Polska po wprowadzeniu konstytucji środowiskowej

Zgodnie z Prawem ochrony środowiska, wszystkie powiaty winny były do końca 2003 r. wykonać programy ochrony środowiska i plany gospodarki odpadami. Gminy miały czas na ich opracowanie do końca czerwca 2004 r. W listopadzie na stronach Ministerstwa Środowiska opublikowano dane o ilości wykonanych programów w skali kraju.


W ustawowym terminie na 379 powiatów wykonano 172 projekty opracowań. Z tego zaopiniowano 94 programy, a 67 uchwalono. Na tym szczeblu administracji państwowej stanowiło to zaledwie 17,6% wymaganych opracowań. Przyczyną takiego stanu rzeczy były zarówno późny termin opublikowania wytycznych ministerialnych do opracowań programów i planów na szczeblu lokalnym, jak i nieodpowiedni stopień zaawansowania prac nad programami wojewódzkimi. Biorąc pod uwagę konieczność określenia chociażby limitów wojewódzkich (na podstawie krajowych) jako założeń dla powiatów, trudno w kilku dokumentach wojewódzkich takie wskazówki znaleźć. Po ośmiu miesiącach ubiegłego roku jeszcze 37 powiatów nie wykonało opracowań, a zaledwie 256 (69,9%) takie programy uchwaliło!

Malarz chwycił za skalpel
Nie należy się zatem dziwić niektórym kuriozalnym programom i planom powiatowym, po lekturze których otrzymujemy dawkę streszczenia Agendy 21 i wspomnianych wytycznych. Wiele powiatów zaprzepaściło szansę udowodnienia sensu swego istnienia i stania się koordynatorem poczynań w ochronie środowiska. Część osób odpowiedzialnych i działających w tym zakresie z rozbrajającą szczerością stwierdzała, że czeka na szczegółowe opracowania gminne, by potem uzupełnić swoje programy. Dziwnie się złożyło, iż takie postawy prezentowane były głównie tam, gdzie siłami własnymi (urzędnicy po pracy) wykonano takie programy. A skoro tak, to po co zawierać niewygodne dane i wiedzę o katastrofalnym (na niektórych obszarach) stanie środowiska?
Fachowcy zgodnie podnosili, że kwestie odpadów (z przyczyn ekonomicznych) winno się rozpatrywać na szczeblu co najmniej powiatu, a nie gminy. I odwrotnie: rozpatrywanie na szczeblu powiatu (jak chce P.o.ś.) spraw ochrony wód i gospodarki ściekowej jest dopuszczalne wyłącznie jako koordynacja w kwestiach wymagających mediacji pomiędzy gminami. Realistyczne podejście zawarte w Krajowym Programie Oczyszczania Ścieków Komunalnych potwierdza tę tezę.
Człowiek przywieziony do szpitala z perforacją żołądka nie mówi chirurgowi, jak ma operować. Może więc przed czekającymi nas kolejnymi kampaniami składania raportów z realizacji opracowań zrezygnować z usług (ale nie pełnej współpracy) urzędników, dążących głównie do „świętego spokoju”? Obecnie postawa niektórych powiatów sprowadza się do tezy: będziemy się wymądrzali w stosunku do naszych gmin, które muszą uzyskać opinię powiatu. I życie to potwierdza! Na przykład w jednym z powiatów zespół projektowy wykonywał programy dla wszystkich gmin i zaproponował maksymalne ograniczenie liczby oczyszczalni, przyjęcie determinantów ekonomiczno-technologicznych i wykonanie właściwego programu gospodarki ściekowej wraz z elementami studium wykonalności jako opracowania wynikającego z zasad opisanych w Programie. Ze starostwa (zajmującego jedno z ostatnich miejsc pod względem obsługi mieszkańców przez oczyszczalnie) nadesłano wiele wątpliwości, m.in. „Jak autorzy opracowania wyobrażają sobie wykonanie układu kolektorów dosyłowych i grawitacyjnych na terenie gminy i połączenia wszystkiego z jedną oczyszczalnią?”. Pytanie zadał autor opracowania powiatowego (malarz zabrał się za operację wyrostka). Jako zarzut postawił zawarcie w programie zasad neutralizacji wód opadowych. Warto dodać, że to właśnie wody opadowe przyniosły temu powiatowi z sąsiedniej aglomeracji falę, powodującą „cofkę” i zawartość rtęci w wodzie! Jak mu to wytłumaczyć? Jak mu tłumaczyć, co to jest aglomeracja w rozumieniu P.o.ś.? Bo on nie wie?!

To nie my, to oni
Czy takie podejście ma jakikolwiek wpływ na samorządne gminy? Ustawowo nakazano gminom wykonanie planów i programów do 30 czerwca 2004 r. Zgodnie z danymi ministerialnymi, na 2413 gmin tylko 793 wywiązały się z obowiązku. Urzędy marszałkowskie zaopiniowały 468 planów gospodarki odpadami. Można zatem domniemywać, że powiaty zaopiniowały również podobną ilość gminnych programów ochrony środowiska. W czasie ustawowo przewidzianym uchwalono zaledwie 201 planów i programów gminnych (8,32%). Oczywiście złożyło się na to wiele przyczyn. Jedną z nich był brak świadomości, że należy wykonać takie gminne opracowania. Drugą przyczyną było śladowe wykonanie programów powiatowych, na których miały się wzorować gminy. Następną był sposób podejścia powiatów do określenia zadań i terminów związanych z problematyką ochrony środowiska na ich terenie. Generalizując, w powiatach przyjęto zasadę odrzucenia jakichkolwiek obowiązków i problemów, z jednoczesnym przekierowaniem ich na województwa i gminy. Zasada: „to nie my, to oni” zwyciężyła (wiele powiatów dostarczyło w ten sposób silnych argumentów zwolennikom ich rozwiązania).
Sprawa jest jednak poważniejsza i bardziej złożona. Otóż programy i plany, szczególnie na szczeblu gminnym, udowodniły zasadność istnienia powiatów, ale w innym wymiarze. Opracowania te powstawały przecież m.in. na bazach miejscowych planów, studiów i strategii. Tak więc kwestie gospodarki odpadami, emisji, zalesień, energii odnawialnej, przeciwdziałania sytuacjom kryzysowym czy pozwoleń zintegrowanych skłaniają do tezy, że powiat powinien obejmować nie mniej niż 100 tys. mieszkańców i ponad tysiąc km2. Ktoś może zapytać, dlaczego pozwolenia zintegrowane też. W wielu województwach utarła się bowiem niedobra zasada, wynikająca czasami ze strachu przed wojewodą, że decyzje na tym szczeblu są w większości wydawane bez udziału podstawowych jednostek samorządu terytorialnego. W wielu przypadkach podmioty, którym udzielane są pozwolenia zintegrowane, wręcz odmawiają lokalnym władzom jakichkolwiek informacji o stanie środowiska na terenie zakładu. Ilość trucizn i sposób ich używania to „tajemnica produkcji”, podobnie jak udokumentowana wielkość hodowli trzody chlewnej, pobór wody z własnych ujęć, ilość ludzi biorących prysznic itp. Powiatowe i gminne służby ochrony środowiska mogą wejść tylko siłą. A który powiat, miasto czy gmina zechce walczyć z największym pracodawcą na swoim terenie? Dopiero katastrofa ekologiczna, typu zatrucie jeziora, otwiera wszystkim oczy.
Na omawiany stan rzeczy w powiatach i gminach miała też wpływ procedura wyboru opracowujących programy. Nietrudno sobie wyobrazić, że dla 2,5 tys. gmin było potrzeba ok. 800 zespołów autorskich, przy założeniu obowiązku gromadzenia materiałów, merytorycznego ich opracowania i uzgodnień. Nawet najgorsze opracowanie wymagało bowiem co najmniej dwóch miesięcy pracy. Niestety w większości gmin dopuszczono do pracy najtańszych wykonawców. Rezultaty nietrudno było przewidzieć.

Jeszcze trochę liczb
Coraz ciekawsze wnioski zaczęły wypływać z kolejnych informacji o stopniu zaawansowania prac w gminach. Do 1 września ub.r. przekazano do zaopiniowania 1301 planów, zaopiniowano 885, a 280 uchwalono. Stanowiło to „aż” 11% ilości gmin – trzy miesiące po terminie! W okresie dwóch miesięcy wakacyjnych i urlopowych przez 44 dni robocze 16 urzędów marszałkowskich zaopiniowało 417 planów! Statystycznie na przeczytanie jednego planu (ok. 100 – 150 str.), porównanie go z wojewódzkim i powiatowym oraz napisanie opinii i jej podpisanie wystarczyło 1,6 dnia (łącznie 14 godzin roboczych)! I kto powie o braku zaangażowania naszych urzędników? Należy zacząć budować im pomniki za katorżniczą pracę. Pstrowski, w porównaniu z nimi, był zwykłym obibokiem! To, że 605 programów czekało na uchwalenie przez rady gmin, należy złożyć na karb rozleniwienia wakacyjnego. Nie wzięto po prostu przykładu z góry. W tym czasie pozostało jeszcze ok. tysiąca planów. Tak się złożyło, że prawie wszystkie są już wykonane, o czym przekonują dane na 1 grudnia 2004 r., udostępnione przez poszczególne województwa. Jednak można jeszcze znaleźć gminy, które dopiero przystępują do wykonywania programu i planu.
W trakcie 84 dni roboczych (wliczając w to okres pomiędzy 1 września a sylwestrem ub.r. i opierając się na danych prezentowanych na stronach ministerstwa) podwyższono w sposób dosyć istotny szybkość pracy w województwach. Na jedno opracowanie wystarczyło bowiem już tylko 1,3 dnia roboczego, tj. ok. 9,5 godzin roboczych. Statystyka ma jednak różne założenia. Być może w niektórych województwach nad opiniami pracowało po kilka osób i wówczas rzeczywiście nad jednym planem pracowano kilka dni. Ciekawe tylko, które miało taką obsadę kadrową?

Programowe „kwiatki”
Programy opiniowane były w powiatach. W wielu korzystne opinie uzyskały opracowania mdłe, bez żadnego problemu i harmonogramu. Władze niektórych miast czy gmin wręcz zabroniły wskazywać na jakiekolwiek problemy! Najwięcej takich perełek było w zakresie ochrony wód. Wskazywanie na konieczność posiadania zgodnej z rozporządzeniem stacji zlewnej było niepotrzebne, konieczność posiadania spisów oczyszczalni przydomowych czy szamb – fanaberią autorów. W jednym z pomorskich miast praktykę wylewania ścieków dowożonych (stanowiących 1 promil przepustowości dobowej oczyszczalni) na laguny osadowe uznano za szczyt procesów technologicznych. Wymyślono tam również, że w przyszłości gmina dostarczająca ścieki musi zagwarantować ich stężenie na poziomie 300 BZT5 przy ściekach średnich miejskich na poziomie 500 BZT5 w 1 dm3.
Czy może być śmieszniej? Może! Poczekajmy na raporty z realizacji obecnych programów i planów. Przecież z wykonania powiatowych opracowań należy się rozliczyć do końca tego roku.

Zenon Świgoń
Koordynator Projektów Gospodarki Ściekowej

Tytuł i śródtytuły od redakcji