W społeczeństwie wzrasta przekonanie, wzmacniane przez ogólnodostępne media, które z chęcią wykorzystują niekompetentne, a często celowo propagandowe wypowiedzi polityków i lobbystów energetycznych, że podwyżki energii spowodowane są wzrastającym udziałem odnawialnych źródeł energii. Łatwo jest jednak wykazać, że nie ma to nic wspólnego z prawdą.
W ubiegłym roku wytworzono ok. 12 milionów MWh energii z OZE, do których konsumenci musieli dopłacić średnio po ok. 250 zł/MWh za zielone certyfikaty i opłaty zastępcze, co daje sumę ok. 3 mld złotych. Jeżeli tę kwotę podzieli się przez 150 milionów MWh całej energii zakupionej przez dystrybutorów energii od producentów, to okaże się, że do każdej MWh energii elektrycznej ci dystrybutorzy musieli dopłacić z tytułu tychże zielonych certyfikatów 20 zł.
Po uwzględnieniu potrzeb własnych i strat energii wskutek przesyłu, obliczeń wynika, że dystrybutorzy sprzedali ok. 120 mln MWh energii średnio po ok. 400 zł za MWh, co oznacza, że otrzymali na nią (czarną i zieloną razem) 48 mld zł. Po podzieleniu 3 mld przez 48 mld okazuje się, że wzrost cen energii dla konsumentów wyniósł ok. 6%, czyli dość dużo, co powoduje szerzenie niesprawiedliwej propagandy i demagogii.
Prawda jest jednak taka, że 75% kwoty doliczonej do energii elektrycznej za zielone certyfikaty trafia nienależnie do wielkich producentów energii, bo wykazują oni w swoim portfelu ok. 9 mln MWh energii wytworzonej we współspalaniu (6,5 mln MWh) i w dawno zamortyzowanych dużych elektrowniach wodnych (2,5 mln MWh).
Gdy przyjmie się, że tylko 25% opłaty za zielone certyfikaty trafia do tych, którzy naprawdę zainwestowali w OZE (energetyka wiatrowa, małe elektrownie wodne, EC biogazowe, ogniwa fotowoltaiczne), to rzeczywisty wzrost cen energii dla konsumentów z powodu wspierania energetyki odnawialnej wynosi nie 6%, ale 1,5%. A to jest poziom z pewnością akceptowalny społecznie.
Jeśli wielka energetyka rzeczywiście nie zdoła się obyć bez pieniędzy wyłudzanych za zielone certyfikaty, będzie musiała przyznać, że koszt energii czarnej należy obciążyć dodatkowo kwotą 2,25 mld złoty i wtedy jej jednostkowy koszt nie wyniesie 200 zł/MWh, a 215zł/MWh. To przecież nie jest wielki wstyd, a sprawiedliwości stanie się zadość.
Wielokrotnie pisałem o tym, że akty prawne dotyczące OZE konstruowane są tak, że zawsze największe korzyści osiąga sektor dużej energetyki. Chciałbym wierzyć, że przygotowywana obecnie ustawa o OZE zwolni mnie z obowiązku wyszukiwania w praktyce funkcjonowania prawa złych intencji ustawodawcy i przyczyni się do rzeczywistego wykorzystania OZE.
Edmund Wach, Bałtycka Agencja Poszanowania Energii SA