Wszyscy chyba znają to dawne i popularne powiedzenie, a także jego sens. Ale już raczej niewiele osób potrafiłoby wyjaśnić, skąd się ono wzięło. Może powodem są rzadsze niż dawniej deszcze, a i same rynny tak się zmieniły, że praktycznie nie rzucają się w oczy. 

Dlatego najłatwiej będzie to wyjaśnić słowami szwedzkiego posła, Wawrzyńca Engestroma, który tak opisał swoje wrażenia z pobytu w Krakowie w 1788 r.: „(…) Miasto Kraków zbudowane jest na stary sposób; przyczółki domów wychodzą w ulice, a domy ściśnięte są i przyparte jedne do drugich, dachy ich dzielą tylko od siebie ogromne rynny, wystające daleko, z których na przechodniów strumienie lecą, gdy deszcz pada (…)”1. Z tego powodu w dawnych czasach sytuację taką 
określało jeszcze inne powiedzenie, dzisiaj już nieużywane – „leje jak z rynny”.

Okapy

Przyczyną takiego stanu rzeczy był niewłaściwy sposób usuwania wody deszczowej ze spadzistych dachów. Do XVIII w. 
najczęstszym zakończeniem dachów były okapy, po których woda spływała na dół, przy okazji niszcząc tynki i zalewając fundamenty, powodując wiecznie wilgotne mury i piwnice. Rzadkością były natomiast rynny dachowe, a jeśli już były, to nie takie, jakie dzisiaj znamy.

W tym miejscu należy się małe objaśnienie używanych ...