Ludwik Węgrzyn

Gdy dopadła mnie wiosenna melancholia i refleksje nad moją pracą jako urzędnika samorządowego, doszedłem do wniosku, że samorządność w Polsce (a zapewne i w innych krajach) nie jest możliwa bez uzyskania pełnej wolności. Jest to warunek konieczny, aczkolwiek niewystarczający do pełnej realizacji samorządności. W czasach, gdy jedni walczyli o wolność, inni świadomie lub nieświadomie ją zwalczali, wspierając i umacniając skompromitowany system. Jednak zdecydowanej większości społeczeństwa wszystko było obojętne, byle mieć święty spokój. A przecież wolność to wartość absolutna i kształtująca ją najczęściej polityka powinna być – jak powiedział Jan Paweł II – „roztropną troską o dobro wspólne”. Ferdynand Zweig utrzymywał, że wolność jest najlepszą, najskuteczniejszą i najtańszą sztuką rządzenia. Żadna sfera życia, jeżeli nie przestrzega tych podstawowych wartości, nie może prawidłowo funkcjonować. Wszyscy powinni kierować się tymi podstawowymi zasadami, nie wszyscy natomiast musimy zgadzać się z kierunkami i celami dokonywanych czy też planowanych zmian.
Ważne jest, żeby w życiu publicznym przyzwoitość stała się standardem, aby zwyciężało dobro ogółu, a nie partykularny interes jednostki czy grupy osób.
Powyższe refleksje wynikają z tego, że deklarowane przez obecnie rządzące w naszym kraju partie i ugrupowania polityczne umacnianie samorządności staje się coraz bardziej widoczną fikcją. Do wyciągnięcia tak ponurych wniosków zmusiły mnie dwie ostatnio proponowane zmiany w przepisach, pokazujące trwające od dłuższego czasu tendencje centralistyczne, zmierzające do ograniczenia swobód i kompetencji samorządu już nie tylko na każdym z możliwych pól, ale nawet na najmniejszych działeczkach.
Pierwsza z nich to projekt rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów w sprawie czasu pracy pracowników administracji. Obecnie każdy z nich winien przepracować co najmniej 40 godzin tygodniowo. Uregulowane są także zasady czasu wolnego w dni przypadające pomiędzy dniami wolnymi od pracy oraz tzw. okresu rozliczeniowego.
Proponuje się natomiast, by administracja pracowała w godzinach 8.15-16.15, a co najmniej w jednym dniu tygodnia do godziny 18. Trudno znaleźć tu logikę. Praca administracji, zwłaszcza samorządowej, powinna służyć ludziom, z których podatków jest przecież finansowana. Należy więc ją tak racjonalizować i zmieniać, aby była w stopniu optymalnym użyteczna dla społeczeństwa i bardziej efektywna. Proponowane zmiany nie zawierają tych oczekiwanych cech. Każdy region, każde miasto, a nawet każda gmina ma swoją własną specyfikę funkcjonowania. Na przykład w Bochni od czasów króla Kazimierza Wielkiego czwartki są dniem targowym i oczekiwania mieszkańców, szczególnie okolicznych gmin i wiosek, są tradycyjnie nastawione na załatwianie spraw w godzinach wczesnorannych, a nie w popołudniowych. Poza czasem pracy samych urzędów samorządowych istotne jest, w jakich godzinach pracują inne instytucje publiczne, gdyż bez ich aktywnego udziału wielu istotnych dla obywatela spraw nie da się załatwić.
Wprowadzanie odgórnych regulacji z daleka pachnie bezsensowną centralizacją i zajmowaniem się sprawami, które powinny leżeć w gestii samorządów lokalnych.
Niedawno na Zgromadzeniu Ogólnym Związku Powiatów Polskich starostowie na znak protestu ubrali zarękawki jako symbol bezmyślnej, biurokratycznej administracji rodem z babki Austrii, do której zmierza nowe prawodawstwo. A przecież tyle jest innych ważnych spraw do załatwienia w naszym kraju.
Innym przykładem jest poselski projekt ustawy o zmianie ustawy o administracji rządowej w województwie. Tym razem posłowie z koalicji próbują przemycić uprawnienia dla wojewody do ustalania instrukcji kancelaryjnej dla samorządów terytorialnych.
Dotychczasowe przepisy prawa dawały prezesowi Rady Ministrów (art. 39 ustawy o samorządzie powiatowym) prerogatywy do ustalenia w drodze rozporządzenia instrukcji kancelaryjnej dla organów powiatu. Miała ona określać zasady i tryb wykonywania czynności kancelaryjnych w starostwach powiatowych w celu zapewnienia jednolitego sposobu tworzenia, ewidencjonowania i przechowywania dokumentów oraz ich ochrony przed zniszczeniem lub utratą.
Rozporządzenie z 18 grudnia 1998 r. w sprawie instrukcji kancelaryjnej dla organów powiatu w pełni zabezpiecza jednolitość systemu administracji publicznej w tym zakresie, a zwłaszcza w części realizowanej przez powiatową administrację zespoloną.
Prawdą jest, że rozporządzenie tylko w dwóch miejscach dotyka zagadnień związanych z funkcjonowaniem służb, inspekcji i straży, jednak dla uporządkowania i ujednolicenia realizowanych zadań i funkcjonowania w ramach administracji zespolonej służb, inspekcji i straży pod służbowym zwierzchnictwem starosty nie trzeba zmieniać ustawy o administracji rządowej w województwie.
Proponowany zapis art. 38 w Ustawie o zmianie ustawy z 5 czerwca 1998 r. o administracji rządowej w województwie zawiera dyspozycje mogące mieć charakter ograniczenia samodzielności powiatów.
Wprowadzenie zmiany ustawy dla tego jednego zapisu jest kolejnym przykładem inflacji przepisów prawa. Aby zlikwidować ewidentną lukę w obowiązujących przepisach prawa, wystarczy nowelizacja rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z 18 grudnia 1998 r.
Biorąc pod uwagę zagrożenie samodzielności powiatów, a więc naruszenie przepisów Konstytucji RP, Związek Powiatów Polskich wyraził negatywne stanowisko w sprawie zmiany ustawy o administracji rządowej w województwie.
We wspomnianej administracji Austro-Węgier był podobno order za niewykonywanie bezsensownych przepisów.

Skróty od redakcji