Walka o Nil

Jeszcze nie opadł kurz po ostatnich protestach w Egipcie, a już nowe władze tego kraju walczą o zapewnienie swojej ojczyźnie dostaw wody z Nilu. W tym czasie Etiopia kontynuuje inwestowanie w tamę na Nilu Błękitnym, prawym dopływie najdłuższej rzeki Afryki. Rozmowy pomiędzy władzami Egiptu i Etiopii w sprawie zapory mają nie tylko doprowadzić do zabezpieczenia dostępu do odpowiedniej ilości wody, ale również przywrócić członkostwo kraju faraonów w Unii Afrykańskiej oraz zapewnić mu status kluczowego gracza w Afryce. Etiopska tama powstaje od 2011 r., a jej ukończenie planowane jest na 2017 r. Z pewnością konstrukcja ta wpłynie na poziom wód Nilu Błękitnego w Etiopii, a także głównego nurtu Nilu w Sudanie i Egipcie, którego zasoby słodkiej wody w 95% zależą od tej rzeki. Jednocześnie władze Etiopii widzą w GERD (Grand Ethiopian Renaissance Dam) szansę na rozwój i źródło energii, porównywalne do tamy Hoovera, która po otwarciu w 1930 r. pomogła Stanom Zjednoczonym przezwyciężyć wielki kryzys. Egipt obawia się również o wystarczające dopływy do Wysokiej Tamy Asuańskiej, gdzie funkcjonuje elektrownia wodna, w kilkunastu procentach zaspokajająca zapotrzebowanie Egiptu na energię elektryczną. W porównaniu do egipskiej zapory, ta w Etiopii utworzy mniejszy zbiornik. Pochłonie on ok. 70 mld m3 wody, podczas gdy jezioro Nasera mieści prawie 170 mld m3 wody. Jednocześnie zainstalowane w GERD turbiny mają generować dwukrotnie więcej energii elektrycznej niż elektrownia na tamie w Asuanie. Jednak z inwestycją wiążą się kolejne problemy. Władze Etiopii wciąż nie pozyskały inwestorów chcących dołożyć się do budowy z własnych środków. Światowe instytucje nie są chętne do uczestnictwa w przedsięwzięciach, które generują konflikty między państwami i nie były poprzedzone odpowiednimi analizami społecznymi i środowiskowymi. Jako jedno z potencjalnych zagrożeń dla powstającej konstrukcji wymienia się aktywność sejsmiczną Wielkiego Rowu Wschodniego. Spór pomiędzy Egiptem a Etiopią jest jednym z wielu, jaki można zaobserwować na świecie, a którego tłem jest dostęp do wody. Podobne problemy występują w dorzeczach Eufratu i Tygrysu, gdzie spór toczą Turcja, Irak i Syria, oraz w dorzeczu rzeki Indus, o której wody batalię toczą Pakistan i Indie.

Mniej ścieków na lotnisku

Lotnisko Heathrow zmodernizowało instalacje kanalizacyjne oraz zainwestowało w urządzenia do oczyszczania ścieków powstałych przy odladzaniu pasów startowych oraz samolotów. Ścieki pochodzące z lotnisk to głównie wykorzystane substancje odladzające, zawierające glikole propylenowe, i pozostałości z ćwiczeń przeciwpożarowych. Substancje te spływają z ogromnych obszarów, pokrytych betonem lub asfaltem. Dodatkowym problemem są resztki paliwa, szczególnie jeśli zmieszają się z wodą deszczową. Mimo iż do odladzania pasów startowych oraz dróg kołowania coraz częściej wykorzystuje się preparaty, które nie stanowią poważnego zagrożenia dla wód i łatwo podlegają rozkładowi biologicznemu (mrówczan sodowy i mrówczan potasowy), bywa, że użycie ich w dużych ilościach nie jest już obojętne dla środowiska. Natomiast odladzanie samolotów przebiega najczęściej w dwóch etapach. W pierwszym usuwa się przymarznięty do powierzchni samolotu lód, polewając go gorącą mieszaniną glikolu i wody pod ciśnieniem. Jeśli zachodzi niebezpieczeństwo ponownego oblodzenia samolotu, stosuje się drugi zabieg, który polega na pokryciu samolotu cienka warstwą chłodnego glikolu i wody. Na odlodzenie średniej wielkości samolotu potrzeba od 300 do 600 litrów płynu, co na lotniskach o dużej ilości operacji lotniczych przyczynia się do powstawania ogromnych ilości ścieków w okresach zimowych. Niektóre lotniska zamiast glikolu do odladzania samolotów stosują promienniki podczerwieni, zamontowane w specjalnej wiacie, pod którą wjeżdża samolot. Lotnisko Heathrow wyposażono w filtry ziemne, które są dodatkowo napowietrzane, co przyspiesza i czyni efektywniejszą degradację glikoli.

Cały świat odsala

Międzynarodowe Stowarzyszenie Odsalania podaje, że światowe możliwości odsalania wody morskiej z roku na rok są coraz większe, a ich wzrost w 2013 r. w stosunku do 2012 r. jest wręcz imponujący. W ubiegłym roku oddanie do użytku nowych stacji odsalania pozwoliło na zwiększenie produkcji słodkiej wody o 4 mln m3 dziennie. W tym roku jest to już 6 mln m3 na dzień. Łączne zdolności wszystkich 17 277 instalacji działających na świecie to 80 900 tys. m3 każdej doby. Źródłem tego wzrostu jest głównie sektor przemysłowy ? od 2010 r. 45% nowych zakładów odsalania powstało na potrzeby użytkowników przemysłowych, takich jak rafinerie i elektrownie. Wraz ze zwiększaniem ilości stacji stosowane są coraz nowsze rozwiązania technologiczne, a istniejące już instalacje są modernizowane. ? W ciągu ostatniej dekady obserwowaliśmy 30-procentowy wzrost efektywności energetycznej w najlepszych stacjach. Sądzę, że kolejne 10 lat zaowocuje podobną poprawą ? powiedział Christopher Gasson z GWI (Global Water Intelligence), wydającego DesalData. ? Zakłady odsalania nadal szukają dodatkowych sposobów na zmniejszenie zapotrzebowania na energię poprzez rozwój nowych technologii, wdrażanie najlepszych praktyk i modernizacje w istniejących stacjach. Coraz częściej wykorzystuje się też technologie hybrydowe, a wysiłki zmierzające do wykorzystania potencjału odnawialnych źródeł energii dają pierwsze efekty ? dodała Patricia A. Burke z Międzynarodowego Stowarzyszenia Odsalania. Dziś wśród państw, które mają największe zdolności odsalania wody morskiej, znajdują się: Arabia Saudyjska, Emiraty Arabskie, Hiszpania, Kuwejt, Algieria, Australia, Katar i Izrael. Jednocześnie w takich krajach jak: RPA, Jordania, Meksyk, Libia, Chiny, Indie i Chile w ciągu najbliższych 5 lat spodziewane jest podwojenie ilości odsalanej wody, co pozwoli tym krajom dołączyć do czołówki.

Opracowano na podstawie: www.circleofblue.org i www.waterworld.com.

Opracowanie: Łukasz Bandosz