Z Januszem Ostapiukiem, wiceprezesem Zarządu Ekofunduszu, rozmawia Wojciech Dutka


Im bliżej są pieniądze akcesyjne, tym częściej mówi się, ile ich możemy stracić. Jak Ekofundusz widzi swoją rolę w obecnej sytuacji?
Ekofundusz nie ma ambicji wchodzić ze swoimi pieniędzmi do wielkich zadań, finansowanych przez ISPĘ czy Fundusz Spójności. Ekofundusz od ponad dziesięciu lat działa w pięciu wypracowanych sektorach ochrony środowiska – od czystości Bałtyku, poprzez niską emisję czy redukcję SO2, ochronę klimatu, energię odnawialną, ochronę bioróżnorodności, po zagospodarowanie odpadów. Ekofundusz w tych miejscach znalazł swoją niszę, wspomaga rozwiązywanie tych problemów i nie widzi potrzeby wchodzenia do wielkich tematów, strategicznych dla państwa.


Płynie sobie piękny żaglowiec… Ekofundusz będzie robił swoje, a wokół niech się burzy morze…
Tak nie wolno mówić. My mamy swoje określone pola działalności, gdzie robimy bardzo pożyteczną robotę. Właśnie w ww. zadaniach, w które weszliśmy na początku swojej działalności, i głównie w nich, chcemy pozostać. Nie będziemy uprawiali wielkiej polityki, jak np. kreowanie rynku biopaliw, poprzez dodawanie odwodnionego spirytusu do benzyn. Niech więksi od nas zajmują się wielką strategią państwową.
Dziś jesteśmy liderem we wspomaganiu przetwarzania różnego rodzaju odpadów, wspieramy budowy zakładów, czy nawet systemów segregacji odpadów, ich zbiórki, recyklingu i przetwarzania. Finansujemy wspaniałe instalacje, które nie interesują dużych organizacji, typu Narodowy Fundusz. Dawniej Ekofundusz finansował oczyszczalnie ścieków położone nad Morzem Bałtyckim, teraz uczestniczy także w budowie na tych obszarach kanalizacji. Rozszerzył również swoje priorytety na inne obszary, związane z ochroną ujęć wody dla dużych aglomeracji. Wspieramy sferę energii odnawialnej – inspirujemy zakładanie plantacji wierzby energetycznej, finansujemy wymiany kotłów na biomasę, wspieramy produkcję pelletów z odpadów drzewnych. Dofinansowaliśmy np. uruchomienie bardzo nowoczesnego zakładu w Poniatowej, produkującego tworzywo konstrukcyjne z opakowań PET, a w Łasku zamierzamy wspierać przetwarzanie zmieszanych tworzyw sztucznych na palety i inne wyroby. Wspomogliśmy uruchomienie instalacji do przetwarzania odpadów w firmie Elana-PET w Toruniu, a w Puławach, z naszym współudziałem, został wybudowany zakład unieszkodliwiania odpadów. Pomogliśmy w tak mądrym przedsięwzięciu, że następne powiaty na Lubelszczyźnie – i nie tylko – też się nad podobnymi rozwiązaniami zastanawiają. I ktoś musi im w tym pomóc. My jesteśmy do dyspozycji.


Pojawia się teza, że jest sytuacja nadzwyczajna, że trzeba porzucić dotychczas wypracowane ścieżki i skupić się na tym, żeby nie stracić pieniędzy unijnych.
Odpowiem z punktu widzenia osoby, dla której „pieniądze ekologiczne” są zawodem. Moim zdaniem nie ma sytuacji nadzwyczajnej. Jest nowe źródło pieniędzy, z którego może skorzystać polskie środowisko i potrzebna jest do wykonania określona praca. Praca skorelowana z obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym, organizacyjnym i doświadczeniem programowym.
Opracowany przez ministra środowiska Program budowy oczyszczalni ścieków w Polsce, który obejmuje wszystkie miejscowości powyżej 2000 mieszkańców, odnosi się do potrzeb całego kraju. Potrzebnych jest około 1470 oczyszczalni, w tym jeszcze 600-700 trzeba wybudować. A wszystkich zadań zgłoszono do Funduszu Spójności ok.100, czyli zostaje jeszcze kilkaset zadań (samych tylko oczyszczalni ścieków), które się nie mieszczą w tym źródle finansowania. Podobnie wygląda sprawa odpadów. Kto będzie te zadania finansował? W programie skierowanym do Brukseli zadań odpadowych jest zaledwie kilkanaście. A jednocześnie obowiązuje ustawa o odpadach. Każde województwo, powiat, gmina – sporządzają swoje programy gospodarki odpadami. Opracowane programy nie mogą pójść do kosza tylko dlatego, że nie będzie skąd wziąć wsparcia na ich realizację. Na to muszą się znaleźć pieniądze. Nie psujmy zatem systemu, który obecnie doskonale funkcjonuje, nagle wysysając wszystkie pieniądze z rynku na te ww. 100 zadań, zgłoszonych do Funduszu Spójności. Fundusze ochrony środowiska – wojewódzkie, Ekofundusz i jeszcze inne (mniejsze) niech w dalszym ciągu spokojnie, ale systematycznie, pomagają załatwiać sprawy ekologii: gmina po gminie, powiat po powiecie. Bez sytuacji nadzwyczajnej.


Według innej tezy, nie potrafimy przygotować dobrych wniosków, aby wykorzystać potencjalne dofinansowanie dla inwestycji w ochronie środowiska?
Ekofundusz, jako instytucja ponad dziesięć lat zajmująca się przetwarzaniem polskiego długu na efekty ekologiczne, jest bardzo dobrym przykładem pogodzenia wymagań proceduralnych państw Unii Europejskiej i spoza Europy z polskim trybem i systemem prowadzenia inwestycji. Ekofundusz jest dowodem na to, że wcale nie jest trudno dostosować się do wymogów i procedur Francji, Norwegii, Szwecji czy Stanów Zjednoczonych. Dobrze przygotowane procedury Ekofunduszu zapewniają, że pomoc uzyskuje każdy, kto przychodzi z nienagannie przygotowaną inwestycją i dobrymi dokumentami. Wszystkim powtarzamy: Nie bójcie się, że pieniądze będą trudne czy niemożliwe do uzyskania. One są trudne, bo sam projekt, wniosek i dyskusja z naszą Radą Fundacji (gdzie są przedstawiciele sześciu państw donatorów) jest dyskusją trudną. Ale te dyskusje zazwyczaj wygrywa instytucja pod nazwą Ekofundusz. Nie znam dobrego projektu, z dobrym efektem ekologicznym, odrzuconego przez Radę Fundacji. Ekofundusz jest znakomitą szkołą i doświadczeniem, jak poruszać się według zasad określonych przez tych, którzy dają pieniądze i jak wykorzystywać te pieniądze w Polsce.
Przenosząc to na współpracę z funduszami unijnymi – nie bójmy się Unii! Nie widzę problemu, żeby przedsięwzięcia proekologiczne właściwie realizować – oczywiście jeżeli będą dobrze przygotowane projekty, zgodne z procedurami UE (wybór inżyniera kontraktu, projektanta, dostawcy, realizatora). Dla mnie pozytywnym przykładem w tym zakresie jest Bydgoszcz. W tym mieście zebrał się zespół ludzi, którzy nie bali się podejścia do pieniędzy UE – prezydent miasta, szef wodociągów, kierownik oczyszczalni ścieków i kilka innych osób. Znając procedury, bez obaw podjęli współpracę z EBOREM i ISPĄ. Dużo nauczyli się sami, a ponadto wynajęli dobre firmy do konsultacji i opracowania dokumentów. Obowiązywała sztandarowa zasada: kupowanie czasu. Oni właśnie kupili czas dla Bydgoszczy, potrafiąc przygotować dobre dokumenty. Dziś jedno zadanie kanalizacyjne, finansowane przez EBOR, jest już zakończone, drugie – jest w trakcie, a przedsięwzięcia finansowane przez ISPĘ są w realizacji bądź na etapie przetargów. Mając trzy nowoczesne oczyszczalnie, Bydgoszcz ma szansę za 3-4 lata uporządkować zaopatrzenie w wodę i oczyszczanie ścieków dla całego miasta, właśnie z pieniędzy unijnych.
A więc filozofia „nie bać się”, której drogę przetarł Ekofundusz, jest rzeczą normalną i właściwą. Naprawdę nie odstępujemy jakością wiedzy inżynierskiej i organizacyjnej fachowcom z firm zarejestrowanych w Brukseli, zajmujących się konsultingiem, doradztwem w wykorzystywaniu środków unijnych. Naszym inżynierom wielokrotnie potrzeba odwagi, aby pokazać, jak wiele umieją. Nie demonizujmy również sprawy perfekcyjnej znajomości języka angielskiego, którym oczywiście trzeba władać. Ale ważniejsza jest, moim zdaniem, znajomość procedur i nowoczesnych metod prowadzenia procesów inwestycyjnych.


Aby skorzystać z pieniędzy pomocowych, trzeba zapewnić udział własny…
Uważam, że jeśli beneficjent ze środków unijnych dostaje 50% dotacji na zadanie, które poprawia standard i jakość życia mieszkańców oraz spełnia wymogi określone prawem, to następne brakujące 50% – musi gdzieś znaleźć. W innych dziedzinach gospodarki nie ma tak bajkowej sytuacji, jaką mają inwestycje proekologiczne. Służba zdrowia, oświata, przemysł nie utworzyły tak dobrze funkcjonujących mechanizmów ekonomicznych, jakimi szczycą się ekofinanse. Jeżeli ktoś mówi, że dostając 50% dotacji, nie potrafi znaleźć reszty pieniędzy w postaci miękkiego finansowania, z różnych dostępnych w kraju źródeł, to znaczy, że on tak naprawdę nie chce tej inwestycji zrealizować.


Myślę, że nie jest to tylko kwestia operatywności inwestora – wójta czy burmistrza. Są w gminie wydatki stałe – nauczyciele, pomoc społeczna, dopłaty do mieszkań, wiele innych…
Zwracam uwagę na następujący fakt: rozpiętość cen usług komunalnych w Polsce sięga kilkuset procent. Są miasta, których mieszkańcy za wywóz śmieci płacą 20-30 zł za tonę, a w innych 150 zł za tonę. W opłatach za wodę i ścieki mamy podobne sytuacje. Jeżeli istnieje możliwość i potrzeba wybudowania oczyszczalni ścieków i kanalizacji za pieniądze, z których znaczną część daje Unia, to pozostałe trzeba pożyczyć, na bardzo korzystnych warunkach procentowych, z funduszy ochrony środowiska. Wojewódzkie fundusze są elastyczne i dyspozycyjne – znają swoją misję, posiadają wielkie doświadczenie i każdy, kto ma mądry projekt, znajduje odpowiednie wsparcie. Ponadto trzeba będzie podnosić o kilka procent ceny wody i ścieków, aby zorganizować następną część brakujących pieniędzy.


Ciągle nie jest rozwiązana – w skali kraju – sprawa ośrodka, koordynującego właściwie te sprawy…
Nie mnie oceniać, kto powinien być ośrodkiem koordynującym. Narodowy Fundusz, generalny koordynator wykorzystywania w Polsce środków ISPY, a w przyszłości funduszy spójności, przyjął filozofię, iż środki Wojewódzkich i Narodowego Funduszu mają zabezpieczyć brakującą, polską część środków finansowych dla wykorzystania pieniędzy unijnych. Osobiście jestem temu przeciwny. Uważam, że duże, strategiczne zadania niechaj będą realizowane przy wsparciu i pod sztandarem Narodowego Funduszu, natomiast przedsięwzięcia o znaczeniu wojewódzkim czy lokalnym, niechaj będą wspierane w systemie, który dobrze został przetestowany w funduszach wojewódzkich i w Ekofunduszu. Jak już wspomniałem, z Funduszu Spójności mamy realizować w Polsce niewiele ponad 100 zadań. Czy mamy na to przekazać wszystkie pieniądze, zgromadzone w funduszach ekologicznych, a porzucić inne inwestycje? To jest bez sensu. Nie można ogołocić Polski regionalnej ze środków, na których oparty jest obecny system finansowania ekologii. Wojewódzki Fundusz Kujawsko-Pomorski, gdzie jestem Przewodniczącym Rady Nadzorczej, w roku ubiegłym wspierał 300 zadań. Wielkopolski, Zachodnio-Pomorski, Pomorski – porównywalnie. Zatem tylko w tych czterech województwach realizuje się blisko 1000 zadań proekologicznych rocznie – kotłownie, składowiska, zakłady unieszkodliwiania odpadów, kanalizacje itd. Będę gorąco przekonywał wszystkich decydentów, w tym ministra środowiska – jako członek zespołu jego doradców – aby dotychczasową rolę wojewódzkich funduszy utrzymać. Żeby nie tylko Poznań, Warszawa czy Kraków, ale również Brodnica, Kowal czy Kruszwica miały możliwość korzystania ze środków ekologicznych, potrzebnych do wybudowania czy wyremontowania oczyszczalni ścieków i kanalizacji, bo rzeczka, która przez tę miejscowość przepływa, ma lokalnie niezastąpione znaczenie.


Czyli niech każdy robi swoje. Nie trzeba robić zwrotu przez rufę, żeby demontować sprawdzony przez lata system finansowania…
Zwrot przez rufę musi być wykonany w kierunku środków Funduszu Spójności i dużych, strategicznych zadań. Ze środków funduszu ISPA wspierane są zadania o wartości nie mniejszej niż 5 mln euro, z Funduszu Spójności – 10 mln euro – to są naprawdę duże zadania. Na nich trzeba się skupić. Ale w Polsce mamy również kilka tysięcy podmiotów – samorządów, firm, zakładów, których nie wolno pozostawić samym sobie. Oni łożą na fundusze ekologiczne i słusznie oczekują, że dostaną pieniądze z powrotem na wsparcie swoich proekologicznych działań. Dlatego uważam, że nie wolno zbyt rozlegle majstrować w dotychczasowym systemie ekofinansów. Dokonanie zwrotu przez rufę w kierunku wielkiego wiatru, może spowodować, że za tą rufą zrobi się pusto. Będziemy mieli nieliczne supernowoczesne fabryki odpadów, oczyszczalnie ścieków w ww. wielkich aglomeracjach i niedopuszczalne zaniedbania w niewielkich, niezamożnych gminach. To tak, jakbyśmy mieli sieć nowoczesnych autostrad z dojazdowymi wyboistymi drogami gruntowymi. Czy tego chcemy?

Dziękuję za rozmowę.





Janusz Ostapiuk – 52 lata, absolwent Akademii Rolniczej w Poznaniu, ukończył studia podyplomowe na SGGW AR w Warszawie i Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 1980-1988 dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Wojewódzkim we Włocławku, tam też pracował jako Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska i z-ca dyrektora Oddziału BOŚ. W latach 1994-1998 członek Zarządu NFOŚiGW oraz Dyrektor Generalny w Ekologu Holding S.A. Obecnie członek Zarządu Fundacji EkoFundusz oraz przewodniczący Rady Nadzorczej WFOŚ w Toruniu.