Ostatnio napisałem o przymiocie, jednym z wielu, jaki powinien posiadać szef firmy. Wodociągowej też. Dzisiaj chciałbym zająć się kolejną cechą. Myślę o sprawiedliwości. Na ile jest ona istotna i na ile powinna być dominująca. Czy może zastąpić inne zalety i czy powinna.
Nie chcę uchodzić za kaznodzieję, żeby innym nie zabierać chleba, ale chcę się podzielić moimi spostrzeżeniami. Spostrzeżeniami z mojego własnego podwórka i nie tylko. Dzisiaj, choć pewnie zawsze tak było, istnieje duże zapotrzebowanie na sprawiedliwość. Mam tu na myśli sprawiedliwe ocenianie i traktowanie podwładnych. A przynajmniej takie traktowanie, by czuli się oni sprawiedliwie oceniani. I w tym właśnie tkwi problem. W tym i w przykładaniu różnej miary do oceny różnych osób.

Szef wszechwiedzący
Często przechodzimy w biegu nad rozdziałem premii, nad właściwą oceną współpracowników. Chyba że trafi się taki, co to go nie lubimy. Wówczas się zaczyna. Używamy swojej władzy, ile tylko „wlezie”. I to w naszym pojęciu często jest sprawiedliwość. Brrr. Zasłaniamy się wówczas regulaminami i innymi przykładami. Patrząc na to z boku, można dostać mdłości. Chyba że stać nas na to, by spojrzeć na siebie krytycznie i spróbować rzecz naprawić. Problem polega również na tym, że – niestety – często nie chcemy przyznać się przed samymi sobą, że coś nam idzie nie tak. A czasami też jest tak, że nie mamy się skąd tego dowiedzieć. Tu dochodzimy jakby do początku problemu. A problemem tym u źródła jest wszechwiedzący szef. I jest to zarazem jego wina i jego podwładnych. Jego wówczas, jeśli nie dopuszcza do dyskusji, do tego, by jego podwładny miał inne zdanie niż on. Wina podwładnego jest wówczas, gdy nie ma on swojego własnego zdania i usilnie stara się wpoić szefowi przekonanie, że najmądrzejszy w firmie jest właśnie szef.

Wymiana poglądów niejedno ma imię
Wówczas to wymiana poglądów zamienia się w wiernopoddańcze hołdy. I nie chodzi tu o wymianę poglądów, o jakiej mówił mi swego czasu mój tata. W firmie, w której pracował, jego kolega poszedł do szefa, który znany był z dość twardego charakteru. Zapytany po spotkaniu, jak było, stwierdził, że wymienili z szefem poglądy. To znaczy, że wszedł do szefa ze swoimi, a wyszedł z jego poglądami.
Istotą zarządzania z poziomu szefa jest dokonywanie najwłaściwszych wyborów. Wyborów spośród wielu możliwości. Istotą zaś dokonywania wyboru jest dyskusja. W firmie nawet czasami kłótnia. Pewnie, że wrzaski nie są przyjemne, ale przecież nie przychodzimy do pracy po to, żeby było przyjemnie. A czasami z takich właśnie wrzasków wychodzi najlepsza decyzja. Najlepszą sytuacją jest taka, w której to bezpośredni podwładni wytykają szefowi błędy. Ci podwładni są najcenniejsi. Nawet wówczas, gdy nie mają racji, bo wówczas trzeba się choć na chwilę zatrzymać i pomyśleć, czy rzeczywiście to ja mam rację. Pozostali – ci, którzy nigdy się nie postawią – są tylko wyrobnikami. Wyrobnikami na wyższym lub niższym poziomie. Jeżeli to nie podwładni „wyprostują” szefa, to będą go „prostować” jego przełożeni. A to jest już znacznie mniej miłe.

Dyskusja i krytyka
Oczywiście pomijam tu patologiczne przypadki szefów, którzy na krytykę odpowiadają groźbami pod adresem podwładnego, ale taki szef do normalnego szefa ma się tak, jak pałka policyjna do rurki z kremem. Pewnie czas wrócić do podstawowego tematu, jakim jest sprawiedliwość, bo wydawać się może, że to wszystko, co napisałem powyżej, ma się nijak do niego. Ale to tylko pozory. Pozory dlatego, że jeśli nie ma rzeczywistego dialogu między szefem i jego pracownikami, to nigdy się on nie dowie, jak jego decyzje oni odbierają. Nie dowie się również o nich w kontekście sprawiedliwej oceny swoich podwładnych. Jeśli zaś się nie dowie, to nigdy nie będzie miał szansy, by naprawić swoje błędy lub też przekonać współpracowników o swoich racjach. Tak więc dyskusja i rzeczowa krytyka są podstawą sprawiedliwości. Są warunkiem koniecznym, choć oczywiście niewystarczającym, by sprawiedliwość miała miejsce.

Pieniądze to nie wszystko
Po pierwsze – co mamy na myśli, mówiąc o sprawiedliwości w firmie? Czy oznacza to wyłącznie sferę uznania finansowego? Z pewnością nie. Nie może oznaczać również bezdusznego oceniania każdego pracownika. Co z tego bowiem, jeśli w pełni postaramy się zobiektywizować kryteria oceny, zapominając o sferze emocjonalnej, chęci i zaangażowania pracownika? Co wyniknie dobrego z samej sprawiedliwości wobec pracownika, który próbował rozwiązać problem dotąd nierozwiązany i się pomylił, a my go za to ukarzemy? Sprawiedliwość jest bardzo istotną zaletą dobrego szefa, ale sama krystalicznie czysta sprawiedliwość jest nieludzka. Nie można oczywiście obracać wszystkiego do góry nogami i unikać trudnych decyzji w przypadku, gdy pracownik źle pracuje. Nie można, bo wówczas wcale nie działamy dla jego dobra, dajemy zły przykład innym i nie jesteśmy z pewnością sprawiedliwi. Bycie sprawiedliwym w ocenie musi rozgraniczać również sferę oceny działań od oceny samego człowieka. Sam człowiek, nasz współpracownik jest największym majątkiem w firmie. Dlatego należy o niego szczególnie dbać, co oczywiście nie oznacza dopieszczania na każdym kroku. Pracownika również można zagłaskać albo – co równie złe – sponiewierać.

To, co się komu wydaje
Równie istotne jak sprawiedliwe ocenianie jest odbieranie tej oceny przez zainteresowanego. Mój kolega mawia, że rzeczywistość to wcale nie jest to, co jest, ale to, co się komu wydaje, że jest. Ma rację. Tak samo jest z postrzeganiem sprawiedliwości. I nie tylko tego.
Mam nadzieję, że z tych kilku wyżej przedstawionych myśli wynika dość jasno, że w mojej hierarchii wartości sprawiedliwość ma rolę służebną wobec wielu innych cech, jakimi powinien odznaczać się szef. I to niezależnie od tego, na jakim poziomie drabiny organizacyjnej się znajduje. Jest ona ważna, ale nie może być wartością samą w sobie. Myślę też, że szef, dla którego sprawiedliwość w działaniu i ocenie jest wartością nadrzędną, jest gorszy od takiego, który nie przywiązuje do sprawiedliwego oceniania specjalnej wagi. Ale ani jeden, ani drugi nigdy nie będzie dobrym szefem.

Paweł Chudziński
prezes Aquanet, Poznań