Wakacyjna posucha szybko się skończyła i oto mamy prawdziwy wysyp konferencji. Mój jesienny „rozkład jazdy” jest więc przepełniony. Takie natężenie trochę wprawdzie męczy, ale bardziej cieszy. Bo obrodziło nie tylko „w ilość”, ale także „w jakość”. Można przebierać w tematach i nie brakuje „imprez” na bardzo wysokim poziomie (również organizacyjnym). Sporo konferencji poświęca się prawu i finansom – głównie zmianom w przepisach i funduszach dotyczących inwestycji w OZE. Co najmniej tyle samo traktuje o sprawach technologicznych – zwłaszcza o nowościach. Polecam tu wszystkie „hurtem”, bo nie sposób zarekomendować tak wielu wydarzeń godnych uwagi.

Podczas konferencji coraz częściej mówi się o tzw. energii przyszłości i „energy mix”. Nikt jednak nie wie, ile energii i z jakich źródeł będziemy mieli raptem za 10 lat. Ministerstwo Gospodarki zleciło porównawczą analizę kosztów energii z każdego źródła, ale na wyniki analizy trzeba będzie poczekać. Scenariusze obecnie przedstawiane różnią się. Przykładowo podczas niedawnej debaty na „Szczycie Ekoenergetycznym” w Polkowicach prof. Jerzy Buzek powtórzył scenariusz zaprezentowany w maju na Kongresie OZE: już w 2020 r. 70% to energia z węgla, a pozostałe 30% to w połowie energia odnawialna i w połowie jądrowa. Cel bardzo ambitny, ale i tak zweryfikują go makrorynkowe realia, a więc głównie koszty.
Na proporcje składników energetycznego „mixu” istotny wpływ mogą też mieć naukowcy. Trwają wszak prace nad projektem zeroemisyjnej gospodarki energią. Badania dotyczą m.in. technicznych i… społecznych możliwości zastąpienia energii z węgla innymi technologiami. Impulsem mogą tu być zamiary naukowców, przedsiębiorców i inwestorów zza Odry, którzy planują uruchomić wielkie elektrownie słoneczne aż na Saharze i dzięki temu spowodować, że niemiecki „mix” będzie miał 50% udziału energii z OZE. Niestety, u nas fotowoltaika wciąż jest w powijakach, przez co marnuje się energetyczny i biznesowy potencjał.
Tymczasem zapowiedziano, że jeszcze w październiku zostanie „klepnięty” tak długo przygotowywany projekt Polskiej polityki energetycznej Polski do roku 2030. Jednak Radzie Ministrów, która ma go przyjąć, nagle przytrafiły się… całkiem inne zmartwienia, więc może być z tym krucho. Tak czy owak, wiele zaplanowanych spraw zaczęto już realizować. I są nawet pierwsze rezultaty, np. w zakresie podniesienia efektywności energetycznej. A o tym, że o energii „mówi się” coraz więcej i poważniej, przekonałam się ostatnio w pociągu do Warszawy. Obok mnie kilka osób ambitnie dyskutowało o energetycznym wykorzystaniu odpadów, a rozmowa paru innych współpasażerów dotyczyła możliwości wzrostu cen energii z powodu koniecznych zakupów pozwoleń na emisję CO2. Nawet jeśli to przypadek, to symptomatyczny i… optymistyczny!
 
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna