Cieszy mnie, że redakcja poświęciła tak dużo miejsca zagadnieniom, nad którymi od wielu lat intensywnie pracuje kierowany przeze mnie zespół Pracowni Zapachowej Jakości Powietrza („Zeszyty Komunalne” 10-11/2005), tym bardziej że kilka pozycji naszego dorobku zostało odnotowanych przez autorów artykułów zamieszczonych w „Zeszytach”.

Co budzi niepokój?
Fakt, że Ministerstwo Środowiska wciąż nie rezygnuje z opracowania rozporządzenia do art. 222 Prawa ochrony środowiska, daje pewną nadzieję, że problem może być wreszcie rozwiązany.
Niestety, niektóre z informacji opublikowanych w „Zeszytach” budzą poważny niepokój. Zaskakująca jest np. informacja o zamiarze określania zapachowej uciążliwości na podstawie stężeń wybranych substancji uciążliwych zapachowo (mg/m3), o której wspomina prof. Rutkowski.
Standardy zapachowej jakości powietrza są powszechnie określane na podstawie wyników pomiarów sensorycznych (stężenie zapachowe – liczba jednostek zapachowych w metrze sześciennym ou/m3, dawniej jz/m3). Emisja odorantów jest oznaczana zgodnie z normą europejską EN 13725:2003, o której niezupełnie ściśle informuje prof. Szklarczyk. Jest ona opracowywana przez międzynarodowe zespoły CEN od ponad 20 lat, a w 2004 r. została uznana za polską normę (w wersji angielskiej).
Różnice między „standardami zapachowymi” obowiązującymi w różnych krajach dotyczą tylko dopuszczalnego poziomu uciążliwości, wyrażanego jako częstość przekraczania wskazanego w przepisach stężenia zapachowego (ou/m3). Stężenia masowe wybranych zanieczyszczeń są stosowane sporadycznie i coraz rzadziej.
Trudne i kosztowne badania, zmierzające do powiązania uciążliwości zapachu z wynikami analiz ilościowych (mg/m3), są prowadzone od dawna. Najczęściej były nieudane. Przeważnie możliwe jest wskazanie składnika mieszaniny zanieczyszczeń, który może być uznany za „odorant wskaźnikowy”. To właśnie dlatego ponad 20 lat temu podjęto prace zmierzające do sformułowania EN 13725.
Złudne jest więc przekonanie Ministerstwa, że dane umożliwiające sporządzenie „listy zanieczyszczeń wskaźnikowych” są dostępne w piśmiennictwie i już wykonanych ekspertyzach (artykuł prof. Rutkowskiego). Jej przygotowanie będzie wymagało wykonania nowych, długotrwałych i kosztownych badań, których efekty z góry trzeba uznać za wątpliwe, bowiem nie umożliwią udzielenia odpowiedzi na proste pytanie, czy skargi ludności na uciążliwy zapach są uzasadnione, jeżeli nie stwierdza się przekroczenia poziomów odniesienia ustalonych dla zanieczyszczeń z „listy”?
Zamiar opracowania rozporządzenia opartego na „liście zanieczyszczeń wskaźnikowych” dziwi tym bardziej, że projekt „rozporządzenia odorowego”, w pełni zgodny ze światowymi tendencjami, od dawna jest już przygotowany.
Jesienią 2004 r. Ministerstwo informowało, że intensywne prace nad projektem zostaną zakończone w grudniu 2004 r. Odbyły się też końcowe uzgodnienia resortowe – do udziału w jednej z narad zostaliśmy zaproszeni. Sugerowaliśmy wówczas potrzebę przygotowania kilku mobilnych laboratoriów odorymetrii, akredytowanych w zakresie pomiarów emisji, a także wskazywaliśmy różne małonakładowe sposoby zorganizowania sieci monitoringu uciążliwości zapachowej.

Kontrowersyjne stwierdzenia
Tymczasem z „Przeglądu Komunalnego” dowiadujemy się, że pilotaż rozporządzenia nie został rozpoczęty z powodu braku środków, a przeniesienie ust. 3-5 art. 86 P.o.ś. do art. 222 sprawia, że podejmowane są próby „określania dopuszczalnych stężeń poszczególnych możliwych do identyfikacji odorantów i ich analizy chemicznej” (artykuł prof. Rutkowskiego). Oba zawarte w tym zdaniu stwierdzenia są co najmniej dyskusyjne z kilku powodów. Po pierwsze, nie można ocenić kosztów wdrażania rozporządzenia bez pilotażu ani kosztów pilotażu bez jego programu (niestety, nie doszło nawet do narady w sprawie programu, w której uczestniczyliby jego potencjalni wykonawcy z woj. lubelskiego i zachodniopomorskiego). Po drugie, dziwi fakt, że brak środków nie ogranicza planowania działań jeszcze bardziej kosztownych, które są skazane na niepowodzenie. Wreszcie po trzecie, uciążliwość zapachowa musi być określana z wykorzystaniem pojęć „jednostka zapachowa” i „stężenie zapachowe” [ou/m3], niezależnie od tego, czy minister ds. środowiska określa „standardy” czy „poziomy odniesienia” (przeniesienie zapisów z art. 86 P.o.ś. do 222 nie uzasadnia zmiany metodyki ocen uciążliwości zapachowej).
Na tej podstawie można stwierdzić, że wydanie rozporządzenia opartego na „liście zanieczyszczeń wskaźnikowych” byłoby bardzo kosztownym błędem. Ponadto wskazane jest powołanie roboczego zespołu specjalistów, którzy opracują program pilotażu projektu rozporządzenia z grudnia 2004 r. (w wybranych województwach), oraz rozpoczęcie ogólnokrajowej akcji szkoleń ekspertów odorymetrii, tak aby rozporządzenie – zweryfikowane na podstawie pilotażu – mogło być bez dalszej zwłoki sprawnie wdrożone.
Mam nadzieję, że autorzy obu części „Zeszytów Komunalnych” podzielają moją opinię (wynika to pośrednio z treści większości artykułów), a brak ich jednoznacznej dezaprobaty dla nowych projektów Ministerstwa wynika tylko stąd, że ich nie znają (podobnie jak ja). Myślę, że byliby też skłonni poprzeć moją ponowną prośbę do Departamentu Polityki Ekologicznej o rozpoczęcie otwartej merytorycznej debaty nt. poziomów odniesienia dla substancji zapachowych i metod określania uciążliwości zapachowej.

prof. dr hab. inż. Joanna Kośmider
Instytut Inżynierii Chemicznej i Procesów Ochrony Środowiska
Politechnika Szczecińska

Tytuł, śródtytuły i skrót od redakcji