…a powiem ci, kim jesteś! Zaglądając bowiem do naszych kubłów, można z dużą dozą prawdopodobieństwa wskazać, czy jako naród jesteśmy ignorantami w kwestiach związanych z odpadami, czy raczej selektywna zbiórka stanowi dla nas wymóg cywilizacyjny. Czy jesteśmy zatem w stanie zapanować nad naszymi odpadami?
Zgodnie z art. 3 ust. 2 pkt 5 ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, to samorządy ustanawiają na swoim terenie warunki do selektywnego zbierania odpadów. Jest to powiązane z koniecznością osiągnięcia przez gminy wymaganych poziomów recyklingu oraz ograniczenia masy deponowanych bioodpadów. Niestety, w Polsce nadal aż 78% odebranych od mieszkańców odpadów trafia na składowiska, a tylko 14% poddawanych jest recyklingowi (dane GUS). Oznacza to, że kiepsko wygląda u nas selektywna zbiórka odpadów „u źródła”. Jak segregacja ewoluowała na przestrzeni lat? Jak wygląda ona dzisiaj i czy znowelizowana ustawa o utrzymaniu czystości i porządku, przekazująca władztwo nad odpadami komunalnymi gminom, pozwoli uszczelnić system i sumienniej zaangażować się w ideę „społeczeństwa recyklingu”?
Na początek warto wskazać, iż w dużym stopniu ponowne przetworzenie odpadów uzależnione jest od sposobu ich zagospodarowania. Ale podstawą będzie zawsze współpraca ze społeczeństwem. Samorządy muszą wiedzieć, że pozyskanie selektywnie wydzielonych odpadów nadających się do powtórnego wykorzystania możliwe jest przy zaangażowaniu mieszkańców w proces segregacji odpadów „u źródła”. I tu kłania się edukacja ekologiczna. Dopiero społeczeństwo świadome w tym zakresie może nauczyć się właściwego postępowania z odpadami, które z czasem stanie się nawykiem.
– Gmina przede wszystkim musi opracować model zbiórki, jaki będzie obowiązywał na jej terenie, bo to nie ona będzie zbierać selektywnie „u źródła”, tylko mieszkańcy – podkreśla Bogdan Korczewski ze Związku Pracodawców „Polskie Szkło”. – Gmina musi narzucić w przetargu pewne warunki, które będzie musiał przyjąć wykonawca odbierający od mieszkańców śmieci w sposób selektywny.
W polskiej rzeczywistości segregacja odpadów na terenie gmin ma różne postacie. Najbardziej „zakodowanym” obrazkiem są gniazda z pojemnikami przeznaczonymi do zbiórki poszczególnych rodzajów surowców wtórnych: makulatury, plastiku i szkła. Ale można też spotkać modele posługujące się workami lub idące w kierunku zbiórki dualnej, z podziałem jedynie na frakcję „suchą” i „mokrą”. Który z tych systemów jest efektywniejszy? Który najlepiej przyjmuje się w lokalnych społecznościach? Czy dobór modelu selektywnej zbiórki „u źródła” jest uzależniony od rodzaju zabudowy i charakteru danego terenu? Być może doświadczenia zebrane od gmin i zakładów prowadzących selektywną zbiórkę pozwolą odpowiedzieć na te pytania.
Segregacja z pogranicza wieków
Prawdziwymi weteranami w organizowaniu selektywnego odbierania odpadów od mieszkańców są m.in. spółka Beskid Żywiec, Kom-Lub z podpoznańskiego Lubonia czy Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania w Toruniu. Segregację „u źródła” wdrożono tam już na początku lat 90. XX w. Nic zatem dziwnego, że selektywna zbiórka w tych gminach ewoluowała, dostosowując się zarówno do zmieniającej się świadomości ekologicznej mieszkańców, jak i do prawnych wymogów w tym zakresie. Wymieniona tu trójka – choć niby funkcjonująca w tych samych realiach odpadowych – przyjęła zgoła odmienne wzorce selekcji odpadów. – Pilotażowo zaproponowaliśmy mieszkańcom Żywca segregację śmieci ukierunkowaną na szkło, papier, metal i plastik. Odpady te mieszkańcy przynosili do 80 gniazd rozmieszczonych na terenie miasta. Było to w 1990 r. – wspomina Jerzy Starypan, prezes spółki Beskid Żywiec. – Pomysł wprowadzenia tych proekologicznych rozwiązań nie wynikał początkowo z naszej troski o środowisko, ale był efektem dbałości o maksymalne wydłużenie żywotności lokalnego składowiska. Wydzielenie surowców wtórnych ze strumienia odpadów zmieszanych miało przysłużyć się temu celowi. Niestety, system dobrze funkcjonował tylko przez pierwsze dwa lata. W kolejnych spółka borykała się już z podrzucaniem do gniazd odpadów zmieszanych i z zanieczyszczaniem surowców zebranych selektywnie w tych pojemnikach. –
Konieczna była modyfikacja istniejącego modelu – przyznaje prezes. – Te ogólnodostępne pojemniki okazały się bezpańskie, anonimowe, nie można było ani nikogo konkretnego pochwalić za dobrą zbiórkę, ani też nikogo zganić, jeśli prowadzona była zła selekcja. Zdecydowaliśmy się więc na wycofanie z tego pomysłu i zaproponowaliśmy mieszkańcom segregację „u źródła” w workach, na terenie ich posesji. Oprócz ww. odpadów opakowaniowych, mieszkańcy wydzielali ze strumienia również tekstylia i organikę, gdyż tylko zaprzestanie kierowania bioodpadów na składowisko mogło zdecydowanie ograniczyć uciążliwości zapachowe z tego obiektu. Tak też się stało. Trzeba przyznać, że prowadzenie selektywnej zbiórki na tak wiele frakcji musiało być uciążliwe dla lokalnej społeczności, jednak z drugiej strony pozwalało na odebranie od mieszkańców czystych, niczym niezanieczyszczonych surowców i odpadów organicznych. System workowy wprowadzono też w zabudowie wielorodzinnej – przy każdym zejściu do piwnicy w bloku stanął „zestaw” z workami do segregacji. – Taki model funkcjonował w Żywcu od 1995 r. Jednak dziś wygląda on nieco inaczej. Modyfikacje wymusiły na nas zmieniające się realia mieszkaniowe, wzrost konsumpcji, a co za tym idzie – większa produkcja odpadów, ekonomia, a także „kombinatorstwo” niektórych naszych mieszkańców – mówi J. Starypan. W pierwszym okresie do lokalnej społeczności kierowane były różnokolorowe worki z mocnego, nieprzezroczystego tworzywa – każdy rodzaj odpadu miał przyporządkowaną odrębną barwę worka. Z czasem jednak zaczęto do nich wrzucać także inne śmieci, których obecność zauważano dopiero na linii sortowniczej. – Dokonaliśmy zatem kolejnej modyfikacji naszego systemu, która polegała na wprowadzeniu worków przezroczystych. Dzięki temu można było sprawdzić jakość segregacji „u źródła” już przy odbiorze – opowiada prezes. – Następnie na workach pojawiły się opisy, a dzisiaj mają one także specjalną taśmę do zawiązywania. Ostatnie dwa lata wiążą się z większymi zmianami – zredukowaliśmy liczbę worków. Ponieważ tzw. zbieracze „podprowadzali” nam worki z metalem, przestaliśmy go zbierać w ten sposób. Podobnie stało się z makulaturą: gros mieszkańców, zwłaszcza z okolicznych wsi, spalało papier i tekturę w piecach. Zdecydowaliśmy więc, że ekonomiczniej będzie zbierać trzy surowce – metal, plastik i makulaturę – w jednym worku. To i tak trafia na linię sortowniczą, a ogranicza koszty związane z zakupem worków. Trudniej jest też temu zbieraczowi szperać w takim „zbiorczym” worku, żeby np. znaleźć w nim puszki. Aktualnie spółka przymierza się również do wprowadzenia jednego wspólnego worka na szkło bezbarwne i kolorowe. Dotychczas bowiem opakowania szklane zbierano w dwóch oddzielnych workach, jednak praktyka pokazała, że worek na szkło kolorowe napełniał się czterokrotnie wolniej.
Prezesa cieszy fakt, że coraz więcej mieszkańców segreguje śmieci, choć w zabudowie wielorodzinnej wymusiło to kolejną zmianę – rezygnację z „zestawu workowego” umieszczonego na klatce schodowej. – Musieliśmy to jednak wstawić między bloki, do tzw. wysepki śmieciowej. Stojące tam pojemniki nikomu nie przeszkadzają, ale są ogólnodostępne, więc trzeba liczyć się z możliwością podrzucania odpadów. To jednak da się przeboleć. Ważne, że mieszkańcy chcą segregować – podsumowuje J. Starypan.
Natomiast w Luboniu początki powszechnego systemu segregacji odpadów komunalnych sięgają 1992 r. W przeciwieństwie do opisanego wyżej modelu wieloworkowego zbierania odpadów, tu ekonomia i wygoda zadecydowały o tym, że liczbę worków do segregacji ograniczono do dwóch. System ten jest adresowany do mieszkańców zabudowy jednorodzinnej, bo tam mieszka większość populacji tego niewielkiego, ok. 30-tysięcznego miasta. Obecnie model selektywnej zbiórki opiera się na wydzielaniu przez mieszkańców odpadów opakowaniowych. – Do jednego worka trafiają zmieszane odpady opakowaniowe – oprócz szkła kolorowego i bezbarwnego, na które jest drugi worek. Raz na kwartał mieszkańcy mogą pozbyć się odpadów wielkogabarytowych oraz zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego – mówi Tadeusz Urban, dyrektor Kom-Lubu. – O przyjętym modelu zadecydowały względy ekonomiczne. W naszym mieście strumień odpadów jest zbyt mały, żeby prowadzić opłacalną gospodarkę surowcami. Koszty doczyszczania, konfekcjonowania, magazynowania i zbytu byłyby niewspółmierne wysokie do przewidywanych efektów. W tej sytuacji Kom-Lub korzystał najpierw z zewnętrznej sortowni, która rozdzielała dostarczone do instalacji surowce opakowaniowe, płacąc firmie, co prawda, niezbyt wysoką cenę, ale zapewniając jej spore poziomy pozyskiwanych surowców. – Ten model zachowaliśmy także po uruchomieniu instalacji obsługującej Związek Międzygminny Selekt, do którego należy również Luboń – przyznaje dyrektor Urban. – Według naszych kalkulacji, zbieranie kilku frakcji oddzielnie byłoby wielokrotnie droższe. Nie bez znaczenia jest też tutaj wygoda mieszkańców – mnożenie worków z poszczególnymi frakcjami wydaje się znacznym utrudnieniem. Stabilność systemu i wysoki udział w bardzo konkurencyjnym rynku są potwierdzeniem słuszności także tej przesłanki.
W 1993 r. system selektywnej zbiórki wprowadzono na terenie Torunia. Początki były trudne. Wydzielano tworzywa sztuczne, papier i szkło jedynie w kilkunastu pojemnikach rozstawionych na terenie miasta, jednak efekty tej zbiórki nie były zadowalające. – Obecnie segregacja w naszym mieście prowadzona jest w systemie workowym, z podziałem na odpady „suche” i „mokre”. Jest tak od 2007 r. – mówi Joanna Pepłowska, specjalista ds. selektywnej zbiórki z toruńskiego MPO. – Do worka z odpadami „suchymi” trafia papier, tworzywa sztuczne i aluminiowe puszki. Jest on odbierany z każdej posesji raz w miesiącu. Natomiast szkła można się pozbywać do ogólnodostępnych pojemników rozstawionych na terenie miasta. Bioodpady lądują w brązowych pojemnikach przydzielonych do danej nieruchomości. Pozostałe odpady komunalne odbierane są osobno. System dualny obowiązuje nie tylko na osiedlach domów jednorodzinnych, ale również obejmuje 35% zabudowy wielolokalowej. W tym przypadku każde mieszkanie zostaje wyposażone w wiaderka na odpady organiczne, które mieszkańcy opróżniają w boksach śmietnikowych do dużych kontenerów na bioodpady. W altanach tych znajdują się również pojemniki na papier, metale i tworzywa sztuczne. – Przyjęte rozwiązania odbioru odpadów umożliwiły osiągnięcie założonych celów ekologicznych w zakresie odzysku surowców oraz redukcji ilości składowanych odpadów biodegradowalnych – podkreśla J. Pepłowska.
Dualna zbiórka na dwa głosy
Trzy podmioty, cel niby ten sam, ale środki całkiem inne. Bo który z tych systemów najbardziej może przysłużyć się idei „społeczeństwa recyklingu”? Który pozwala uzyskiwać najlepsze efekty środowiskowe? – W moim przekonaniu powinno się zbierać odpady opakowaniowe tak, jak jest to zapisane w rozporządzeniu Ministra Gospodarki, czyli osobno papier i tekturę, w oddzielnych dwóch pojemnikach szkło białe i kolorowe oraz zupełnie odrębnie opakowania wielomateriałowe, plastik i metal – twierdzi Zbigniew Fornalski, dyrektor generalny Stowarzyszenia Papierników Polskich. – Tak wyglądają m.in. gniazda do selektywnej zbiórki. Wtedy ten odpad jest stosunkowo czysty i idzie na sortownię, gdzie jest doczyszczany, bo to jest jednym z warunków wykorzystania go w przemyśle papierniczym. Może z butelką szklaną czy plastikową nie ma tak dużego problemu, ale już papier nie może być zanieczyszczony organicznie, bo wtedy nie nadaje się do powtórnego wykorzystania. Dlatego, wg mnie, segregowanie odpadów w domu tylko na „suche – mokre” jest jakimś nieporozumieniem, półśrodkiem.
W wielu punktach tej wypowiedzi z przedstawicielem papierników zgadza się Krzysztof Kawczyński, przewodniczący Komitetu Ochrony Środowiska Krajowej Izby Gospodarczej: – System dualny jest wygodny i stosunkowo prosty, ale to, co faktycznie trafia do sortowni, nie zawsze nadaje się do dalszego przetworzenia. Trzeba bowiem wiedzieć, że w tych „suchych” zawsze znajdziemy sporo „mokrych”, bo mieszkańcy nie wydzielają tego idealnie. Mało tego – później coś, co powinno być sortowane „u źródła” na konkretne surowce, jest jeszcze degradowane podczas transportu i mieszane na linii. W efekcie taka gazeta jest praktycznie nieprzydatna do przerobu. A zatem – z punktu widzenia docelowego odbiorcy, jakim jest recykler, i całego procesu recyklingu – generalna zasada powinna być taka, żeby surowce dzielić na kilka frakcji już „u źródła”. – Oczywiście, bez wariactwa! Nie chodzi o to, żeby segregować to na 12 pojemników, ale robić podział choćby w zakresie tworzyw sztucznych, makulatury i szkła. Mając bowiem na względzie ekonomię procesu recyklingu, ta zasada broni się sama i nie powinna być naruszana. Ale jeśli bierzemy pod uwagę wyłącznie skuteczność i wykorzystanie istniejących obiektów do sortowania, to dla nich wygodniejszy będzie system dualny, bo mają więcej roboty i uzasadnienie dla dalszego istnienia w takim kształcie – konstatuje K. Kawczyński. Przedstawiciel KIG dodaje przy tym, że jest przeciwnikiem tego typu rozwiązań, choć trzeba je w Polsce dopuścić. Nie wszędzie bowiem gminy będzie stać na to, żeby od razu wdrożyć wielofrakcyjną zbiórkę „u źródła”, przerzucając jej koszty na mieszkańców. – Bo to są m.in. koszty wyposażenia w pojemniki i koszty logistyczne. Łatwiej podjechać po to wszystko jedną śmieciarką niż wysyłać wozy z HDS-ami po każdy rodzaj surowca – twierdzi.
A są przecież w naszym kraju samorządy, gdzie wdrożono dualny system – i to z dobrymi efektami. Tak jest m.in. we Włocławku, gdzie selektywną zbiórkę na „suche” i „mokre” organizuje mieszkańcom Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej „Saniko”. – Kluczowym elementem wprowadzenia systemu było wyposażenie wszystkich mieszkańców miasta w zabudowie wielorodzinnej w komplety siedmiolitrowych pojemników przeznaczonych do segregacji odpadów w systemie dualnym. Ponadto w pergolach przyblokowych ustawiono dwa rodzaje pojemników, tj. brązowe na frakcję „mokrą” oraz zielone na „suchą” – mówi Krzysztof Szaradowski, specjalista ds. ochrony środowiska i marketingu PGK „Saniko”. Natomiast mieszkańcom w zabudowie jednorodzinnej stworzono możliwość segregowania przy wykorzystaniu worków foliowych jednorazowego użytku. – Stosując dualną zbiórkę odpadów, możemy w naszych domach wydzielić z całości odpadów komunalnych ok. 30% organiki, która w Regionalnym Zakładzie Utylizacji Odpadów Komunalnych w Machnaczu stanowi materiał wsadowy do kompostera, a tym samym służy do wytworzenia produktu organicznego, wykorzystywanego na potrzeby własne Zakładu – twierdzi przedstawiciel PGK. – Dzięki zastosowaniu dualnej zbiórki na linię sortowniczą trafia frakcja „sucha”, niezanieczyszczona odpadami organicznymi, co pozwala na odzyskanie lepszej jakości surowców wtórnych, a co za tym idzie – uzyskać od potencjalnych odbiorców wyższą cenę. Mając jednak na względzie coraz większą świadomość ekologiczną mieszkańców, spółka stworzyła im możliwość segregacji poszczególnych frakcji odpadów (szkła, tworzyw sztucznych czy makulatury) w gniazdach. Stanowi to niejako uzupełnienie prowadzonej na terenie miasta zbiórki dualnej. – Otrzymujemy z tych pojemników w miarę czysty surowiec wtórny, który po doczyszczeniu na linii sortowniczej może być sprzedany z zyskiem do zakładów recyklingu. Zmniejszyła się nam również ilość odpadów kierowanych na składowisko – mówi o zaletach tego rozwiązania K. Szaradowski. – Niestety, wiąże się to z koniecznością wykonania kilku kursów pojazdów w celu odebrania odpadów z jednego punktu. Mankamentem są też sytuacje, w których mieszkańcy punkt selektywnej zbiórki traktują jako składowisko odpadów i podrzucają wszelkie możliwe odpady przy pojemnikach. Mimo to wprowadzony system cieszy się dużym powodzeniem wśród lokalnej społeczności.
Ku dualnemu modelowi zbiórki skłania się również dr inż. Barbara Kozłowska z Politechniki Łódzkiej. Zdając sobie sprawę, że tylko dokładnie posortowane odpady znajdą później nabywców, uważa, że w Polsce społeczeństwo jeszcze nie jest przygotowane do wydzielania zbyt dużej ilości surowców. – Mamy niezbyt zdyscyplinowane społeczeństwo, więc zawsze znajdą się osoby, które nieprawidłowo posegregują – twierdzi B. Kozłowska. – Odpady selektywnie zbierane, żeby faktycznie miały wartość użytkową, muszą być doczyszczane. Według mnie, aktualnie tańszym rozwiązaniem będzie wprowadzenie systemu dualnego, ponieważ wymaga tylko jednego pojemnika czy worka na opakowaniówkę. Gmina musi sobie zdawać sprawę, że zakup takich pojemników też jest kosztowny. A to nie wszystko – trzeba jeszcze odpowiednio przygotować teren pod tzw. gniazdo z kilkoma dzwonami. Biorąc to pod uwagę, model dualny okaże sie efektywniejszy pod kątem zarówno organizacyjnym, jak i ekonomicznym. Barbara Kozłowska przyznaje, że nierzadko przyjmowany w gminach system zależy od warunków, jakie stawiają recyklerzy. – Owszem, huty wymagają, żeby szkło było dostarczane z podziałem na kolory. Nawet domieszka 1% szkła kolorowego w bezbarwnym dyskwalifikuje ten surowiec i cała partia idzie już jako szkło zmieszane. Ale czy to oznacza, że mieszkańcy muszą zbierać osobno szkło białe i kolorowe? Przecież to równie dobrze można wydzielić w sortowni. Na tej samej zasadzie moglibyśmy izolować butelki PET od opakowań z polipropylenu, w których była przechowywana np. chemia gospodarcza. Jestem zdania, że jeśli firma dysponuje stacją segregacji, to spokojnie można wprowadzić w gminie system dualny. I to wystarczy.
Zupełnym oponentem tego rozwiązania jest natomiast Z. Fornalski. Twierdzi on, że nie może być mowy o tym, żeby wszystkie odpady opakowaniowe trafiały do jednego worka: – Przypomina mi to spór o to, by tzw. tetrapaki można było wkładać do pojemników z papierem. Zawsze byliśmy temu przeciwni, bo makulatura może się zanieczyścić pozostałościami z napojów. I unijne wytyczne wskazujące, że kartony po płynnej żywności należy zbierać razem z metalem i plastikiem, są jak najbardziej dobre, bo nie ma wówczas problemów z doczyszczeniem.
Lepszy surowiec, wyższe koszty
W wielu polskich miastach postawiono jednak na systemy gniazdowe i workowe. Najczęściej przyjmuje się, że w zabudowie wielolokalowej obowiązuje zbiórka do gniazd, z podziałem na plastik, szkło bezbarwne, szkło kolorowe i makulaturę, zaś mieszkańcom domów jednorodzinnych dostarczane są kolorowe worki z przeznaczeniem na ww. surowce. Tego typu system można spotkać m.in. w Bolesławcu, Głogowie, Jarocinie, Lesznie, Mońkach, Olsztynie, Poznaniu, Radomsku, Warszawie, Wrocławiu i Zielonej Górze. Dlaczego? Powód najczęściej był ten sam – względy ekonomiczne. Jak podkreśla Dagmara Czarnota z Olsztyńskiego Zakładu Komunalnego, opisane wyżej formy odbioru odpadów „u źródła” wiążą się z doświadczeniami lat poprzednich: – Zastosowanie ogólnodostępnego systemu pojemnikowego w zabudowie jednorodzinnej narażone było na anonimowe podrzucanie przez mieszkańców niesegregowanych odpadów komunalnych i wielkogabarytowych w punktach zbiórki selektywnej. Natomiast w zabudowie wielorodzinnej model pojemnikowy pozwolił oszczędzić problemów z czasowym magazynowaniem odpadów w mieszkaniach, które miałoby miejsce przy zastosowaniu systemu workowego.
Ci, którzy zdecydowali się na tego typu rozwiązanie, wskazują, że zdają sobie sprawę z wyższych kosztów związanych z obsługą tak rozbudowanego systemu, jednak w zamian otrzymują surowiec lepszej jakości. – Nasz model wymaga kilkakrotnego podjazdu do miejsca odbioru odpadów przez różnego rodzaju pojazdy specjalistyczne, co podnosi koszty naszej działalności. Jednakże taki podział usprawnia i ułatwia wydzielanie odpadów na linii mechaniczno-ręcznego sortowania – twierdzi Jarosław Kowalski, dyrektor ds. inwestycji i ochrony środowiska w Miejskim Zakładzie Gospodarki Komunalnej w Bolesławcu. – System zbiórki odpadów z podziałem na odpady „suche” i „mokre” obniża, co prawda, koszty ich odbioru i transportu, ale generuje dodatkowe koszty pracy osób zatrudnionych na sortowni. W podobnym tonie wypowiada się D. Czarnota z OZK: – Zastosowanie systemu trójworkowego i trójpojemnikowego, także ze względu na posiadaną przez nas instalację, ułatwia i przyspiesza podział oraz doczyszczanie surowca w Zakładzie. Jednakże system taki zwiększa koszty zarówno odbioru (transportu) odpadów, jak i logistycznego rozplanowania ich zbiórki. Szczególnie w przypadku systemu pojemnikowego wymaga on trzykrotnego przejechania tej samej trasy, przez co wydłuża się czas potrzebny na odbiór odpadów oraz zwiększają się koszty ponoszone na posiadaną flotę.
O tym, że system mieszany (pojemnikowo-workowy) przynosi korzystne efekty, świadczy również przykład Miejskiego Zakładu Oczyszczania w Lesznie. Początki selektywnej zbiórki odpadów opakowaniowych prowadzonych przez MZO na terenie miasta i okolicznych gmin sięgają 2001 r. Wówczas zdecydowano sie jedynie na rozstawienie 90 zestawów składających się z czterech pojemników. – Od 2005 r. rozpoczęliśmy selektywną zbiórkę w systemie workowym – głównie na terenach o rozproszonym charakterze zabudowy. Jednocześnie na tych obszarach stopniowo wycofywaliśmy się ze zbiórki w modelu pojemnikowym (gniazdowym) – wspomina Joanna Suseł-Krause, kierownik Działu Sortowni i Kompostowni MZO w Lesznie. – W efekcie wprowadzonej zmiany zaobserwowaliśmy ok. 50-procentowy wzrost ilości zebranego surowca.
Zgodnie z unijnymi wymogami, Polska musi ograniczyć ilość deponowanych na składowiskach odpadów biodegradowalnych. Niektóre samorządy nie pozostają na tę kwestię obojętne. Wdrożyły na swoim terenie nie tylko selektywną zbiórkę odpadów opakowaniowych, ale również biofrakcji. Tego typu rozwiązania wprowadzono m.in. w Gryfowie Śląskim, Lubomierzu, Starej Kamienicy, Śremie, Wleniu i Wołominie. – Obecnie jednym z najistotniejszych elementów funkcjonującego u nas systemu jest zbiórka odpadów biodegradowalnych, która została wprowadzona z początkiem 2010 r. – mówi Patrick Kędzierski z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Śremie. – Mieszkańcy zabudowy jednorodzinnej otrzymują obecnie „do kompletu” szósty, brązowy worek, do którego mogą segregować głównie odpady zielone, tj. liście, trawę, drobne gałęzie. Natomiast zbiórka bioodpadów na osiedlach bloków koncentruje się na odpadach kuchennych, które są wrzucane do brązowych pojemników ustawionych w istniejących już gniazdach segregacyjnych. Rozszerzenie selektywnej zbiórki o „kolor brązowy” (worek i pojemnik) na potrzeby zbiórki odpadów biodegradowalnych jest konsekwencją sprawnie działającego dotychczasowego systemu zbierania odpadów „suchych”.
W Wołominie zasady selektywnej zbiórki określa regulamin utrzymania czystości i porządku. Na szczególną uwagę zasługują zapisy dotyczące obowiązkowego zbierania odpadów kuchennych ulegających biodegradacji. – Na terenach wiejskich właściciele nieruchomości muszą gromadzić bioodpady w odrębnym kuble lub – jeśli chcą – w przydomowym kompostowniku. Jednak w tym przypadku muszą złożyć stosowną deklarację w umowie z naszym Zakładem – twierdzi Jacek Szewczyk, kierownik Działu Gospodarki Odpadami w Miejskim Zakładzie Oczyszczania w Wołominie. – Podobnie ma się rzecz w przypadku zabudowy jednorodzinnej na terenie miasta. Natomiast w zabudowie wielolokalowej mieszkańcy gromadzą odpady kuchenne w odrębnym pojemniku, w który zarządca nieruchomości ją wyposażył. Problem stanowi końcowe sortowanie i późniejszy odzysk bioodpadów. – Wraz z planowaną rozbudową kompostowni MZO chce również wprowadzić system odbierania odpadów ulegających biodegradacji – mówi J. Szewczyk.
Odpady pod lupą
Jak w każdej dziedzinie, również w kwestii selektywnego zbierania odpadów można znaleźć gros problemów, które przeszkadzają w jej rozwoju. W tym przypadku największą bolączką jest jakość surowca pochodzącego ze zbiórki „u źródła”. Jest kilka czynników wpływających na kształt selektywnej zbiórki w danej gminie. Pierwszy to świadomość ekologiczna mieszkańców. Dobrze wyedukowana w tym względzie osoba będzie z rozmysłem segregować odpady, dzięki czemu do pojemnika ze szkłem nie trafi np. ceramiczny kubek czy szyba. A, niestety, takich przypadków nie brakuje. – Do dużych pojemników mieszkańcy często wrzucają innego rodzaju odpady albo zamiast opakowań szklanych, czyli słoików i butelek, np. szklanki i talerze. Oznacza to, że nie są dobrze poinformowani co do zasad właściwej segregacji – twierdzi B. Korczewski. Drugi aspekt związany jest z brakiem dyscypliny czy lenistwem naszego społeczeństwa. – Czasem po prostu nam się nie chce podejść kilka kroków do punktu z pojemnikami do selektywnego gromadzenia odpadów. Nie mówiąc już o tych, którzy podrzucają swoje śmieci zmieszane do ogólnodostępnych pojemników przeznaczonych na surowce – ocenia B. Kozłowska.
Opinie ekspertów zdają się potwierdzać przykłady z gmin, gdzie wdrożono selektywną zbiórkę odpadów. – Segregacja odpadów w systemie zarówno pojemnikowym, jak i workowym przynosi zdecydowane efekty, choć odpady te wymagają ponownego przesegregowania oraz doczyszczenia na linii sortowniczej – mówi Wiesław Kamiński, prezes Zarządu Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Radomsku. – Zdecydowanie czystsze surowce wtórne uzyskiwane są w systemie workowym z indywidualnych gospodarstw domowych. Najbardziej zanieczyszczone innymi odpadami są surowce w pojemnikach siatkowych, zlokalizowanych na terenach wiejskich i blokowiskach – odebrane w tym systemie odpady zdecydowanie wymagają doczyszczenia.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele innych firm odbierających odpady. We włocławskim PGK „Saniko” na linii sortowniczej doczyszcza się szkło, segregując je na kolory, oraz odpady biologiczne pochodzące ze zbiórki dualnej. Do kompostera mogą bowiem trafić jedynie czyste odpady organiczne. – Kontrolujemy czystość odbieranych odpadów – mówi K. Szaradowski. – W przypadku osób z domów jednorodzinnych spółka może wstrzymać odbiór odpadów od mieszkańca, jeśli w worku przeznaczonym na tworzywa sztuczne czy odpady organiczne znajdują się odpady inne niż powinny. Możemy też zakwestionować odbiór odpadów z punktu selektywnej zbiórki, jeśli nagminnie pozostawiane są tam odpady niezgodne z przeznaczeniem pojemników. Dokumentujemy powyższe sytuacje i podejmujemy kroki u zarządców ww. punktów (Urząd Miasta, spółdzielnie mieszkaniowe) w celu ich wyeliminowania. „Saniko” prowadzi też kontrolę pojemników na frakcję „mokrą”. Jeśli są one zanieczyszczone innymi odpadami, kwalifikowane są jako odpady komunalne zmieszane i za takie też obciążany jest dzierżawca pojemnika.
Kontrolę czystości odbieranych surowców prowadzą również pracownicy Zakładu Utylizacji Odpadów Komunalnych „Izery” w Lubomierzu. – Mieliśmy pojedyncze przypadki, że odmówiliśmy odebrania odpadów selektywnie zebranych, bo np. w pojemniku na papier były zużyte pieluchy czy do plastiku dorzucono popiół – wspomina Anna Tonia z ZUOK-u „Izery”.
Podobne rozwiązanie wprowadził Zakład Gospodarki Odpadami w Jarocinie. Zapełnione przez mieszkańców worki z posegregowanym asortymentem odbierane są raz w miesiącu. Jeśli są one niepełne lub surowce w nich źle posegregowane, pracownicy Zakładu nie zabierają ich z posesji. – Mieszkaniec otrzymuje informację o powodzie nieodebrania worka, a także prośbę o uzupełnienie lub ponowne posegregowanie odpadów i wystawienie go w przyszłym terminie – dodaje Piotr Krawczyk z ZGO.
Czystość odbieranych surowców ma ogromne znaczenie także dla Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Mońkach. Pod lupę idzie zatem każdy worek wypełniony posegregowanymi odpadami. – W przypadku, gdy pracownicy stwierdzą „kombinację” mieszkańca, worek nie jest odbierany – mówi Mariusz Kulesza, dyrektor ZGKiM-u. – Nie odbieramy też worków od mieszkańców, którzy nie wykazują na posesji odpadów zmieszanych. Uważam, iż nie można prowadzić selektywnej zbiórki odpadów bez powstawania w gospodarstwie odpadów zmieszanych. Ponieważ posegregowane surowce odbieramy nieodpłatnie, spotykaliśmy się z sytuacjami, że mieszkaniec prowadził tylko selektywną zbiórkę, a część zmieszaną podrzucał do pojemników ogólnodostępnych przy blokach i instytucjach.
– Jakość pozyskiwanego surowca jest ściśle uzależniona od systemu zbiórki odpadów. Najmniej zanieczyszczeń znajduje się w odpadach zbieranych w systemie workowym: zupełnie czyste trafia do nas szkło, poza tym mamy ok. 5% zanieczyszczeń w makulaturze i 10-15% w tworzywach sztucznych – twierdzi J. Suseł-Krause z leszczyńskiego MZO. – Stopniowa poprawa jakości surowca następuje od czasu wprowadzenia kontroli zawartości worków przez pracowników dokonujących odbioru odpadów. Niestety, tak dobrymi rezultatami spółka nie może się pochwalić w przypadku surowców zbieranych w systemie pojemnikowym. – Świadczy to o braku odpowiedzialności anonimowych wytwórców odpadów korzystających ze zbiorowych gniazd do zbiórki odpadów opakowaniowych. Pojawiające się przy nich odpady wielkogabarytowe oraz zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny stanowią ciągłe utrudnienia w szybkim i skutecznym opróżnianiu pojemników, a tym samym mogą powodować niezadowolenie mieszkańców z braku sprawnej logistyki w tym zakresie – ubolewa przedstawicielka MZO.
Na problem podrzucania odpadów zmieszanych do ogólnodostępnych pojemników służących do selektywnej zbiórki zwraca także uwagę J. Kowalski z MZGK w Bolesławcu. Według niego, jedynym ograniczeniem technicznym są odpowiedniej wielkości i kształtu otwory wrzutowe, które nieco redukują możliwość wrzucania nieodpowiednich odpadów o większych gabarytach. – Pomimo akcji edukacyjnych często znajdujemy tam styropian, wykładziny i inne odpady – przyznaje ze smutkiem dyrektor Kowalski. – Inaczej wygląda sytuacja w zabudowie jednorodzinnej – tu odpady są odbierane w przezroczystych workach, a zatem ich czystość i jakość jest znacznie wyższa niż odpadów z pojemników ogólnodostępnych.
Ciekawą kwestię związaną z czystością pozyskiwanego surowca zaobserwowano w Olsztynie. Z prowadzonych przez pracowników OZK obserwacji wynika, że odpady odbierane z zabudowy wielorodzinnej charakteryzują się dużo lepszą jakością i prawidłowością podziału niż z zabudowy jednorodzinnej. – Sądzimy, że wynika to głównie z faktu, iż mieszkańcy zabudowy wielorodzinnej, pomimo anonimowości, wykonują to z własnej dobrej woli czy z przekonania. Natomiast mieszkańcy domów jednorodzinnych, rozliczani wprost od objętości posiadanego pojemnika na odpady komunalne zmieszane, mają uzasadnienie finansowe do pozbywania się swoich „nadmiarów” do ogólnodostępnych pojemników do selektywnej zbiórki odpadów – mówi D. Czarnota.
System optymalny – kwestia indywidualna
Jaki zatem będzie system idealny? Jaką formułę zbiórki wybrać? Odpowiedź na te pytania nie jest prosta, gdyż każdy włodarz gminy musi udzielić jej na podstawie konkretnych uwarunkowań danej miejscowości. Należałoby wziąć pod uwagę nie tylko charakter zabudowy, ale również morfologię wytwarzanych w gospodarstwach domowych odpadów, ich ilość oraz to, czy w okolicy znajduje się chociażby linia sortownicza. Niebagatelne znaczenie będzie miał też poziom wyedukowania w zakresie segregacji odpadów lokalnej społeczności oraz jej zamożność. – Moim zdaniem, nie ma znaczenia, czy w danej gminie będzie prowadzony system workowy, czy pojemnikowy. Natomiast ważne jest, żeby odpady były dobrze sortowane już w gospodarstwie domowym – twierdzi K. Kawczyński. – W przypadku worków można mówić o pewnych zagrożeniach, gdy są one wystawiane na granicy posesji: zwierzęta próbujące się do nich dobrać, przypadki podkradania wysegregowanych surowców. Z drugiej jednak strony, worki są wygodniejsze, a ich wprowadzenie generuje mniejsze koszty inwestycyjne. Może i pojemniki wyglądają bardziej elegancko, ale odbiór odpadów w systemie pojemnikowym wymaga wyposażenia firmy odbierającej w specjalistyczne pojazdy. Natomiast model workowy jest o tyle dostępny i tani, że można je odebrać zwykłym dostawczym samochodem, 10-krotnie tańszym w eksploatacji i zakupie niż specjalistyczna śmieciarka. Ważne jest, aby przemyśleć i przeliczyć dobrze przygotowywane rozwiązanie, bo mieszkańcy będą to oceniali przez pryzmat skuteczności, wygody i kosztów.
Swoją teorię co do liczby pojemników potrzebnych do wprowadzenia najprostszej selekcji ma też B. Kozłowska. Uważa ona mianowicie, że jeśli gmina zdecyduje się wprowadzić na swoim terenie model dualny, to tak naprawdę każde gospodarstwo domowe powinno być wyposażone w… cztery pojemniki. – Jeden będzie przeznaczony do gromadzenia odpadów „mokrych”, drugi do „opakowaniówki”. Do trzeciego natomiast powinny trafiać odpady resztkowe. Nie może też zabraknąć oddzielnego pojemnika na odpady niebezpieczne. Nie mam pojęcia, jak gmina będzie to później zbierać. Ale tę ostatnią grupę odpadów musimy wydzielać z całego strumienia – tłumaczy dr Kozłowska.
Natomiast B. Korczewski przyznaje, że w przypadku zbiórki opakowań szklanych najlepszy jest system pojemnikowy przy zabudowie wysokiej i system workowy lub pojemniki 120-litrowe przy zabudowie niskiej. – Duże znaczenie będą miały też koszty transportu. Przy rozproszonej zabudowie nie ma potrzeby wysyłać w teren wielkiej śmieciarki – wystarczy tańszy w eksploatacji samochód dostawczy.
A co mają w tej materii do powiedzenia przedstawiciele firm zajmujących się odbiorem odpadów od mieszkańców?
Dyrektor Kom-Lubu wskazuje na jeszcze jeden aspekt, którego nie można pomijać przy budowaniu systemu selektywnej zbiórki w gminie – podpalanie pojemników. To następny czynnik, który może mieć istotny wpływ na koszty funkcjonowania modelu. System pojemnikowy musi bowiem uwzględniać również koszty wandalizmu. Modernizacje pojemników lub zakup nowych kompletów mogą znacznie podrożyć system.
Na terenie Bolesławca istnieje system selektywnej zbiórki z podziałem na plastik, szkło i papier. Jednak przedstawiciele tamtejszego MZGK-u zdają sobie sprawę, iż ekonomicznie uzasadnione byłoby wprowadzenie nieco innego rozwiązania. – Najlepiej byłoby segregować odpady na trzy grupy – twierdzi J. Kowalski z MZGK. – Do pierwszego trafiałaby frakcja „sucha”, czyli wszystkie domowe odpady, które byłyby przekazywane na linię sortowniczą, z wygenerowaniem odpadów surowcowych do recyklingu, a pozostałych do produkcji paliw alternatywnych. Frakcję „mokrą” można byłoby gromadzić w drugim pojemniku, a następnie kierować ją do kompostowni modułowej. Ostatni pojemnik zawierałby odpady opakowaniowe szklane, przeznaczone do recyklingu.
– Zdecydowaliśmy się na pojemniki, a nie worki, ponieważ większość obsługiwanych przez nas gospodarstw leży na terenach wiejskich lub podmiejskich. Worki nie stanowią odpowiedniego zabezpieczenia przed rozerwaniem lub uszkodzeniem ich przez zwierzęta. Poza tym pojemniki są bardziej estetyczne i gwarantują większy ład i porządek w otoczeniu gromadzenia odpadów – argumentuje A. Tonia z ZUOK „Izery”.
Z lękiem i nadzieją w przyszłość
1 stycznia br. weszła w życie znowelizowana ustawa o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (u.c.p.g.). Czy rewolucyjny charakter jej zapisów wpłynie na selektywną zbiórkę „u źródła”?
– Wprowadzenie nowelizacji ustawy u.c.p.g. powinno znacząco wpłynąć na wzrost ilości zbieranych odpadów segregowanych – przekonuje J. Kowalski. – Podstawowym argumentem są względy finansowe. Mieszkańcy muszą mieć świadomość, że w przypadku zrezygnowania z selektywnej zbiórki odpadów wywóz odpadów komunalnych będzie dużo droższy i to oni będą musieli pokryć zwiększone koszty. Potrzebna jest tutaj wzmożona edukacja „u podstaw” i propagowanie proekologicznych zachowań wśród mieszkańców.
Nadchodzące zmiany w zakresie odbioru odpadów komunalnych, w tym także odpadów segregowanych, budzą natomiast spore obawy PGK w Śremie. Można bowiem przypuszczać, że chęć pokonania konkurencji w przetargach na odbiór odpadów, organizowanych przez gminy, spowoduje świadome zaniżanie cen za oferowane usługi, a w konsekwencji przełoży się na jakość ich realizacji. – Patrząc na dotychczasowe doświadczenia firm komunalnych oraz uwzględniając fakt, że selektywna zbiórka, w zależności od sytuacji rynkowej, może być deficytowym obszarem gospodarki odpadami, realne jest, że określone poziomy recyklingu i przygotowania odpadów do ponownego użycia nie będą osiągane – mówi P. Kędzierski z PGK. – Kolejnym aspektem wywołującym obawy w odniesieniu do efektywności systemu selektywnej zbiórki jest sam „podatek śmieciowy”. Pozytywną stroną opłacania przez mieszkańców odgórnie nałożonej za odbiór odpadów kwoty ma być możliwość pozbywania się w ramach tych opłat nieograniczonej ilości odpadów. Dotychczas prowadzenie segregacji odpadów, przede wszystkim przez mieszkańców zabudowy jednorodzinnej, wynikało nie tylko ze świadomości ekologicznej, ale również ze względów ekonomicznych, gdyż zwiększona ilość przekazywanych nam surowców wtórnych gwarantowała mniejszą ilość odpadów w pojemniku na odpady zmieszane, a co za tym idzie – mniejsze opłaty. W świetle nowych przepisów, przekazanie firmie dwóch czy czterech pojemników z odpadami nie będzie wpływać na wysokość opłat. Zniknie zatem czynnik mobilizujący mieszkańców do prowadzenia segregacji odpadów.
O tym, jak bardzo zmieni się odpadowa rzeczywistość, mówi także T. Urban z podpoznańskiego Kom-Lubu. Wyraża on dość „obrazoburczą”, jak twierdzi, myśl: – Przecież poziomów odzysku nie zapewni tylko zbiórka „u źródła”. To przede wszystkim instalacje zagwarantują w przyszłości uzyskanie wymaganych prawem poziomów. W opinii szefa Kom-Lubu, dziś mieszkańcom nie opłaca się segregacja. Tak naprawdę ci, którzy wydzielają odpady w swoich gospodarstwach, najczęściej robią to po to, aby sprostać wymogom cywilizacyjnym. – W moim przekonaniu rozbieżność między rzeczywistymi kosztami selektywnej zbiórki a ceną dla mieszkańca zaprzeczy zasadzie „zanieczyszczający płaci” – ocenia.
Niezbyt optymistycznie w przyszłość patrzą też przedstawiciele PGK w Radomsku. Jeśli chodzi o funkcjonowanie systemu w świetle nowej ustawy, najwięcej problemów – wg nich – czeka przedsiębiorstwa odbierające odpady. Wiąże się to przede wszystkim z niemałymi kosztami, jakie trzeba będzie ponieść, aby dostosować system infrastruktury do wymagań określonych w rozporządzeniach, które już niebawem zaczną obowiązywać. – Przystosowanie się do nowych reguł nie będzie równoznaczne z utrzymaniem się na rynku, skoro ustawa zmusza gminy do ogłaszania przetargów na odbiór odpadów. System ten może doprowadzić do upadku wielu firm wywozowych, w tym również spółek miejskich – twierdzi W. Kamiński z PGK.
Wątpliwości co do tego, że będzie trzeba zainwestować w dodatkowe pojazdy i urządzenia, nie ma także Wojciech Janka, dyrektor Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Zielonej Górze. – Aby można było uzyskać niezbędne poziomy odzysku i recyklingu, konieczne jest prowadzenie w dużo większym zakresie edukacji ekologicznej całego społeczeństwa poprzez różne formy przekazu – i to w sposób ciągły, a nie akcyjny. Poza tym niezbędnym elementem jest bieżąca kontrola odpadów umieszczanych w workach do selektywnej zbiórki – przekonuje dyrektor Janka. – Gdyby w ten sposób udało się zwiększyć ilość odpadów gromadzonych selektywnie, to musiałaby być przeprowadzona modernizacja naszej linii sortowniczej i wyposażenie jej w separatory fotooptyczne.
W związku z nowymi przepisami zmiany w dotychczasowym podejściu do selektywnej zbiórki planuje też Częstochowskie Przedsiębiorstwo Komunalne. – Aktualnie zbiórka „suche – mokre” u nas nie funkcjonuje, lecz winno się to zmienić z chwilą opracowania zasad gospodarowania odpadami przez gminy, wynikających z wdrażania obowiązującej od nowego roku ustawy u.c.p.g. – twierdzi Zbigniew Kaleta z CzPK. – Przyszłość selektywnej zbiórki odpadów widzimy w tworzeniu sieci gniazd trzypojemnikowych na odpady opakowaniowe oraz gniazd do gromadzenia odpadów zielonych i kuchennych, przy uwzględnieniu ekonomicznej motywacji dla mieszkańców do prowadzenia takiej działalności. Towarzyszyć temu muszą inwestycje w schludne i nowoczesne pojemniki, gwarantujące komfortowe warunki użytkowania, oraz działalność edukacyjna i promocyjna.
Przyszłość w ciemnych kolorach widzi M. Kulesza z ZGKiM-u w Mońkach. Uważa on, że przyjęte w jego gminie dotychczasowe rozwiązania w zakresie segregacji odpadów funkcjonują dość dobrze. Ale ich dalszy byt i rozwój jest uzależniony od zasad, które wprowadzi samorząd w postępowaniu przetargowym. – W przypadku naszego Zakładu, który jest jednostką budżetową gminy, inne ustawy zobowiązują nas do świadczenia usług dla ludności na odpowiednim poziomie i bez nastawienia na zysk. I tak działamy obecnie – dla dobra wspólnego – przekonuje M. Kulesza. – Przy czym nie znaczy to, że generujemy długi i „jedziemy na garnuszku gminy”! Nowa ustawa wymusza na nas przekształcenie się w spółkę prawa handlowego. Prawdopodobnie więc odłożymy idee na półkę i zaczniemy liczyć każdą złotówkę. Tylko czy tym sposobem utrzyma się organizowany przez nas system? Dyrektor Kulesza wyraża jednocześnie swój żal do ustawodawcy, że zakazuje działania zakładom, które na poziomie samorządów wdrożyły gospodarkę odpadami, angażując często znaczne środki finansowe, pochodzące z innych działalności. – Moim zdaniem, segregacja odpadów w nowej formie może praktycznie zaniknąć. Idee bowiem zweryfikuje ekonomia – smutno przewiduje M. Kulesza. – Coś, co będzie wymagane od samorządów, nie musi być opłacalne dla spółki – i nieważne, czy to będzie spółka z kapitałem prywatnym, czy samorządowym. Kwestią wątpliwą pozostaje też to, czy selektywna zbiórka będzie opłacalna dla mieszkańców. – Jeżeli w „podatku śmieciowym” mieszkańcy segregujący odpady dostaną zniżkę w przyzwoitej wielkości, np. 50%, to pewnie tak. Zadziała to w identyczny sposób jak w naszej gminie: coś, co jest wliczone w inną opłatę, jest jakby bezpłatne, a tym samym korzystne. W innym przypadku mieszkaniec nie będzie sobie głowy zawracał segregacją odpadów. Sposób wpisania tego do deklaracji podatkowej zostanie w gestii urzędników gminnych. Czas pokaże, jak będzie, choć biegnie on nieubłaganie i zanim się niektóre samorządy zorganizują, będzie rok 2013. Czy czeka nas wprowadzenie ustawy bez jej przemyślenia? Oby nie – zastanawia się dyrektor Kulesza.
Natomiast optymistycznie patrzy w przyszłość D. Czarnota z OZK. W jej opinii, selektywna zbiórka w nowej prawnej rzeczywistości na pewno będzie uzależniona od rzeczowego i odpowiedzialnego podejścia gminy. – W zabudowie wielorodzinnej, przy dobrych wymaganiach gminy co do zapewnienia odpowiedniej liczby pojemników do selektywnej zbiórki, tendencja wzrostowa i ilość zbieranych odpadów nie powinna ulec znaczącym zmianom. Natomiast ogólna masa odpadów zbieranych selektywnie z terenu gminy może nieco wzrosnąć, głównie w wyniku mniejszego jej zanieczyszczenia – mówi D. Czarnota. Dodaje przy tym, iż oddanie gminie kontroli nad tym, co dzieje się w gospodarce odpadami na jej terenie, może tylko pomóc kontrolować strumień odpadów i wykonywać szybsze działania poprawiające jej jakość.
W Jarocinie z kolei już teraz planują, co zrobić, by nie tylko nie stracić mieszkańców, którzy chętnie segregują odpady, ale też zmotywować kolejne osoby do właściwego z nimi postępowania. – Mieszkańcy prowadzący regularną segregację będą otrzymywać rabaty na wywóz pojemników z odpadami zmieszanymi. Tak więc selektywna zbiórka nadal pozostanie opcją korzystną i sprzyjającą podnoszeniu poziomu recyklingu – przekonuje P. Krawczyk z ZGO.
– Nie pojmuję, skąd takie głosy, że nowa ustawa „zabije” segregację – zastanawia się prezes Starypan. – Czy płacenie ryczałtu za oddanie każdej ilości odpadów jest jednoznaczne z tym, że ludzie na złość przestaną segregować? Nie można przecież tak oceniać naszych mieszkańców! Ja, mimo wszystko, widzę wiele postaw pozytywnych i to pozwala mi z optymizmem patrzeć w przyszłość.
Na koniec warto jeszcze, w formie podsumowania, oddać głos ekspertom oceniającym selektywną zbiórkę. Co przyniosą kolejne dni w tym zakresie? – Czy uda nam się uzyskać odpowiednie poziomy odzysku? Staram się być optymistą w tym obszarze, więc liczę na to, że w tej chwili będzie się zbierało więcej szkła niż dotychczas – mówi B. Korczewski z ZPPS. – Bo w tej chwili niektóre województwa są tylko w połowie albo nawet w jednej trzeciej objęte selektywną zbiórką. Są też, niestety, miasta, gdzie segreguje się w ilościach wręcz śladowych. Mam tylko nadzieję, że zapis w ustawie nie zmyli mieszkańców. Wpisano w niej bowiem, że mamy selektywnie zbierać szkło, ale nie doprecyzowano, o jaki rodzaj szkła chodzi. To dla mnie dziwne, bo przecież szkło opakowaniowe różni się np. od szybowego.
Zbigniew Fornalski po raz kolejny zaapelował, żeby nie zbierać makulatury wespół z innymi odpadami opakowaniowymi. – Mając na względzie najnowsze tendencje unijne, warto, by gminy szły w kierunku segregacji zgodnej z przepisami prawa, na kilka grup. Wtedy będzie wielka szansa na to, by makulatura straciła status odpadu. Ale to oznacza, że musi ona spełniać szereg kryteriów, m.in. być zgodna z normą PN-EN 643, czyli ilość zanieczyszczeń zarówno papierniczych, jak i niepapierniczych musi być zdecydowanie ograniczona.
Krzysztof Kawczyński natomiast podkreśla, że jeśli będzie faktyczna wola egzekucji tej ustawy, to być może w 2020 r. osiągniemy wskazane poziomy odzysku. W jego opinii, najtrudniejsza jest dzisiaj zmiana nastawienia samorządów do nowych obowiązków w tym zakresie. Pierwsze rozmowy i doświadczenia w tym względzie pokazują, że włodarze gmin nie chcą nawet myśleć o tym, że odbiór odpadów w gminie będzie dla mieszkańca droższy niż dotychczas. – A taniej na pewno nie będzie, w związku z tym mamy kolejny pat – mówi przedstawiciel KIG. – Żeby ta ustawa zadziałała i żebyśmy faktycznie uzyskiwali wymagane poziomy odzysku i recyklingu, to musi to kosztować! Tego się nie da zrobić za 5 zł. Szacunki Izby wskazują, że 15 zł na głowę na miesiąc pokryje tylko koszty odebrania i zagospodarowania, bez zysku przewidzianego dla przedsiębiorców. Żeby na tym zarobić chociaż 10%, przeciętnie mieszkaniec musiałby zapłacić za wytworzone przez siebie odpady 20 zł na miesiąc. – W wielu miejscach już takie ceny są, ale co mają teraz zrobić małe samorządy, które nie liczyły się do tej pory z żadnymi kosztami i tam cena wynosiła 2 zł na głowę? – pyta K. Kawczyński. – Trzeba sprawę postawić jasno: nie można robić taryfy ulgowej w obsłudze, tak że jednemu się liczy odbiór za pół ceny, a drugiemu dwukrotność stawki. Powinny być zatem instytucje pomagające ludziom, których nie stać na comiesięczne uiszczanie tych opłat.
Alternatywa dla odważnych
Skoro tak wielu jest zwolenników dokładnej segregacji, z podziałem na co najmniej kilka frakcji, być może dobrym rozwiązaniem byłoby więc wprowadzenie tzw. ekodomków na terenie polskich gmin. Przykład funkcjonowania takich małych „segregatorni” mamy w Płocku. W mieście działa spółka Eko-Maz, która zainwestowała w tego typu rozwiązanie. – W miejscu ośmiu altan śmietnikowych postawiliśmy takie małe pawilony – segregatornie. Każdy z nich obsługuje średnio 625 osób. Taki punkt jest czynny od poniedziałku do soboty, w godzinach od 6.00 do 21.00. Pracujące w nich osoby (jedna-dwie w każdym) są zatrudnione w systemie ośmiogodzinnym. Po zamknięciu segregatorni mieszkańcy mogą wyrzucać odpady do ogólnodostępnych pojemników, ustawionych przy pawilonie – mówi o zasadzie funkcjonowania Jan Bernatowicz, prezes Eko-Mazu. – Te punkty są zimą ogrzewane, a latem klimatyzowane. Oczywiście, są też wyposażone w toalety i pomieszczenia socjalne. Przed pracownikami segregatorni stoi nie lada zadanie. Z – najczęściej zmieszanego – strumienia odpadów, który trafia do ekodomku, należy wydzielić ponad 20 rodzajów surowców, które nadają się do dalszego zagospodarowania. – Pierwsza grupa to bioodpady kuchenne. Przechowujemy je w specjalnych chłodziarkach, żeby zapobiec nadmiernemu powstawaniu uciążliwości zapachowych i zalęganiu się robaków. Odbieramy je dwa razy w tygodniu. Następną grupę stanowią tworzywa sztuczne, wśród których wydzielamy aż 11 ich rodzajów: cztery rodzaje PET-ów – z podziałem na kolory, zakrętki i kapsle tworzywowe, trzy rodzaje folii, opakowania po chemii gospodarczej miękkiej i twardej oraz kubki i butelki po jogurtach, serkach itp. Wybieramy też osobno puszki stalowe, aluminiowe i z metali kolorowych. Oczywiście, wydzielamy również makulaturę – w trzech rodzajach: gazetową, kartony i papier kredowy, oraz szkło: bezbarwne i kolorowe. Osobno odkładamy tekstylia, a także odpady z grupy niebezpiecznych: baterie, zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny oraz przeterminowane lekarstwa. Chcielibyśmy, żeby w osobnym worku mieszkańcy dostarczali nam odpady higieniczne, ale nie zawsze chce im się w domach segregować. U nas tego typu odpady, podobnie jak balast, jadą od razu na składowisko – opowiada prezes Bernatowicz.
Rodzi się jednak pytanie, czy w ten sposób nie zabija się w lokalnej społeczności poczucia obowiązku segregacji odpadów już we własnych gospodarstwach. Prezes Eko-Mazu przyznaje, że do czasu wprowadzenia ekodomków mieszkańcy segregowali odpady na trzy główne frakcje (papier, szkło i plastik), wyrzucając je do odpowiednich „dzwonów”, jednak nie był to surowiec najlepszej jakości. – Dziś ten układ trójpojemnikowy nadal funkcjonuje. Ci, którzy chcą wydzielać te trzy grupy odpadów, mogą je wrzucać do oznaczonych pojemników, ustawionych przy segregatorniach. Potem osoby pracujące w tych pawilonach mają mniej pracy – tłumaczy prezes. – Ale faktycznie jest spora grupa ludzi, która wcale nie segreguje odpadów, zostawiając to naszym sortowaczkom.
W tej chwili, dzięki systemowi ekodomków, z ogólnej masy przekazywanych przez mieszkańców odpadów wydziela się 25% organiki. Kolejne 40% masy stanowią łącznie pozostałe odpady nadające się do recyklingu. Reszta to już balast trafiający na składowisko. – System się sprawdza, ale jest dosyć drogi. Kursów z odbiorem poszczególnych surowców trzeba wykonać naprawdę sporo. A gdy się do tego doda jeszcze koszty zakupu i funkcjonowania pawilonu, to robi się całkiem okrągła sumka – mówi prezes Bernatowicz. Segregatornie dają bardzo minimalne zyski. Trudno się więc dziwić, że system nie zyskał jeszcze popularności. – Nasz rynek gospodarki odpadami jest w dużej mierze zajęty przez firmy z kapitałem zagranicznym, które starają się działać z jak największym zyskiem. My też musimy pamiętać, że nie wolno przeinwestować.
Zasadniczym celem selektywnej zbiórki jest racjonalne wykorzystanie pozyskanych w ten sposób surowców wtórnych. Jednak trzeba mieć na względzie fakt, że w dużym stopniu ponowne przetworzenie odpadów jest uzależnione od sposobu ich zbierania i transportu. Aby nastąpiło to w sposób optymalny, konieczne jest nie tylko skuteczne prawo w tym zakresie, ale również innowacyjne rozwiązania technologiczne. Jednak podstawą zawsze powinno być zaangażowanie i współpraca ze społeczeństwem.
Katarzyna Terek