Strategiczna biomasa
A jednak zakręcili! Wprawdzie nie na długo i tylko Ukrainie, ale strach padł i na Polskę, i na te kraje Europy Zachodniej, których funkcjonowanie – przemysłowe i „domowe” – w znacznym stopniu zależy od dostaw rosyjskich surowców energetycznych. Gazowy kurek stał się nagle głównym tematem światowych mediów i skłonił do refleksji już nie tylko polityków i specjalistów od energetyki cieplnej. Bo sprawa stała się bardzo realna i całkiem poważna: zakręcili im, to mogą i nam! I wcale nie tylko dla postrachu, na krótko, pokazowo. Skoro wiadomo, że bez gazu „leżymy”, to jest on surowcem nie tylko energetycznym, ale również geopolitycznym i makroekonomicznym.
W tej oto, perspektywicznie niewesołej, sytuacji jest oczywiste, że najgorszym rozwiązaniem byłoby długoterminowe uzależnienie się od jednego źródła. Zwłaszcza jeśli to źródło jest kontrolowane przez obcych polityków, którzy mimo niedawnego „braterstwa” nie pałają do nas jakaś szczególną sympatią. Pozwolić im na utrzymanie tak skutecznego, choć wcale nie militarnego instrumentu zastraszenia, nacisku i wpływu na całe nasze życie byłoby działaniem antypaństwowym i swoistą zdradą narodową – przez zaniedbanie (a może i przez jakieś niecne interesy). Zostawmy tu jednak rozważania na temat gazu z Norwegii, ropy z Kuwejtu czy węgla skądkolwiek (na razie, na szczęście, ze Śląska). Bo w toczonych dyskusjach na ogół zapomina się o tym, że dywersyfikacja może – i powinna! – być nie tylko geograficzna, ale i „fizyczna”.
Takim strategicznym surowcem, którym w istotnym stopniu można by zastąpić inne – „obce” i nieodnawialne – źródła energii, jest przede wszystkim biomasa. Sęk w tym, że i tu nasza sytuacja wcale nie wygląda różowo. Udział biomasy w krajowym ogrzewnictwie jest wciąż symboliczny i cała ta branża rozwija się w tempie dalece niezadowalającym. Tymczasem Unia Europejska – czyli już niby „my”, ale w wielu sprawach wciąż jeszcze bardziej „oni” – już od dawna ma świadomość, że trzeba się możliwie skutecznie uniezależnić od paliw kopalnych, i opracowała konkretny plan wykorzystania biomasy.
U nas biomasa jest jeszcze daleko… w polu. Ani planu, ani dyrektywy, ani limitów, ani terminów… Nasi ciepłownicy – zamiast „bawić się” w jakieś energetyczne „nowości” – wciąż wolą spalać gaz czy ropę. Pewnie, że tak jest prościej i, póki co, może nawet taniej (choć dla klientów coraz drożej!). Ale gdy kiedyś nam zakręcą, to znów będzie się mówiło, że „Polak mądry po szkodzie”. A może to być szkoda ogromna!
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelny
W tej oto, perspektywicznie niewesołej, sytuacji jest oczywiste, że najgorszym rozwiązaniem byłoby długoterminowe uzależnienie się od jednego źródła. Zwłaszcza jeśli to źródło jest kontrolowane przez obcych polityków, którzy mimo niedawnego „braterstwa” nie pałają do nas jakaś szczególną sympatią. Pozwolić im na utrzymanie tak skutecznego, choć wcale nie militarnego instrumentu zastraszenia, nacisku i wpływu na całe nasze życie byłoby działaniem antypaństwowym i swoistą zdradą narodową – przez zaniedbanie (a może i przez jakieś niecne interesy). Zostawmy tu jednak rozważania na temat gazu z Norwegii, ropy z Kuwejtu czy węgla skądkolwiek (na razie, na szczęście, ze Śląska). Bo w toczonych dyskusjach na ogół zapomina się o tym, że dywersyfikacja może – i powinna! – być nie tylko geograficzna, ale i „fizyczna”.
Takim strategicznym surowcem, którym w istotnym stopniu można by zastąpić inne – „obce” i nieodnawialne – źródła energii, jest przede wszystkim biomasa. Sęk w tym, że i tu nasza sytuacja wcale nie wygląda różowo. Udział biomasy w krajowym ogrzewnictwie jest wciąż symboliczny i cała ta branża rozwija się w tempie dalece niezadowalającym. Tymczasem Unia Europejska – czyli już niby „my”, ale w wielu sprawach wciąż jeszcze bardziej „oni” – już od dawna ma świadomość, że trzeba się możliwie skutecznie uniezależnić od paliw kopalnych, i opracowała konkretny plan wykorzystania biomasy.
U nas biomasa jest jeszcze daleko… w polu. Ani planu, ani dyrektywy, ani limitów, ani terminów… Nasi ciepłownicy – zamiast „bawić się” w jakieś energetyczne „nowości” – wciąż wolą spalać gaz czy ropę. Pewnie, że tak jest prościej i, póki co, może nawet taniej (choć dla klientów coraz drożej!). Ale gdy kiedyś nam zakręcą, to znów będzie się mówiło, że „Polak mądry po szkodzie”. A może to być szkoda ogromna!
Urszula Wojciechowska
Redaktor naczelny