Przed końcem ub.r., ale jeszcze przed zmianami rządowymi i restrukturyzacją ministerstw, przyjęto nowelizację najważniejszego dla polskiej energetyki dokumentu ? Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP 2040). Wielu ekspertów uważa, że strategia ta nie w pełni odpowiada unijnym oczekiwaniom dotyczącym walki z kryzysem klimatycznym i energetycznym, a zaangażowanie naszego kraju w realizację zobowiązań na forum unijnym wciąż jest zbyt małe.

Jednym z głównych zarzutów wobec PEP 2040 jest przyjęcie zakładanej obniżki emisji dwutlenku węgla w Polsce o 29% (w stosunku do 1990 r.), podczas gdy cel unijny wynosi 40%, a podniesiony zostanie aż do 50%. To oznaczać może, że w konsekwencji za nadmierne wykorzystanie uprawnień do emisji CO2 zapłacą konsumenci w wyższych rachunkach za odbiór energii elektrycznej i cieplnej. Już teraz wiele mówi się o podwyżkach stawek taryf energetycznych, choć wciąż nie wiemy, kiedy i w jakiej skali one nastąpią. Kolejny zarzut to zbyt mało ambitne zwiększanie udziału OZE w miksie energetycznym. Polska zakłada ich przyrost w latach 2020-2030 na poziomie 8%, a więc mniej więcej tyle samo co w minionej dekadzie. Co więcej, im dalej, tym przyrost ten jest jeszcze mniejszy (zaledwie 28,5% w 2040 r.). Dlaczego, skoro ?zielone? technologie stale się rozwijają i ? co najważniejsze ? tanieją, stając się coraz bardziej dostępnymi, a działalność elektrowni węglowych tak czy inaczej będzie ograniczana? Nie wiemy. Wiemy za to, że spada...