Według statystyk, ok. 15 mln Polaków posiada psy, zaś liczba bezpańskich czworonogów w ogóle nie jest znana. Bez wątpienia mamy do czynienia z ogromnymi liczbami, tymczasem nowoczesne, zabudowane miasta oferują niewiele wolnej przestrzeni człowiekowi, gdzie ma więc znaleźć się dodatkowe miejsce dla naszych czworonożnych pupili? Nie wszędzie miejskie władze pozwalają na swobodne ?bieganki? psów po publicznych parkach czy zieleńcach.

Odpowiedzią mogą być dog parki. Nowoczesne obiekty wyposażone w urządzenia zapewniające psom odpowiednią dawkę codziennego ruchu. Te jednak wywołują skrajne emocje. Grupy ich zwolenników, jak i przeciwników są tak samo liczne. Ci pierwsi wskazują, że dog parki zaspokajają podstawową psią potrzebę, a więc możliwość swobodnego wybiegania się w towarzystwie innych zwierząt. Drudzy wskazują, że tereny wybiegów bardzo szybko stają się siedliskiem odchodów i wydeptanymi klepiskami szpecącymi publiczne tereny zieleni. Trudno polemizować z argumentami jednej czy drugiej strony, obie mają bowiem rację.

Należy więc wrócić do sprawy zasadniczej, a więc mentalności. Jeśli w wielu europejskich krajach niesprzątanie po swoim psie jest zjawiskiem w zasadzie wyeliminowanym z życia publicznego, co jest konsekwencją społecznego ostracyzmu zakładanego na ?zapominalskich? właścicieli zwierząt, dlaczego w Polsce nie może być podobnie? Dlaczego nie reagujemy, gdy ktoś ostentacyjnie nie sprząta po swoim psie, nie tylko na wybiegu, ale zwyczajnie...