No i już po wakacjach. Przynajmniej dla większości z nas. Wróciliśmy do rzeczywistości – dość kolorowej, bo wyborczej. Ale nie o wyborach będę pisał – przynajmniej nie o tych politycznych, lecz o wyborach władz spółek komunalnych.
W dużej mierze są one pokłosiem efektu wyborów samorządowych, jako że przeważająca część tychże spółek jest w rękach samorządów. Tu pojawia się problem upolitycznienia władz spółek komunalnych. Ustawodawca stworzył barierę bezpośredniego wpływu władz gminnych na wybór zarządów spółek. Jednak to właśnie władze gminy ustanawiają rady nadzorcze, które z kolei powołują zarządy spółek. I tu pojawia się problem właściwego wyboru członków rad nadzorczych, ich kompetencji i określenia celów. Niedobrze, gdy rady nadzorcze traktowane są jako „łup wyborczy”, bez określenia oczekiwań ze strony spółki. Wydaje się zasadne, by członków rad nadzorczych, a tym samym całą radę wyraźnie mocować, oczekując nadzoru nad spółką oraz realizacją polityki właścicielskiej. I tu zaczyna się kolejny problem – określenia tejże polityki przez właściciela (czytaj: gminy). Trudno jest bowiem określać politykę właścicielską w sytuacji, gdy funkcję właściciela sprawuje organ wykonawczy gminy, a istotną rolę w stanowieniu polityki dochodowej tej branży w gminie odgrywa rada gminy. Jest to oczywiście możliwe, jednak dość skomplikowane. Jakby w naturalny sposób ciężar kreowania takiej polityki zostaje przesunięty na spółkę i jej organy. Stąd też tak ...