„Dym z kominów nisko czołgając się, opada na dół w płatkach sadzy, tak wielkich jak dojrzałe płatki śniegu, i całkiem przejmuje promienie rannego słońca (…)” – przytoczone słowa na szczęście nie pochodzą z ostatniego komunikatu smogowego dla któregoś z polskich miast. 

Tym razem piórem Charlesa Dickensa1 opisują stan atmosfery w wiktoriańskim Londynie, który w XIX w. miał opinię najbardziej zadymionego miasta na świecie. Podobnie było w innych angielskich miastach, które żyły w rytmie niczym nieograniczanej rewolucji przemysłowej. Dlatego nie można się dziwić, że to właśnie w Anglii podjęte zostały pierwsze działania mające na celu ograniczenie zanieczyszczenia powietrza dymem. 

Zyski z dymem

Pierwszym było powołanie w 1842 r. „Manchester Association for the Prevention of Smoke” („Manchesterskie Stowarzyszenie na rzecz Zapobiegania Zadymieniu”), działającego w drugim – po Londynie – mieście z najbardziej zanieczyszczoną atmosferą. Głównym argumentem mającym zachęcić fabrykantów do poprawy tego stanu rzeczy były względy ekonomiczne. Kłębiący się czarny dym był bowiem dowodem braku efektywności procesu spalania, czyli mówiąc wprost – zyski dosłownie szły z dymem. Parlament uchwalił także ust...