Miałem nadzieję – choć słowo „nadzieja” w tym przypadku może źle brzmieć – że katastrofa ekologiczna na Odrze będzie „narodowym otrzeźwieniem” w sprawach ekologii i przyczyni się do radykalnej zmiany zarządzania środowiskiem. Jednak im dalej od początków tej sprawy, tym gorzej.

Wielu zaczyna wzruszać ramionami i – po pierwszym szoku, lekkiej panice wśród rządzących i sążnistych zapowiedziach ukarania sprawców („dorwiemy ich”) – sytuacja zaczyna się „normalizować”, a więc temat schodzi z pierwszych stron mediów, członkowie obozu rządowego odzyskali spokojny oddech i zaczynają bagatelizować problem, skoro „opowieści, że z rzeki zniknęło całe życie, były nieprawdziwe”. Kto miał polecieć ze stołków, ten poleciał… Wraca „normalność”.

Bagatelizowanie

Bagatelizowaniu sprawy „pomogli” też, niestety, politycy opozycji, którzy – poza paroma wybitnymi wyjątkami – zamiast rzeczowo zająć się tematem, zaczęli bić w histeryczne tony, powtarzając do znudzenia, że „państwo PiS nie działa”. Mówiąc o „drugim Czarnobylu”, zamienili się z politykami PiS, którzy jakiś czas temu tak samo histerycznie oceniali sytuację w Wiśle po awarii oczyszczalni „...