Europa już dziś nie dyskutuje o tym, czy rozwijać odnawialne źródła energii, lecz pracuje nad tym, jak robić to najefektywniej. Wiele krajów wypróbowało różne podejścia systemowe do tego problemu i z wypowiedzi zaproszonych zagranicznych i krajowych gości wynika jedno: system wsparcia musi być stabilny i przewidywalny.

Zasadniczo sprawdził się jedynie system cen gwarantowanych ze wszystkimi uwarunkowaniami. Jest on konstruowany w taki sposób, aby z jednej strony gwarantować racjonalną stopę zwrotu poniesionych nakładów inwestycyjnych w określonym czasie, a z drugiej, by nie stanowił nadmiernego wsparcia dla wybranych technologii, wywołującego zaburzenia na rynku.

Nie ma alternatywy dla sektora OZE, ale źródła tradycyjne, w tym węglowe, jeszcze przed dekady będą odgrywać istotną rolę w miksie energetycznym. Dlatego konieczne jest opracowanie długofalowej strategii dla przedsiębiorców w Polsce. To, co usłyszeliśmy podczas Kongresu, czyli że będziemy pracować w Parlamencie nad pakietem ustaw energetycznych, a nad polityką energetyczną dopiero pół roku lub rok później, nie napawa optymizmem. Przy takim podejściu o sukces będzie trudno, bo pogłębiamy ryzyko wynikające z konieczności dokonania kolejnej zmiany i adaptacji prawa do wyników nowej strategii. Warto wspomnieć, iż Polityka energetyczna Polski do roku 2030, przyjęta w listopadzie 2009 r., po co najmniej półtorarocznych dyskusjach, w których uczestniczyli też przedstawiciele PIGEO, zdezaktualizowała się praktycznie w następnym roku i dziś możemy powiedzieć, że jest to dokument archaiczny, którego echa pobrzmiewały także podczas rozmów w trakcie minionego Kongresu.

Niesprawiedliwy system

System wsparcia dla odnawialnych źródeł energii w Polsce od 2005 r. do dzisiaj wygenerował środki na poziomie 16 miliardów złotych, a jest to tylko oszacowanie. Z tego ok. 12 miliardów trafiło do sektora energetyki konwencjonalnej, spalającej biomasę w kotłach węglowych, która na inwestycje w tym zakresie przeznaczyła ok. 3 miliardy złotych. Pozostałe 4 miliardy trafiły do sektora OZE, tych prawdziwych, które wygenerowały nowe moce wytwórcze w ramach: wiatru, biogazu i małej hydroenergetyki wodnej. W tym przypadku na inwestycje wydano ok. 18 mld złotych. To nie jest sprawiedliwy rozdział wsparcia i nikt nas nie przekona, że tak właśnie należało ten system kształtować. Informacja o tym, że odnawialne źródła energii są beneficjentem systemów wsparcia pokutuje w społeczeństwie, a powtarzana jest także przez ludzi reprezentujących sektor przemysłowy.

Głos w dyskusji powinien być racjonalny. Dla inwestorów sektora niepublicznego kluczowa jest stabilność systemowa i gwarancja odpowiedniej stopy zwrotu w okresie eksploatacji instalacji OZE. Tego się domagamy, tego oczekujemy. Państwo, ogłaszając swoje plany rozwoju OZE i zapraszając sektor prywatny do udziału w realizacji tych planów, zawiera z nim swoisty kontrakt i nie może się z tego kontraktu jednostronnie wycofywać, mówiąc: „przepraszamy, pomyliliśmy się, a wy jesteście naiwni, że przyjęliście te kontrakty do realizacji”.

Ryzyko regulacyjne musi być zminimalizowane i nie może zauważalnie zwiększać normalnego ryzyka biznesowego. Projekty, które banki otrzymują do realizacji, analizowane są pod względem ryzyk biznesowych i regulacyjnych. Jeżeli ryzyko regulacyjne jest istotnie wyższe niż ryzyko biznesowe, które podejmuję jako inwestor, to staję przed problemem: w co inwestować i czy ma to sens?

Trudno zrozumieć, dlaczego prace nad weryfikacją polityki energetycznej trwają tak długo, skoro powinna być ona w tej chwili warunkiem rozpoczęcia prac legislacyjnych w Sejmie.

A jaki powinien być?

System wsparcia nie może generować nadmiernych obciążeń dla konsumentów gospodarki. Musi być sprawiedliwy i stabilny. Ani system obecny, ani proponowany w dotychczasowych projektach ustawy, takich gwarancji nie dają. Co więcej, przyjęcie propozycji rządowych w niezmienionym kształcie może tylko potęgować nieprawidłowości w funkcjonowaniu systemu wsparcia. Nikt nas nie przekona, że zapisy, które poznaliśmy w październiku ubiegłego roku, nie zawierają pułapek. Nikt nie jest w stanie oszacować liczby certyfikatów, które trafią na rynek po przyjęciu podwyższonych współczynników korekcyjnych, jakie by one nie były, bo w prezentacji otwierającej Kongres wskazano, że proponowane w październiku współczynniki są już nieaktualne. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak będą rozwijały się poszczególne źródła i jaki nastąpi przyrost mocy w każdym ze źródeł. Nikt nie może także stwierdzić, czy za rok lub dwa zamiast 16 TWh, które dziś produkujemy z tzw. OZE (bo połowa to współspalanie), przy obowiązku 13 TWh, za dwa lata wytworzymy 20 przy obowiązku 14 TWh. Wartość wszystkich nadwyżkowych certyfikatów to zero, a zero pomnożone przez jakikolwiek współczynnik korekcyjny to nadal zero.

Brakuje rzetelnej dyskusji na temat przygotowania rynku energii w Polsce do nowych wyzwań, związanych ze wzrostem podaży energii ze źródeł krajowych, ale także odnośnie utworzenia jednolitego rynku energii w UE. Przypominamy, że w 2014 r. mamy obowiązek uczestniczenia w jednolitym rynku europejskim, i to będzie wywierało presję na ceny, na nadpodaż energii w Polsce oraz na możliwość dopływu taniej energii z zewnątrz – także z OZE. Jeśli my nie będziemy mieli swoich równie tanich źródeł, staniemy się zakładnikiem tego systemu.

W Polsce istnieją znaczące zasoby kapitałowe i jeszcze większe pokłady przedsiębiorczości, które przy odpowiedniej stymulacji systemowej, przy ograniczonym wsparciu ze środków budżetowych i unijnych, mogą być spożytkowane na przebudowę sektora energetycznego i rozwój energetyki rozproszonej. Jednak warunkiem jest polityczna inicjatywa rządowa.

Strategia ta musi uwzględniać dodatkowe korzyści gospodarcze i społeczne, a także ekologiczne.

Nadchodzi rewolucja prosumencka. Energetyka rozproszona tego typu już wkrótce zasadniczo zmieni stronę popytową, a w konsekwencji także podażową. System elektroenergetyczny musi zacząć się przygotowywać do tego wyzwania już dziś. Energetyka prosumencka to rewolucja, która naprawdę odmieni cały sektor energetyczny. Należy wziąć to pod uwagę także w projektach strategii, ponieważ nie ma sensu dzisiaj wydawać miliardów złotych na inwestycje w energetykę konwencjonalną, np. na budowę dużych bloków po 1000 MW, mając świadomość, że albo te bloki nie będą funkcjonować, albo wypchną z podstawy systemowej dziesiątki innych, mniejszych źródeł energetyki konwencjonalnej. To musi być zbilansowane i racjonalnie przedstawione.

Tomasz Podgajniak, przewodniczący Rady Programowej w imieniu uczestników IV Międzynarodowego Kongresu Energii Odnawialnej Green Power