizacją o całkowicie społecznym profilu, gdzie działacze nie otrzymują wynagrodzeń. Cele takich organizacji są zupełnie inne. Jedni chcą pracować dla środowiska i robić to w czynie społecznym, a inni zrobili sobie z tego zawód i miejsce pracy.

No i co?

W Prawie ochrony środowiska powinien być zapis, że do NFOŚiGW zgłaszają przedstawicieli tylko duże ogólnopolskie organizacje a do WFOŚiGW – struktury działające w danym regionie. To powinno pozwolić na racjonalniejsze uregulowanie tych spraw.

A mechanizm pozyskiwania pieniędzy?

Od kilku lat jest opracowany projekt ustawy dotyczący organizacji użytku publicznego. Niestety nie jest to w naszej kompetencji, tylko ministra spraw wewnętrznych. Należałoby doprowadzić go do końca w Sejmie i przeforsować mechanizmy, pozwalające przekazywać kompetencje, a w ślad za tym pieniądze, organizacjom pozarządowym.

Ale ta ustawa nie ma poparcia…

Prawdopodobnie nie docenia się wagi sprawy. Mogą się pojawić poważne problemy, bo przecież czeka nas generalna przebudowa technologiczna przemysłu. Aby zakład funkcjonował będzie musiał uzyskać pozwolenie zintegrowane. Wymaga to przejścia dokładnie takiej samej procedury jak przy każdym pozwoleniu na budowę, także z udziałem społeczeństwa. Działają procedury odwoławcze i jeśli zakład nie uzyska pozwolenia zintegrowanego, to nie będzie mógł dalej pracować. Myślę, że zagrożenia nieodpowiedzialnymi protestami powinny wymusić aktywność parlamentu. Byłem ostatnio na spotkaniach z dużymi grupami przemysłowymi i tam podkreślano, że trzeba unormować kwestie organizacji proekologicznych. Przemysłowcy mówią, że czasami jest dobrze, jak ktoś wytknie błędy, które popełniają. Ale trzeba tak zbudować system, aby z jednej strony uniemożliwić ekoterroryzm a z drugiej strony stworzyć warunki do rozwoju organizacji. Dla państwa najgorsze byłoby, gdyby wszyscy wycofali się z działalności społecznej i zamknęli w domach. Organizacje obywatelskie są potrzebne i trzeba im stworzyć warunki rozwoju.

Nie wszyscy to jednak rozumieją.

Zgadza się, dlatego same organizacje powinny zadbać o to, żeby edukować polityków. Nas w Ministerstwie Środowiska nie trzeba edukować, ale w innych ministerstwach czasami przydałaby się edukacja.

Dziękuję za rozmowę.





dr inż. Janusz Mikuła
Absolwent Wydziału Mechanicznego Politechniki Krakowskiej. Od lutego 2002 r. p.o. dyrektora Departamentu Inwestycji i Rozwoju Technologii w MŚ. Pełnił funkcję Sekretarza Generalnego a następnie Prezesa Polskiego Klubu Ekologicznego. Otrzymał Nagrodę Ministra OŚZNiL. Członek Rady NFOŚiGW, przewodniczący Rady Nadzorczej firmy Mielec Diesel Gaz oraz członek Wojewódzkiej Komisji Urbanistyczno-Architektonicznej w województwie małopolskim. Powołany w skład Polskiego Komitetu Normalizacyjnego. Prowadzi wykłady m.in. nt. „Recykling materiałowy” i „Najlepsze dostępne technologie (BAT)”. Autor i współautor ok. 20 prac naukowo-badawczych, ok. 75 publikacji naukowych i popularno-naukowych, 18 ocen oddziaływania na środowisko, 4 profesjonalnych programów komputerowych i 5 książek.