Trwa społeczna i polityczna debata nad przyszłością energetyki wiatrowej, ważą się losy ustawy OZE. Wiatraki to popularny temat poruszany w mediach biznesowych, naukowych, ale też w lokalnych dziennikach, opisujących zmagania inwestorów z przeciwnikami budowy farm. Wrzawa, a czasami wręcz „wrzask” medialny są pewnie naturalne, ale osobiście żałuję, że rzadko piszemy/mówimy o samej idei energetyki wiatrowej jako spełnieniu marzeń o wykorzystaniu czystego, powszechnego i darmowego źródła energii. Dzieje się tak być może dlatego, że dziś wiatraki stały się częścią zawodowej energetyki i już dawno wyszły z warsztatów domorosłych wynalazców, więc i trochę „nie wypada” emocjonować się i cieszyć samą zasadą ich działania. A szkoda! Bo przecież to właśnie w samej idei wykorzystania siły wiatru nadal kryje się ogromny potencjał. Nie twierdzimy przecież, że dzisiejsze konstrukcje są idealne, że działające w Polsce turbiny to kres możliwości projektantów i technologów. Mówimy wręcz, że to dopiero początek. Początek rewolucji energetycznej – także w magazynowaniu energii z wiatraków z wykorzystaniem wodoru lub sprężonego powietrza, w śmiałych podniebnych konstrukcjach, w pływających platformach, w inteligentnych sieciach. Zaś sama turbina to pierwszy element tej nowo tworzonej inteligentnej infrastruktury. Element już w pełni automatyczny, skomputeryzowany i bezobsługowy, a także znakomicie współpracujący z systemami rozproszonego, zdalnego sterowania.

Postęp w dziedzinie wiatraków jest porównywalny z postępem w telefonii komórkowej, lecz z tą różnicą, że telefon wymienia się co dwa lata, a turbiny co 20 lat. To także częsty argument przemawiający za tym, że powinniśmy zaczekać, aż inżynierowie znajdą optymalne rozwiązania, a my wtedy „dogonimy świat”. Ja namawiam do odwrotnej postawy – nie czekajmy, wdrażajmy, sami poszukujmy, bądźmy nowocześni, otwarci, nawet „nieco szaleni”. To właśnie dzięki takim brawurowym ideom narodziła się na przykład hybrydowa elektrownia w Prenzlau, w której po raz pierwszy połączono wiatr, wodór i biogaz w jednej spójnej instalacji. Niedaleko polskiej granicy pracuje siłownia wyposażona w urządzenia do wytwarzania biogazu, trzy turbiny wiatrowe o mocy 2 MW, dwie połączone elektrociepłownie oraz urządzenie do elektrolizy, które wytwarza wodór. To, co 10 lat temu było snem futurologów, dziś jest już przetestowaną, działającą elektrownią.
Takich innowacyjnych, prototypowych konstrukcji jest na świecie naprawdę wiele. Powstają pływające farmy wiatrowe, turbiny umieszcza się na szczytach drapaczy chmur, inżynierowe montują wiatraki w balonach lub samolotach „na uwięzi”. I nie wiadomo, czy któraś z tych konstrukcji nie okaże się przełomowa.
Dziś w Polsce jest sporo polityków, którzy twierdzą, że wiatraki są drogie i bez sensu, a w dodatku nigdy nie będą znaczącym źródłem energii. Nie chcę z tą postawą polemizować, ale przypomina mi się pewne zdanie, wypowiedziane dawno temu przez powszechnie szanowanego, uznawanego za autorytet człowieka, który stwierdził, że: „Człowiek nigdy nie będzie latał”. Był to Milton Wright, ojciec dwóch synów, którzy przez wiele lat parali się sprzedażą części rowerowych. Ciekawe, jak wyglądałby dziś świat, gdyby bracia ślepo wierzyli we wszystko, co mówi ich ojciec i zajmowali się wyłącznie jednośladami. Ale to już zupełnie inna historia.
Krzysztof Prasałek, prezes PSEW