Znowelizowana – z mocą od 1 stycznia 2012 r. – ustawa z 1997 r. o ochronie zwierząt wprowadza nowe zasady nabywania różnego rodzaju zwierząt domowych. Odrębnie potraktowano przy tym psy i koty – choć jest w tym pewien pozór. Nowe przepisy sprowokowały sporo w sumie dość histerycznych zachowań – o czym można się przekonać, czytając ogłoszenia typu: „sprzedam smycz – pies gratis”. Czy nie zachodzi tu jakieś nieporozumienie?
W pierwszym rzędzie można przypomnieć zasady ogólne. Zwierzę nie jest rzeczą, ale stosuje się do niego odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy (art. 1 ustawy). Instytucja stosowania przepisów „odpowiednio” znana była już starożytnym (mutatis mutandis). Polega ona na konieczności uwzględnienia specyfiki każdego przypadku. Oznacza to, że swoboda dysponowania zwierzęciem jako przedmiotem prawa własności (i praw pochodnych) jest ograniczona. Zwierzę jest istotą zdolną do odczuwania cierpienia. To cierpienie musi być – o ile nie da się go do końca wyeliminować – co najmniej poważnie ograniczone. Wynika z tego, że w przeciwieństwie do rzeczy zwierzęcia nie wolno „zniszczyć” albo „uszkodzić”, a tym bardziej „przerobić”. Wolno je jednak np. sprzedać (choć w rzeczywistości jest to zwykle dla niego równoznaczne z pewnym cierpieniem – zwłaszcza w wypadku dorosłego osobnika).
...