Gospodarka odpadami od zarania dziejów ludzkości jest nieuniknionym i immanentnym elementem rzeczywistości gospodarczej. Są uczeni, którzy twierdzą, że to nie inna profesja, a specjalista gospodarki odpadami jest najstarszym zawodem świata. Nie wiadomo tylko, dlaczego nazywany jest on śmieciarzem?

Dzięki pokoleniom doświadczeń pradawne sadyby ludzkie lokalizowano nad brzegami rzek, które zabierały zarówno odpady, jak i produkty uboczne ówczesnej, ludzkiej egzystencji. Bioodpady przetwarzano lokalnie, stosując zasadę bliskości, na tkankę mięsną trzody i drobiu.

Katastrofa środowiskowa

Wraz z rozwojem cywilizacyjnym i postępem naukowo-technicznym zmieniały się technologie gospodarki odpadami, ale przez wieki naczelnym problemem było pozbycie się odpadów w miarę tani, bezbolesny i nieszkodliwy dla ich wytwórców sposób. O sąsiadów mieszkających np. w dole rzeki chyba nikt się nie martwił. Przez całe wieki ludzkość, nieświadoma swoich dziejowych dokonań, wdrażała w życie zasady zero waste (życia bez odpadów) i circular economy (gospodarki obiegu zamkniętego). Każdy kawałek obrobionego kamienia i metalu lub drewniane czy ceramiczne naczynie używane było wielokrotnie, a jego pozostałości wykorzystywane do granic możliwości. Tak działo się na naszych ziemiach od epoki kamienia łupanego aż do schyłku ?epoki słusznie minionej?, która zamiast doprowadzić nas do pełnej szczęśliwości, doprowadziła do totalnej katastrofy ekonomicznej, w tym także środowiskowej. Przez te lata gospodarki permanentnego niedoboru wypracowaliśmy na naszych ziemiach nawyki, które po drobnej adaptacji wpisują się w ideały gospodarki obiegu zamkniętego i zero waste.

Zapomniane technologie

Po kryzysie lat komunizmu, wchodząc na ścieżkę kapitalistycznego rozwoju i zachłystując się szeroką dostępnością dóbr doczesnych, doświadczyliśmy jako naród dobrobytu, który spowodował, że nasze latami wdrażane, awangardowe na skalę światową technologie popadły w zapomnienie. Gazeta stała się jedynie nośnikiem jednodniowej informacji, tracąc swoją funkcję opakowaniową. Zanikowi uległo zbieractwo makulatury i puszek, praktykowane obecnie tylko w formie marginalnej. A przecież było ono wspaniałym pierwowzorem systemu kaucyjnego, który także z powodzeniem funkcjonował. Naprawa przedmiotów powszechnego użytku, np. zelowanie butów (kto dziś pamięta to określenie) czy repasacja pończoch, stała się sprawą wstydliwą, a ponadto w większości przypadków nieopłacalną. Nasz kubeł na śmieci zapełnia się co dzień dobrami, które jeszcze kilkanaście lat temu były nieprzebranym zasobem dóbr do ponownego użycia lub co najmniej poddania odzyskowi materiałowemu czy energetycznemu. Także recykling metalu doprowadzono wówczas do perfekcji, osiągając z pewnością poziomy, do osiągania których teraz znów z trudem dążymy.

Zwrot sytuacji

Kolejnego przyspieszenia trend wzrostu produkcji odpadów doznał w ostatnich latach wskutek dopływu na rynek strumienia powszechnie dostępnego pieniądza. Nastał czas remontów i przebudowy mieszkań i domów, wymiany mebli, sprzętów AGD, samochodów itp. Skutkiem tego ilość odpadów wielkogabarytowych, ZSEiE, odpadów budowlanych, opon itp. wzrasta drastycznie. Żadne statystyki i plany tworzone jeszcze kilka lat temu nie przewidywały takiego zwrotu sytuacji. Jeszcze niedawno większość instalacji przetwarzających odpady, w tym RIPOK-i, martwiła się o zbyt mały dostarczany do nich strumień odpadów. Obecnie martwi się, jak zorganizować pracę zakładu, aby móc je zagospodarować. Nie słychać już głosów o przewymiarowanych instalacjach, które stoją niewykorzystane. Obecnie uwidacznia się raczej ich niedobór. Rację mieli ci, którzy wieszczyli, że wkrótce nasze wskaźniki wytwarzania dorównają europejskiej średniej. Limity ilości wytwarzanych odpadów, a w ślad za tym limity wydajności poszczególnych instalacji określone w WPGO i pozwoleniach zintegrowanych wyczerpują się w zastraszającym tempie. Niektóre limity kończą się już w połowie roku, jak często ma to miejsce w przypadku odpadów biodegradowalnych. Niespodziewanie, w ekspresowym tempie, doszliśmy do celu, którego osiągnięcie nie było przewidywane w najśmielszych marzeniach naszych planistów. Wskaźniki wytwarzania w niektórych regionach i miastach przekraczają 300, 400, a czasami nawet 500 kg na mieszkańca na rok. Niemal jak w Niemczech, Danii czy Szwecji. Skąd taka sytuacja? Też jesteśmy ciekawi. Szukamy odpowiedzi na to pytanie nie tyle z czczej ciekawości, co widząc w tym realny problem, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć w najbliższym czasie. Jakie działania zostaną podjęte na poziomie krajowym, wojewódzkim i regionalnym? Jakie zmiany prawne, a zwłaszcza planistyczne w zakresie zmian KPGO i WPGO są planowane? Czy potrafimy zaplanować i przewidzieć trendy zmian?

Realne poziomy

Drugim pytaniem, jakie się nasuwa po powyższych konstatacjach, jest realność osiągania wciąż rosnących, wymaganych poziomów przygotowania do ponownego użycia i recyklingu odpadów komunalnych. Przy obecnym składzie morfologicznym odpadów, gdzie ponad 20% stanowi popiół, a często ponad 50% to frakcja drobna, osiąganie poziomów recyklingu powyżej 50% wydaje się zadaniem mało realnym. Będzie to zadaniem szczególnie ambitnym, jeśli ich osiąganie spoczywać będzie tylko na barkach samorządów i instalacji przetwarzających odpady, na których skład i jakość mają znikomy wpływ. Czy będzie taniej? Czas pokaże.

Piotr Szewczyk

przewodniczący Rady RIPOK