Pisząc parę lat temu dla czasopisma „Czyste Fakty” artykuł pt. „Warto się uczyć od Polaków”, chwaliłem Polskę za to, że jest potęgą światową nie tylko w produkcji soków z czarnej porzeczki i małych samochodów, hodowli ślimaków, zbieraniu grzybów i wydobyciu węgla i siarki, ale też za to, że ma bardzo ciekawe doświadczenia w gospodarce odpadami.

W Polsce bowiem na początku lat 90. wolny rynek zastąpił dawny system obsługi mieszkańców przez budżetowe firmy komunalne. Pojawienie się wolnego rynku i konkurencji zapewniło prywatnemu biznesowi szansę rozwoju i zagwarantowało gminom bezpieczeństwo sanitarne, a mieszkańcom korzystne warunki finansowe. Do dzisiaj Polak sam może sobie wybrać firmę, która posprząta u jego wrót!
Między innymi dlatego Polska w wyjątkowo krótkim czasie nadrobiła opóźnienia w rozwoju gospodarki odpadami. W czasie, gdy zakłady budżetowe, finansowane z chudych kas gminnych, nie miały czym wozić odpadów, polski i zagraniczny kapitał prywatny– w tym w dużej mierze niemiecki – wniósł swoje doświadczenia i praktykę.
Pod presją konkurencji Miejskie Zakłady Oczyszczania poprawiły jakość usług i wygląd swoich pojazdów, a o ich pracownikach zaczęło się mówić – „sanitariusze”.

Prywatny kapitał załatwi temat
W nadziei na stabilny rozwój w tym sektorze, krajowi i zagraniczni inwestorzy wyłożyli niemałe pieniądze na odnowienie taboru i systemu pojemników, na segregację ws...