Ilość jednocześnie wprowadzanych rewolucji technicznych, organizacyjnych, regulacyjnych i rynkowych, zarówno w polskiej, jak i światowej energetyce, tworzy trudne warunki dla długoterminowych inwestycji, natomiast jest z entuzjazmem przyjmowane przez finansowych spekulantów.
Zwrot od początku wieku w kierunku w pełni zliberalizowanych rynków energii nie zawsze przynosi pozytywne efekty. Jako zwolennik wolnego handlu, nie mogę jednak nie zauważać problemu, który pierwsi odkryli Amerykanie podczas kryzysu kalifornijskiego (lata 2000-2001), dotyczącego złej organizacji rynku. Oparcie transakcji kupna-sprzedaży energii na segmencie giełdowym z dużą rolą rynków spotowych (natychmiastowych), daje bardzo dobre rezultaty krótkoterminowe i możliwość obniżania cen w sytuacjach nadwyżek produkcji. Jednak to, co dobre w krótkim horyzoncie, niestety, nie zawsze optymalizuje długoterminowy rozwój energetyki.
Stosunkowo niskie ceny energii na rynku hurtowym nie dają impulsu inwestycyjnego wytwórcom i koncernom energetycznym. Giełda (i silny rynek spotowy) doskonale obniża i dostosowuje ceny energii do aktualnych warunków, natomiast ma tendencję do gwałtownego odwrócenia trendów w momencie pojawienia się braków produkcyjnych. Widać to m.in. w silnych fluktuacjach cen – kilka bezwietrznych, pochmurnych i zimnych dni w Niemczech spowodowało gwałtowny wzrost cen o 20% i impuls cenowy także na giełdzie polskiej. To tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli sprawdzi się najczarniejszy scenariusz pojawienia się deficytu mocy w systemie energetycznym (możliwy w Polsce ok. 2017 r.), to giełda stanie się rynkiem producentów, windujących ceny w górę.
 
Unijny handel CO2 szwankuje
Model europejskiego handlu emisjami CO2 znowu pokazuje swoje słabości. Kończący się właśnie kolejny okres rozliczeniowy unaocznia jego wady (choć przez finansistów pewnie odbierane jest to jako szansa i korzyść) – duże wahania cen, brak ceny referencyjnej i jasnego prognozowania cen w przyszłości. Indeksy cenowe certyfikatów EUA w poprzednim (do 2008 r.) i obecnym okresie (do 2012 r.) pokazują stopniowy wzrost – od właściwie zerowych wartości do szczytów (nawet 20-30 euro za tonę), a następnie powolny (przyspieszający na koniec okresu rozliczeniowego) spadek w kierunku eurocentów. Aktualnie koszt tony CO2 to ok. 6,5 euro przy trendzie malejącym. Patrząc na nadwyżki na rynku, ceny muszą spadać, chyba że zostaną w sposób regulacyjny (nierynkowy) podniesienie przez eliminację certyfikatów z rynku. System, który w założeniu miał więc być najbardziej wolny, rynkowy i ekonomiczny – zupełnie nie spełnia swojej funkcji. Staje się rajem dla firm spekulacyjnych (finansowych) i największym koszmarem inwestorów w elektrownie, którzy w swoich analizach nie wiedzą, czy kalkulować 5, 10, 15, a może 50 euro kosztów za tonę.
 
Kierunek – destabilizacja
Dodatkowo cały czas trwa rewolucja technologiczna. Pakiet klimatyczny ma na celu długoterminową kompletną przebudowę systemu elektroenergetycznego. Forsowane maksymalne użycie źródeł odnawialnych i konieczne przy tym zmiany w organizacji sieci dystrybucyjnej (energetyka rozproszona, koncepcje Demand Side Management) wcale nie pomagają w długoterminowym planowaniu. Budowa energetyki odnawialnej musi być oparta na dotacjach rządowych, pochodzących z wyższych taryf dla końcowych konsumentów – nazywane w różny sposób „kolorowymi” certyfikatami w jednych krajach czy „feed-in-tarrif” w innych. Mechanizmy, które w zadziwiający sposób przypominają nasze rodzime kontrakty długoterminowe z lat 90. XX w., oprotestowane przez UE jako niedozwolona pomoc publiczna, dziś są uznanym sposobem promowania nadrzędnych celów energetycznych Unii. Niestety, przynoszą też zaburzenia rynkowe – od wpływu samej metody wytwarzania energii (i nieprzewidywalności) na ceny, po kłopoty z organizacją sieci.
 
Dokąd zmierzamy?
Trochę niepokojące jest to, że nie staramy się rozwiązywać bieżących problemów, ale pędzimy, wprowadzając ad hoc nowe rozwiązania. Kiedy pojawił się temat energetyki rozproszonej, to już myślimy o budowie „smart grid” i samochodach elektrycznych, a gdy zauważono wpływ energetyki odnawialnej na silne wahania cen spot, to powstają idee i regulacje REMIT (Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego w sprawie przejrzystości rynków). Wydaje się, że powoli wszyscy widzą, że zmiany postępują za szybko (w energetyce liczy się czas w dziesięcioleciach i niezbyt skuteczne są zmiany strategii np. co pół roku), ale desperacko próbuje się to zniwelować nowymi, kolejnymi pomysłami. Na pewno proces inwestycyjny jest kompletnie rozregulowany i właściwie nieprzewidywalny. Trudno traktować poważnie zapowiedzi wielkich inwestycji (już chyba w Polsce liczonych na 20 tys. MW nowych mocy w konwencjonalnych i atomowych blokach), jeśli nie można przygotować sensownej analizy opłacalności. To nie wróży niczego dobrego. Może nasze stare, energetyczne przyzwyczajenia – stabilnie, długoterminowo, bez zakłóceń – nie pasują już do nowych czasów?

Przygotował Świrski Konrad.