Przy obecnym wzroście gospodarczym należy liczyć się z rosnącym zapotrzebowaniem na energię elektryczną. Energetyka ma znaczący wpływ na zjawisko globalnego ocieplenia. Jakie należałoby podjąć w naszym kraju działania, aby zminimalizować emisję CO2, oraz jakie kierunki obrać, by polska energetyka była bardziej efektywna, przy jednoczesnym poszanowaniu zasad zrównoważonego rozwoju?


dr Andrzej Kassenberg
prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju

Ze względu na swój obszar, potencjał gospodarczy i społeczny Polska ma średni wpływ na globalne ocieplenie, ale już zmiany klimatyczne są dla nas mocno odczuwalne. I jeżeli nic się nie zmieni na lepsze, to będziemy mieć na to coraz więcej dowodów. Udział Polski w globalnym ociepleniu szacuje się na poziomie ok. 1%, natomiast ważne jest to, że można nam przypisać ok. 3% tzw. emisji historycznych – co się podkreśla w negocjacjach międzynarodowych. Kraje szybko uprzemysławiające się, jak np. Chiny i Indie, podkreślą, że te historyczne emisje pozwoliły krajom rozwiniętym wzbogacić się (do takich zalicza się Polskę, choć jesteśmy krajem na dorobku) i one w znacznym stopniu odpowiadają za obecną sytuację. Dlatego muszą drastycznie ograniczyć emisję (60-80% do 2050 r.), aby inne kraje mogły się rozwijać i osiągnąć godziwe warunki do życia przy ochronie klimatu globalnego. Oczywiście znaczący wpływ na globalne ocieplenie ma energetyka, której wkład stanowi niecałe 60% emisji CO2 w Polsce. Jak wiadomo, jest to energetyka oparta na węglu kamiennym i brunatnym, a to powoduje, że mamy na jednego mieszkańca ponad 8 ton CO2 rocznie. Aby uzyskać stabilizację w zakresie zmian klimatycznych, potrzeba na całym świecie uzyskać wskaźnik poniżej 2 ton CO2 na mieszkańca! To jest skala naszego niezrównoważenia w stosunku do globalnych problemów świata.
Co można zrobić? Z punktu widzenia filozofii ochrony środowiska, wszelkie takie działania, jak oczyszczanie ścieków, elektrofiltry czy deponowanie odpadów na składowiskach, są rozwiązaniami „końca rury”, tzn. przeniesieniem problemu z czegoś, co jest trudno uchwytne (jak powietrze czy woda), na coś, co jest łatwe do zagospodarowania, np. teren ziemi. Aktualnie UE do 2020 r. chce wybudować 12 instalacji, które mają wychwytywać i potem wprowadzać do głębokich warstw geologicznych CO2. Rozwiązanie to jest drogie, a istnieje wiele tańszych rozwiązań, które pozwalają problem rozwiązać u źródła, np. zmiana zachowań i przyzwyczajeń ludzi, oszczędzanie energii czy wprowadzanie na szeroką skalę energetyki odnawialnej. Powinniśmy je stosować bardzo szeroko, zwłaszcza w Polsce, bowiem jesteśmy prawdziwymi marnotrawcami energii.
Widziałbym trzy podstawowe działania. Pierwsze – to jest poszanowanie energii i oszczędzanie. Tu jesteśmy ok. trzech razy mniej efektywni niż kraje Europy Zachodniej, które i tak mają w tej dziedzinie jeszcze dużo do zrobienia. Zamiast budować nowe moce, można zaoszczędzać energię i przekazywać ją rozwijającej się gospodarce i unowocześniającym się gospodarstwom domowym. I to jest rozwiązanie, które jest solą w oku dla tych, którzy są zainteresowani budową nowych mocy produkcyjnych, rozbudową kopalń itd. Lobby jest silne i niechętne szerokiemu wprowadzaniu oszczędzania energii. Polska poczyniła pewne kroki w tym zakresie, ale są one jak do tej pory mało znaczące.
Druga rzecz to nasze stare bloki, które wymagają szybkiej wymiany. Ok. 60% z nich ma ponad 30 lat! Nie znaczy to, że mamy budować nowe moce produkcyjne, ale że mamy wprowadzać nowoczesne bloki, wytwarzające energię elektryczną, na miejsce starych, zamykanych. Dzisiaj sprawność wytwarzania energii elektrycznej w kraju wynosi 36%, a w „starej” UE – 46%. Czyli sama zamiana bloków starych na nowe daje nam 10 punktów procentowych w zwiększaniu efektywności wytwarzania.
I trzecia rzecz to odnawialne źródła energii, których techniczny potencjał w Polsce jest dość duży, rzędu 46%, a uzyskaliśmy zaledwie koło 5%. Ta dziedzina wymaga zdecydowanej, silniejszej polityki rządu. Pewne kroki już zostały zrobione – są zielone certyfikaty, są świadectwa pochodzenia, jest obowiązek nałożony na dystrybutorów energii, żeby odpowiedni procent tej energii, umownie nazywanej „zieloną”, dystrybuowali i ten udział rośnie. Tak więc pierwsze działania zostały zrobione, ale są one niewystarczające.
Według mnie, to są te trzy podstawowe kierunki, które powinniśmy przyjąć w polityce energetycznej i je realizować. Jeśli będziemy bazować na naszych źródłach odnawialnych, to wzrośnie nasze bezpieczeństwo energetyczne i zmniejszymy nasze uzależnienie się od importu, a jednocześnie przyczynimy się do rozwiązywania spraw środowiskowych.


Andrzej Rubczyński
dyrektor Departamentu Strategii i Analiz
Vattenfall Heat Poland

Wpływ polskiej energetyki na globalne ocieplenie jest mały. Powinniśmy raczej mówić o wpływie ludzkości na to zjawisko. Naukowcy powiedzieli, że to działalność człowieka ma wpływ na globalne ocieplenie. A w tym zawiera się – oprócz energetyki – również transport, karczowanie lasów amazońskich i inne obszary działania, które powodują emisję gazów cieplarnianych.
Co warto byłoby robić, aby zminimalizować wpływ energetyki na globalne ocieplenie? Na pewno zamienić węgiel na czystsze źródła energii, zastąpić dotychczasowe technologie spalania bardziej nowoczesnymi i inwestować w urządzenia oczyszczające spaliny – wszystko razem. Tu nie znajdziemy złotego środka. Powinno się dywersyfikować rozwiązania techniczne i działania.
Jeżeli się weźmie profil produkcji energii elektrycznej taki średniounijny, to tam mamy wszystko: i energię z wody, i energię wiatrową, i nuklearną, i z gazu, i z węgla. I wtedy dla każdej z tych dziedzin mamy odpowiednie podejście i odpowiednie emisje rodzi każda część takiej branży energetycznej.
W przypadku Polski 95% energii powstaje ze spalania węgla. Więc już sama zmiana tej monokultury węglowej poprawiłaby trochę stan obecny. Gdybyśmy np. sprowadzali więcej gazu, byłoby od razu lepiej, ekologiczniej. Niestety gaz jest uważany u nas za paliwo drogie i nie do końca pewne, jeżeli chodzi o dostawy. To oznacza, że zapewne węgiel będzie naszym podstawowym surowcem przez wiele lat, stąd rodzą się tutaj dwa działania.
Pierwsze to przede wszystkim konieczność modernizacji parku maszynowego. Jest sprawą oczywistą, że przy dzisiejszej średniej sprawności wytwarzania energii elektrycznej na poziomie 38% brutto, kiedy standardem technicznym w Europie jest 48%, spalamy bardzo dużo węgla niepotrzebnie i emitujemy niepotrzebnie dwutlenek węgla. Ale żeby zmienić cała naszą branżę na bardziej efektywną energetycznie, to jest dla Polski bardzo duże wyzwanie finansowe. Aczkolwiek ten kierunek trzeba bezwzględnie obrać i pokryć te koszty.
Drugi kierunek to jest wykorzystanie potencjału rynku ciepła. W Polsce zbyt mało wykorzystuje się kogenerację do produkcji ciepła i prądu. Jest bardzo duży potencjał małych przedsiębiorstw ciepłowniczych, które wymagają modernizacji, a które raczej nie są przedsiębiorstwami bogatymi. I modernizacje, które zapewne te przedsiębiorstwa samoistnie zrobią, będą polegały np. na wymianie starego kotła wodnego na kocioł wodny nowszej generacji. I jeżeli się nie wymyśli systemu, który by wsparł tych inwestorów i spowodował, że byliby zachęceni do wymiany starego kotła wodnego na nowy obiekt kogeneracyjny, to nie ruszymy z miejsca i stracimy wiele szans na zredukowanie CO2.
Kiedyś Politechnika Warszawska zrobiła analizy potencjału rynku ciepła. Naukowcy stwierdzili, że gdyby poważnie wesprzeć ten ekonomiczny potencjał rynku ciepła, to można by było nawet potroić wielkość produkcji energii elektrycznej w kogeneracji. Dzisiaj produkujemy ok. 25-26 TWh rocznie i gdyby wykorzystać ten rynek ciepła do produkcji nie tylko ciepłej wody, ale i prądu, to moglibyśmy uzyskać spokojnie 70 TWh rocznie w kogeneracji. A to z kolei już przełożyłoby się na wymierne oszczędności paliwa (kilka ton paliwa węglowego byłoby zaoszczędzone) i ok. 14 mln ton CO2 można by było mniej wyemitować. W stosunku do sytuacji, w której mamy grzanie w kotłach wodnych, a produkcje energii elektrycznej w niewydajnych, nieefektywnych elektrowniach. Czyli to mamy w zasięgu ręki, ale trzeba to mądrze wesprzeć. Mamy wówczas co najmniej 15 mln ton CO2 zaoszczędzonego z tej puli, jaka mamy dzisiaj – 208 mln ton. A to już jest znaczny udział.
Sprawa biomasy i energii odnawialnej została w naszym kraju zaniedbana i zaprzepaszczona. Zaniedbano u nas szansę uzyskania produkcji czystej energii elektrycznej. Zgodnie z wymogami Traktatu Akcesyjnego, będziemy musieli wyprodukować ok. 12 TWh w źródłach odnawialnych. Szacunki wskazują, że uda się jakieś 8 TWh wyprodukować i najprawdopodobniej gros tej energii będzie pochodziło z biomasy. Gdyby sprawy biomasy i energii odnawialnej wsparto wcześniej, my te wymogi unijne byśmy spełnili. W chwili obecnej jednak uważam, że traktatowy wymóg na rok 2010 nie zostanie przez Polskę spełniony i obawiam się konsekwencji, jakie wyciągnie KE w stosunku do Polski. Natomiast mówienie, że przy pomocy biomasy nadgonimy ten deficyt, jest iluzją, ponieważ uruchomienie plantacji biomasowych wymaga przynajmniej trzech lat, zanim plantacja uzyska zdolność wytwórczą. A już mamy zaraz rok 2008 i pozostają nam praktycznie dwa lata na zwiększenie produkcji energii elektrycznej odnawialnej.
Elektrowni wodnych w zasadzie nie wybudujemy wcale. Jest pewien trend w elektrowniach wiatrowych, ale powinno ich powstać 1,5 tys. MW, żeby nadgonić te braki – i na pewno tyle nie powstanie.
Poza tym mamy braki w koordynacji pomiędzy resortami budownictwa i gospodarki, co przekłada się na jakość i czas przygotowania dobrych ustaw i aktów wykonawczych.
Poza tym najważniejsza jest oszczędność energii! Moim zdaniem na tę sprawę położony jest zbyt mały nacisk. Ten temat pozostał zaniedbany, za mało interesuje się nim też strona konsumencka. Warto byłoby, żeby tę ideę oszczędzania energii wspierały samorządy. Chociażby warto byłoby zmienić przepisy dotyczące planów zagospodarowania przestrzennego. Powinno się tworzyć takie plany zagospodarowania przestrzennego, które wyraźnie wskazywałyby na to, jakie źródło energetyczne najlepiej uwzględnić przy zagospodarowaniu danego obszaru, co byłoby najkorzystniejsze zarówno dla konsumentów, jak i dla środowiska.
Przygotowując chociażby projekty wpływu inwestycji na środowisko, projektanci winni też dokonywać oceny zasilania danego obiektu w ciepło. Czyli przeprowadzać tzw. analizę dostępnych źródeł ciepła. To byłoby optymalne rozwiązanie dla klienta.
I na koniec trzeba dodać, że w Polsce mamy za mało programów zaradczych, jak przeciwdziałać znacznym emisjom CO2.


prof. dr hab. Krzysztof Żmijewski
przewodniczący Społecznej Rady Konsultacyjnej Energetyki

Świat lądowych roślin i zwierząt emituje do atmosfery 60 mld ton CO2 rocznie, a nasza ludzka cywilizacja dokłada do tego „skromne” 5,5 mld ton. Tyle tylko, że lądowa ekosfera jednocześnie pochłania 61 mld ton CO2 rocznie. Podobny bilans dla oceanów to 90 mld ton emisji i 92 mld ton absorpcji. W podsumowaniu wdmuchujemy do atmosfery 2,5 mld ton CO2 rocznie. Niby to niewiele w porównaniu do 750 mld ton, które w atmosferze jest już zawarte, ale chwila namysłu wskazuje, że 100 lat naszej paliwożernej cywilizacji zwiększa zawartość CO2 w powietrzu o 1/3 – a to już nie zabawki. Tym bardziej, że pomimo wszystkich konferencji, Rio, Kioto, Goteborg itd. globalny poziom emisji gazów cieplarnianych ciągle rośnie.
Skutki efektu cieplarnianego obserwować możemy na własnej skórze (dosłownie), ale bardziej obiektywnym dowodem są prowadzone od wielu lat systematyczne obserwacje zjawisk przyrodniczych. Przypomnę kilka najciekawszych, takich jak coraz wcześniejszy początek wiosny w Greenwich pod Londynem (badany od ponad 100 lat), coraz wyższy poziom powodzi na placu św. Marka w Wenecji, cofający się zasięg lodowców w Alpach (i coraz krótszy sezon narciarski) i malejący zasięg lodowców w Arktyce. Dawno już policzono, że wartość poniesionych strat przekroczy wielokrotnie sumę potencjalnych zysków (takich jak rozwój winiarstwa w Polsce kosztem południowej Europy).
Biorąc to zagrożenie pod uwagę i uwzględniając oba jego wymiary, ekonomiczny i etyczny, nie możemy ze spokojnym sumieniem przyjmować, że strategicznym celem polskiej energetyki jest osiągnięcie europejskiego poziomu konsumpcji energii na głowę mieszkańca. Nie wolno nam też uzasadniać tego celu potrzebą i prawem do rozwoju gospodarczego i wolą cywilizacyjnego dogonienia rozwiniętych państw świata i Europy. I nie wolno nam nie dlatego, że do rozwoju nie mamy prawa, lecz dlatego, że rozwój ten nie musi być energiointensywny. Jest wiele przykładów potwierdzających tę tezę, np. Dania już od wielu lat powiększa PKB, nie zwiększając globalnego zużycia energii, tzn. w sposób zero energetyczny. I ma zamiar tak postępować co najmniej do 2030 r.
Naszym celem strategicznym powinien być oczywiście rozwój, ale rozwój zrównoważony, tak aby w okolicy 2025 r. osiągnąć efektywność energetyczną Unii Europejskiej. Dzisiejszą choćby! Bo dysproporcja między nami a starymi członkami Unii jest dramatyczna. Polska z tony oleju ekwiwalentnego (to umowna jednostka energii) potrafi uzyskać do 1,5 tys. euro PKB, podczas gdy UE-15 – ponad 2,5 raza więcej, a Japonia ponad 8 tys. euro PKB.
Można tę dysproporcję usprawiedliwiać i wyjaśniać na tysiąc sposobów. Wszystkie prawdziwe – ale ta dysproporcja jest, kłuje w oczy i pokazuje jak nam jeszcze daleko do liderów cywilizacji. Bo to marnotrawstwo energii znakomicie zwiększa emisję CO2.
Spróbujmy zrozumieć dlaczego nasza prośba o przyznanie nam nieco większych limitów jak Wielkiej Brytanii została przyjęta ze zrozumieniem w sytuacji, gdy Wielka Brytania ma PKB ok. 3,5 raza większy niż Polska!

Opracowała Katarzyna Terek