Święta Bożego Narodzenia w Polsce zazwyczaj skupiają przy wigilijnym stole wszystkich członków rodziny, którzy na co dzień często nawet nie mieszkają pod jednym dachem. Brak możliwości takiego spotkania, spowodowany np. pobytem kogoś bliskiego poza granicami kraju czy w „internacie” w czasie stanu wojennego, zawsze był wyjątkowo dojmującym przeżyciem.
Czas Świąt jest chwilą wielopokoleniowych spotkań, co z wychowawczego punktu widzenia jest niezwykle ważne. Tym bardziej, że ubywa licznych rodzin i w coraz większym stopniu dzieci wychowywane są poza domem, na obcych naszej kulturze, trudnych do akceptacji wzorcach.
Od wielu lat mam możność obserwowania, jak funkcjonują na Kaszubach i w Beskidzie tradycyjne wielodzietne i wielopokoleniowe rodziny. Na szczęście coraz więcej tego rodzaju przykładów spotykam także w swoim środowisku. Wobec tego warto się przyjrzeć bliżej związanym z tym zjawiskom. Nie mam wątpliwości, że codzienna obecność babci i dziadka, czasem pradziadków, ma dla kształtowania stosunku najmłodszych do starszego pokolenia bardzo duże znaczenie. To właśnie oni potrafią przekazać wnukom wiedzę o historii, która działa się „za progiem”, oni najlepiej czytają maluchom na głos książki czy też opowiadają bajki albo śpiewają, wreszcie to oni pokazują, że spowodowana wiekiem słabość ciała wcale nie musi iść w parze ze słabością ducha czy rozumu. Dziadkowie mają zazwyczaj więcej czasu aniżeli rodzice, dlatego ich rola w wychowaniu jest nie do przecenienia. Mam tu na myśli rozumienie tego, co się dookoła dzieje, hierarchię wartości oraz wychowanie religijne. Któż inny, jak nie dziadkowie, ma czas, by pójść z najmłodszymi na roraty? Rozmowy z nimi uczą też sztuki dialogu, która – wobec powszechnego porozumiewania się elektronicznymi środkami przekazu, ze stosowanymi równoważnikami zdań i skrótami wyrazów – jest w zaniku. Z drugiej strony, najmłodsi w rodzinie, których z pokoleniem seniorów łączy więź emocjonalna, zawsze będą traktowali sędziwy wiek jako coś naturalnego. Wówczas nie będą skłonni do odrzucenia ludzi starych jako niepotrzebnego bagażu, który komplikuje życie, a wręcz przeciwnie – być może będą próbowali zapewnić im przeżycie schyłku ich dni w domu rodzinnym, a nie w domu pogodnej starości.
Dzięki temu najbardziej dojmująca przypadłość starości – samotność nie będzie tak dokuczliwa. Warto także zwrócić uwagę na to, że w pewnym wieku to babcia czy dziadek bywają powiernikami drobnych smutków i zmartwień młodych ludzi. Z kolei młodzi stają się wsparciem dla seniorów w codziennych czynnościach, np. podwiozą do lekarza, zrobią zakupy. Niby niewiele, lecz o dużym znaczeniu. Wreszcie stale obecni w domu seniorzy, np. poprzez podjęcie opieki nad wnukami podczas ich choroby, umożliwiają rodzicom (zwłaszcza matce) w miarę normalny rozwój zawodowy, co – oczywiście – przekłada się na poziom dochodów całej rodziny.
W rodzinach prowadzących gospodarstwo rolne najstarsi zazwyczaj, w miarę posiadanych sił, wykonują te same prace co młodsi. Osiągnięcie wieku emerytalnego jest w tym wypadku bez znaczenia. Jest to szczególnie ważne w sytuacji, gdy średnie pokolenie podjęło okresową pracę poza granicami kraju. Rodziny takie zwykle są również wielodzietne. W 1950 r. współczynnik dzietności dla wsi wynosił 4,03, natomiast aktualnie nie przekracza on 1,5. Większa liczba potomstwa to także w okresach nasilonych robót polowych więcej rąk do pracy. Nic bardziej nie buduje więzi społecznych jak w sposób dobrowolny wspólnie wykonywana praca.
Większa ilość potomstwa w połączeniu z rodziną wielopokoleniową powodują, że dom ma decydujący wpływ na wychowanie – także do wolności, co przy obecnych trendach, zmierzających do zawłaszczania tej sfery życia przez wszechobecne i przeregulowane państwo, jest nie do przecenienia. Dzieci, które mają rodzeństwo, od najmłodszych lat przyzwyczajone są do rywalizacji o względy rodziców czy dziadków i zdają sobie sprawę, iż nie są jedynymi i najważniejszymi osobami na świecie. Mało tego – młodsze rodzeństwo zawsze bierze wzór ze starszego brata lub siostry, a tym samym szybciej się uczy i rozwija. W takich rodzinach problem korepetycji zazwyczaj nie istnieje. Podejście do pracy dzieci wychowujących się w takich warunkach powoduje, że stają się dobrymi fachowcami, co jest tym łatwiejsze, że z domu wynieśli wiele umiejętności. Na wsi 12-letni chłopak potrafi prowadzić traktor, a dziewczynie umiejętność gotowania również nie jest obca. Mając tyle zajęć, dzieci te są mniej narażone na uzależnienie od komputera, telewizora bądź używek. Ich umiejętność radzenia sobie w życiu, odporność na stres, trudności wszelakiego rodzaju jest znacznie większa aniżeli „wychuchanego”, nieposiadającego rodzeństwa „mieszczucha”. Oczywiście, status materialny takich rodzin jest zazwyczaj niższy niż przeciętny. W gruncie rzeczy ma to jednak dobroczynny wpływ na wyniki nauczania, poza tym lokuje posiadanie dóbr materialnych na właściwym miejscu, w hierarchii spraw ważnych, a pomaga im w tym wyniesiony z domu system wartości.
Jak w kontekście tych uwag wygląda model nie tylko przyjmowany dziś przez wielu ludzi, lecz także propagowany przez media, polityków i reklamę? Niestety, jest on całkiem inny i odwołuje się do innych wartości (raczej antywartości), co prędzej czy później kończy się depresjami, uzależnieniami, samotnością i w końcu całkowitą degradacją człowieka. Obyśmy jako naród i kraj zawrócili z tej drogi. Tego – na Święta Bożego Narodzenia (choć faktycznie już po Świętach) – wszystkim życzę.
Marian Walny
zastępca burmistrza, Luboń
Tytuł od redakcji