Gdzie dwóch się bije, tam trzeci… traci! Wbrew znanemu przysłowiu właśnie taki jest najbardziej prawdopodobny wariant rozwoju wydarzeń wokół unijnego pakietu klimatycznego. Dzięki żądnym sensacji i podgrzewającym atmosferę skandalu mediom masowym wszyscy dobrze wiedzą, kim są Ci Dwaj, którzy się ostatnio tak spektakularnie „pobili”. Ale, niestety, niewielu Polaków wie, jaka naprawdę jest stawka tej „bójki” i że tym trzecim, który na niej naprawdę straci – ekonomicznie i ekologicznie, jesteśmy my wszyscy.

Oczywiście obie strony tego politycznego konfliktu deklarują walkę o nasz „strategiczny interes”. I każdy twierdzi, że zrobi to lepiej niż ten drugi. A wiadomo, że w podobnych przepychankach chodzi przede wszystkim o… sondaże! Bo taki już urok demokracji, że albo się gra „pod publiczkę”, albo się przegrywa w wyborach. Stąd m.in. straszenie drastycznymi podwyżkami cen prądu, przed czym każdy z oponentów chce nas bohatersko obronić. Owszem, te podwyżki faktycznie nam grożą. Ale jako ewentualny i słabo teraz „obliczalny” skutek w przyszłości. Tymczasem warto by rodakom uświadomić, jaka jest w pełni aktualna przyczyna tego zamieszania. Tym bardziej że mamy na nią całkiem spory wpływ.

Przecież w 2013 r., od którego mamy płacić „ciężkie pieniądze” za pozwolenia na emisję CO2, nasza sytuacja energetyczna będzie już znacznie lepsza. Udział OZE rośnie (choć za wolno), energochłonność budynków i całej gospodarki spada (też za wolno), powstaną spalarnie odpadów (vide okładka) produkujące energię, coraz bardziej chcemy i umiemy oszczędzać energię, mamy też sprawniejsze urządzenia, które ją wytwarzają i coraz wydajniejsze odbiorniki, które ją pobierają… Nawet przepisy są korzystniejsze. I właśnie na tym wszystkim powinniśmy się skoncentrować, a nie cieszyć się z „sukcesu”, który po pierwsze – wcale nie jest pewny, bo zależy od zgody w doraźnej koalicji niektórych państw UE i po drugie – w najlepszym razie będzie polegał jedynie na czasowym odsunięciu narastających problemów.

Zresztą najlepiej zorientowani (ale najmniej słuchani!) specjaliści od energetyki odnawialnej i ochrony środowiska zauważają, że skoro już teraz masowo importujemy węgiel, to od 2013 r. zapłacimy za niego dwa razy, czyli za to, że go kupimy (przewieziemy, zmagazynujemy itp.) i za to, że go spalimy. I w dużym stopniu będzie to boleśnie nonsensowny rezultat rozpowszechnionego wśród wielu polityków, m.in. za sprawą górniczego lobby, założenia, że bez węgla (w wielkich proporcjach) ani rusz ciemno i zimno! A przecież już i na własnym przykładzie wiemy, że jego zużycie można ograniczyć. Ba, nie tylko można – trzeba!

Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelna