Z prof. Andrzejem Mizgajskim, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Środowiska, rozmawia Wojciech Dutka

Polskie prawo ochrony środowiska dostosowano do standardów unijnych, ale istotny wpływ na skuteczność jego funkcjonowania ma przygotowanie kadry urzędniczej, która to prawo wprowadza…
Kraje Unii Europejskiej tworzyły swój system prawny, doskonaląc go i rozwijając, przez blisko pół wieku. W tym roku do tego klubu weszły państwa, w których wielkość produktu krajowego brutto na mieszkańca stanowi ok. 40% średniej dla dotychczasowych członków. Ich zadaniem było wdrożenie w ciągu kilku lat całego dorobku prawnego Unii. Moim zdaniem, było jasne, że tego nie da się zrobić w sposób stuprocentowy. To musi być dłuższy proces. Myślę, że w Polsce osiągnęliśmy w ochronie środowiska ogromny sukces. W ciągu kilku lat nie tylko transformowaliśmy gospodarkę i nasz sposób myślenia, nie tylko wiele zainwestowaliśmy, ale również przebudowaliśmy cały system prawny na wzór państw o nieporównanie mniej dramatycznych doświadczeniach i o innym poziomie życia. W ostatnich trzech latach przed przystąpieniem do UE w Ministerstwie Środowiska opracowano ponad 20 projektów ustaw i ponad 250 rozporządzeń wykonawczych, co oznacza, że wydawane były dwa akty wykonawcze na tydzień. Tempo tych prac było więc przeogromne. Teraz następuje faza porządkowania prawa, a jednocześnie dostosowywania do zapisów nowych aktów „produkowanych” przez Komisję Europejską.
Druga kwestia to wdrażanie prawa przez urzędników. Trzeba zauważyć, że w Polsce nie mamy hierarchicznego systemu zarządzania środowiskiem, a każdy poziom administracji ma swój zakres kompetencji. W konsekwencji dla większości spraw organem odwoławczym są samorządowe kolegia odwoławcze, które zwykle nie posiadają wiedzy merytorycznej, a jak wiemy, sprawy ochrony środowiska to nie tylko rozstrzygnięcia formalno-prawne. Niestety, pracownicy samorządowi również nie zawsze są odpowiednio przygotowani i to jest istotny problem. Poszczególne szczeble samorządu niby są okrzepłe, ale kadrowo są różnie wyposażone. Trudno sobie wyobrazić, żeby w małej gminie wiejskiej mógł znaleźć się fachowiec, który sam obejmie cały zakres kompetencji gminy w ochronie środowiska, ochronie przyrody i często planowaniu przestrzennym. Jeden człowiek nie jest w stanie tego opanować. Więc jest problem liczby osób, które się tym zajmują oraz ich kompetencji.

Przymykamy oko na łamanie prawa?
To jest widzenie czarno-białe, które w praktyce nie często jest przydatne. Były dwie możliwości: albo stwierdzilibyśmy, że „nie jesteśmy jeszcze gotowi do przystąpienia do UE, ponieważ nie mamy odpowiedniego potencjału i dostatecznie wykształconych kadr, które w 100% wdrożą prawo”, albo „przyjmujemy cały unijny dorobek prawny i staramy się go w maksymalnym stopniu realizować”. Myślę, że słusznie przyjęto to drugie rozwiązanie (z uwzględnieniem okresów dostosowawczych), ponieważ daje ono bodziec do pracy. Musi być wola do coraz lepszego wdrażania prawa i jestem przekonany, że ona jest.

Wydaje się, że w wielu gminach, przytłoczonych ogromem różnych obowiązków, sprawy ochrony środowiska schodzą na dalszy plan…
Tak nie należy tego widzieć. Możemy założyć, że w młodej demokracji, a demokracja w III Rzeczpospolitej jest młoda, władze lokalne nie nauczyły się jeszcze dostrzegać znaczenia projektów długofalowych. To prawda, rzeczywiście często dominuje myślenie kadencyjne. Ale nie można nie dostrzegać perspektywy bieżącej. Co z tego, że władza, obojętnie – gminna, wojewódzka czy na poziomie krajowym – działa na rzecz odległej przyszłości? Pewne problemy musi załatwiać także dziś. Musi być pewien balans pomiędzy działaniem długofalowym i bieżącym. Poza tym to, że prawo nie jest w pełni wdrażane, to nie tylko polska specjalność. Żaden kraj UE nie wdraża w 100% zapisów tego, co „produkuje” Unia. Wszędzie jest pewien zakres „zapisów martwych”. W gruncie rzeczy ostatecznym testem, czy realizacja prawa jest satysfakcjonująca, jest jakość środowiska. Polepszający się stan środowiska w naszym kraju jest sygnałem, że są postępy we wdrażaniu prawa.
Kolejną sprawą jest fakt pogorszenia sytuacji finansowej gmin w ostatnich latach. Odbija się to bardzo wyraźnym spadkiem inwestycji, także w zakresie ochrony środowiska. W stosunku do maksimum wydatków w końcu lat 90. nakłady na ochronę środowiska spadły prawie trzykrotnie. Skoro jednak państwo dysponuje znacznie mniejszymi środkami na realizowanie zadań publicznych, to trudno sobie wyobrazić, żeby ten kryzys nie dotykał gmin. Teraz można się spodziewać, że dzięki środkom zewnętrznym nastąpi znowu przyspieszenie działań.

Ministerstwo wydało prawo, ale ma słabe narzędzia egzekucyjne, bo gminy są samorządne. Nie możemy nic kazać wójtowi, nie mamy mechanizmów, poza naciskiem opinii publicznej…
Państwa nie możemy sobie wyobrażać wyłącznie jako pewnej hierarchicznej struktury, gdzie ktoś na górze pociąga za sznurek i jak po drabince są realizowane poszczególne działania. Myślę, że to jest dość staromodne rozumienie państwa. Teraz coraz większe znaczenie mają relacje o charakterze sieciowym, gdzie mamy wielu uczestników różnych działań skierowanych w różnych kierunkach, których łączny efekt powinien być jednak zgodny z oczekiwaniem demokratycznej większości. Jak funkcjonują mechanizmy prawne, jak postępują realne zmiany, najlepiej widać na przykładzie gospodarki odpadami. Na jakim etapie była Polska w gospodarce odpadami jeszcze pięć lat temu? W ustawie o ochronie i kształtowaniu środowiska było zaledwie kilka artykułów dotyczących gospodarki odpadami i tak naprawdę niewiele się działo. Popatrzmy, jaki niewątpliwy postęp dokonał się w tej dziedzinie. Bez wątpienia został on wymuszony nowymi regulacjami prawnymi.
Ministerstwo stara się szeroko wspierać podnoszenie kwalifikacji urzędników. W ostatnich latach w ramach różnych szkoleń, konferencji, warsztatów i wizyt studialnych przeszkolono blisko 6000 urzędników różnych szczebli. Wdrożone zostały dwa szkolenia e-learningowe, które są dostępne na internetowej stronie Ministerstwa Środowiska
Na stronie internetowej umieszczamy również projekty aktów prawnych, które są konsultowane z zainteresowanymi. Systematycznie udzielamy odpowiedzi w zakresie interpretacji przepisów prawa, bo to jest także jedna z funkcji Ministerstwa. Przedstawiciele Ministerstwa uczestniczą w licznych konferencjach, seminariach, szkoleniach. Niestety, nie na wszystkich takich szkoleniach frekwencja jest dostateczna, czyli można wnioskować, że jest pewne niedocenianie tego zagadnienia przez władze samorządowe.

To jest pięknie, jak mamy czas i pieniądze. Ale gdy jest wojna, to się wprowadza dyktaturę…
Nie można powiedzieć, że jest wojna, są po prostu ciągłe zmiany w ochronie środowiska. Pytanie dotyczy rozumienia kierunku tych zmian oraz stopnia, w jakim stymulujemy postęp. Z całym przekonaniem mówię, że w tym zakresie członkostwo w Unii Europejskiej bardzo dużo nam dało, ponieważ weszliśmy w dość spójny system. Nową jakość stanowi cały układ dokumentów programowych obejmujących elementy ochrony środowiska, w tym programy operacyjne związane z wykorzystywaniem funduszy strukturalnych i Funduszu Spójności. Sektorowe Programy Operacyjne, Zintegrowany Program Operacyjny Rozwoju Regionalnego oraz Strategia Wdrażania Funduszu Spójności zawierają szczegółowe zapisy określające kierunki inwestowania na konkretne lata. Zadania umieszczone w tych dokumentach muszą wynikać ze strategii ochrony środowiska na poziomie gminy, powiatu, województwa i kraju, a te z kolei muszą być spójne z dokumentami programowymi Unii Europejskiej. Koordynacja będzie więc wymuszona przez odpowiednie skierowanie strumieni wsparcia finansowego. Czyli wpisujemy polskie realia w wyznaczony kierunek. To zadziała, ale jeszcze wymaga czasu.

Mamy mało pieniędzy, ale wiele inwestycji jest przewymiarowanych, źle zaprojektowanych…
Popatrzmy na przykład sprzed 10 lat. Nowe kraje związkowe Niemiec nie miały żadnego problemu z pieniędzmi i technologią. I co się okazało? Kraje te miały ogromne problemy z nadmiernymi, nieuzasadnionymi wydatkami w ochronie środowiska, np. związane właśnie z przewymiarowaniem oczyszczalni ścieków. Podobny syndrom mamy w Polsce, a jesteśmy w trudniejszej sytuacji. Nagły boom inwestycyjny, który w tej chwili mamy w zakresie gospodarki odpadami, sprawia, że być może realizujemy więcej przedsięwzięć niż jest dobrych firm. Na to nałożyła się słabość ekonomiczna gmin, co powoduje, że głównym kryterium wyboru wykonawcy jest cena, często bez odniesienia do technicznych możliwości wykonania. Przy przetargach pojawia się problem polegający na tym, że ceny, które wynikają z postępowania o zamówieniach publicznych, są znacznie niższe niż w kosztorysach inwestorskich. Powstają obawy o możliwości zrealizowania takich inwestycji w odpowiednim standardzie. Są też inne problemy, nie tylko dotyczące Polski: szybko rośnie zapotrzebowanie na nowe rozwiązania techniczne i technologiczne, np. w gospodarce odpadami, przy jednoczesnym braku dostatecznego potencjału technicznego. Rodzi to trudności związane z jakością projektowania i wykonawstwa. Musimy uruchamiać wszelkie instrumenty, żeby tych zjawisk negatywnych było jak najmniej. Ale administracja nie może zajmować się sterowaniem wykonawstwem, bo powstałyby patologie znacznie gorsze niż trudności, które mamy w tej chwili.

Optymistyczne jest, że kierunki studiów, związane z ochroną środowiska, cieszą się dużą popularnością…
Według mojego rozpoznania z ubiegłego roku, tylko na kierunkach ochrona środowiska i inżynieria środowiska studiowało ponad 50 tys. studentów. Do tego trzeba dodać specjalizacje na kierunkach przyrodniczych uniwersytetów – na geografii, biologii czy chemii, a także na akademiach rolniczych i ekonomicznych. Rzeczywiście, ogromna liczba młodych ludzi ma takie zainteresowania lub podejmuje studia w zakresie ochrony środowiska, bo uważa, że będzie łatwiej dostać po nich pracę. Ostrożnie szacując, każdego roku mamy kilkanaście tysięcy absolwentów, czyli średnio na każdą gminę przybywa corocznie 5-6 specjalistów do spraw ochrony środowiska. Szanse na zatrudnienie są więc niewielkie, choć możliwe jest wchłonięcie najlepszych, jeśli oferty pracy spotkają się z absolwentami o największym potencjale. To jest kwestia dobrej selekcji kadr, zarówno na poziomie lokalnym, jak i ponadlokalnym. Pojawia się dylemat, czy zastępować doświadczonego urzędnika, który przez wiele lat nabył podstawową wiedzę i umiejętność poruszania się w problematyce, absolwentem, który ma większy potencjał, ale nie ma doświadczenia.

Z przygotowaniem studentów do przyszłej pracy jest różnie…
Mogę powiedzieć z mojego doświadczenia, że również w dydaktyce jesteśmy na etapie przejściowym. Grzechem uniwersyteckich programów studiów jest dominacja treści związanych z wiedzą o środowisku i o procesach w nim zachodzących. Nie zauważa się, że to jest podstawa ochrony środowiska, ale nie jej synonim. Z kolei na studiach technicznych student zdobywa wiedzę i umiejętności inżynierskie bez dostatecznej podbudowy w postaci wiedzy o środowisku. Ponadto regułą jest, że w jednych i drugich programach występuje niedostatek treści w zakresie zarządzania środowiskiem i jego uwarunkowań prawnych. W konsekwencji mamy wielu studentów kształconych dość jednostronnie. Jestem przekonany, że wielka konkurencja na rynku pracy, a w przyszłości także na rynku edukacji akademickiej, wpłynie pozytywnie na treści nauczania.
Student powinien posiąść ogólną wiedzę o środowisku i procesach, które w nim zachodzą, oraz o relacjach człowiek – środowisko i ich uwarunkowaniach. Na tej podstawie powinien zdobyć umiejętności operacyjne dotyczące rozwiązań praktycznych w zakresie działalności programowej, menedżerskiej czy inżynierskiej.
Próbą realizacji tych założeń jest specjalność zarządzanie środowiskiem na kierunku ochrona środowiska oraz studium podyplomowe zarządzanie środowiskiem, realizowane na uniwersytecie w Poznaniu. Staramy się tu łączyć przekazywanie wiedzy o relacjach człowiek – środowisko z wiedzą o środowisku i treściami operacyjnymi, czyli dotyczącymi stanu prawnego, tworzenia dokumentacji i problemów związanych z technikami ochrony środowiska. Celem nie może być wyposażenie absolwentów w wiedzę kompletną, bo tego się nie da zrobić. Ważne jest nabycie przez nich umiejętności samodzielnego zdobywania wiedzy dzięki podstawom zdobytym na uczelni.

Możemy być optymistami?
Kluczem do zrozumienia tego, co dzieje się w Polsce w zakresie ochrony środowiska, jest określenie „dynamika”. W mojej opinii jesteśmy w fazie dynamicznych zmian, które – ogólnie rzecz ujmując – zmierzają w dobrym kierunku. Trzeba pilnować, aby następowały one nie szybciej niż można i nie wolniej niż trzeba. Konieczne jest przy tym wprowadzanie korekt tak, aby sprostać wyzwaniom przyszłości. Jestem przekonany, że potencjał naszego kraju w pełni to umożliwi.

Dziękuję za rozmowę.