Paryż posadzi miliony drzew w celu dostosowania się do zmian klimatu. Düsseldorf schował kilkupasmową drogę pod ziemię i zrobił piękne trawniki do wypoczynku. Ach! Ach! Zachwycają się „internety”. Ach! Ach! Pieją aktywiści i od razu rzucają się do gardeł samorządowcom: dlaczego u nas tak się nie dzieje?

Samorządowcy mają to akurat gdzieś, bo w tym czasie załatwiają sprawy z deweloperami – prawdziwymi „właścicielami” przestrzeni naszych polskich zdewastowanych miast. Zbliżają się jednak wybory, więc myślę, że kilku z nich obieca coś „ekstraeko” swoim wyborcom – jakiś skwerek, o czym oczywiście potem zapomni, bo ważniejsze są przecież infrastruktura, rozwój, PKB i ważniejsze, żeby ludzie mieli pracę i żeby były fabryki.

Oto nasza gra miejska. W tym całym bałaganie nikt nawet nie zada sobie pytania, czy rozwiązania z Paryża i Düsseldorfu są naprawdę takie eko. Swoją drogą samo słowo „eko” jawi mi się jako wytarte, dziurawe spodnie. Myślę, że czas je wyrzucić, mimo że jest nam z nim wygodnie, jest nasze i przyzwyczailiśmy się do niego. Czas to słowo zmienić na coś w miarę nowego, ale o tym innym razem… Wróćmy do Paryża i Düsseldorfu. W dobie zmian klimatu to, co robi się w tych miastach, nijak nie pasuje do tego, co powinniśmy robić w ich przestrzeni. Te inwestycje i działania są destrukcyjne i antropocentryczne – niczym nie różni...